X
    Kategorie SZWAJCARIA

KLEIN MATTERHORN – jak wyjechać i co robić

KLEIN MATTERHORN – jak wyjechać i co robić; wyprawa: sierpień 2021r


FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy


KLEIN MATTERHORN – jak wyjechać i co robić. DLACZEGO TU…?

No cóż, być w Zermatt i nie wyjechać na Klein Matterhorn…? Nie może być. Tu po prostu trzeba wyjechać i zobaczyć Górę Gór z nieco innej perspektywy. Jak sobie później zorganizujemy dzień to już indywidualna sprawa, ale na platformę widokową osadzoną na wysokości 3.883m n.p.m. trzeba wyjechać, poczuć tą wysokość i oddać się pięknu rozciągającemu się wkoło. Wyjazd tutaj planowaliśmy już w 2020 roku, kiedy eksplorowaliśmy okolice Lauterbrunnen. Stamtąd jednak było trochę daleko, aby przyjechać tu o rozsądnej porze. Dlatego w tym roku zorganizowaliśmy sobie indywidualny, tygodniowy wyjazd do Zermatt po to, aby właśnie tu wyjechać i powędrować jeszcze kilkoma innymi szlakami.

KLEIN MATTERHORN – jak wyjechać i co robić. WRAŻENIA

Oj o wrażeniach można by tu dużo pisać, a i tak nie odda się tego, co się poczuło będąc w tym miejscu. Z pewnością na szczycie odczuwa się rozrzedzone powietrze. Trzeba chodzić wolniej, szczególnie pod górkę lub po schodach. Dotyczy to oczywiście osób bez aklimatyzacji wysokościowej. Alpejski krajobraz na “najwyższym poziomie” robi wrażenie. W czasie pogody widać stąd Mont Blanc. Pod stopami rozciąga się lodowiec Theodul, który łączy się z widocznym z grzbietu Gornergrat lodowcem Gorner. Pięknie go widać z kolejki, której wagon frunie bezpośrednio nad jego powierzchnią. Na Klein znajduje się mały Pałac Lodowy, który może nie robi większego wrażenia, ale z racji tego, że wejście do niego zostało opłacone już w bilecie kolejki można wejść do wydrążonych w lodowcu komnat. Szczyt Klein Matterhorn to nie jedyna atrakcja, jaką zafundowaliśmy sobie w tym dniu. Po zjechaniu do niższej stacji Trockener Steg odbyliśmy fantastyczną, nieforsującą wędrówkę do jeszcze niższej, pośredniej stacji Schwarzsee. Spacer wywarł na nas ogromne wrażenie. Do szczegółów przejdziemy już w relacji.

KLEIN MATTERHORN – jak wyjechać i co robić. WĘDRÓWKA

Na początku kilka istotnych informacji organizacyjnych. Na Klein Matterhorn wyjeżdżamy najpierw kolejką gondolową, na której trasie znajdują się stacje pośrednie Furi (1.867m n.p.m.) i Schwarzsee (2.583m n.p.m.). Stacja początkowa zlokalizowana jest oczywiście w Zermatt (1.640m n.p.m.) już poza centrum miasteczka. Od dworca kolejowego trzeba trochę przejść, około 1…1,5km. Na ostatniej stacji kolejki gondolowej – Trockener Steg należy się przesiąść na wysokogórski wagon. Tu za dodatkową opłatą możemy wsiąść do wagonu ze szklaną podłogą. Na pośrednich stacjach – Furi i Schwarzsee nie musimy wysiadać i tym samym przesiadać się na inny wagon, jeśli nie chcemy. Gondole zwalniają na tych stacjach dając możliwość wysiadki, po czym jadą dalej, aż do wspomnianej stacji Trockener Steg na wysokości 2.939m n.p.m.

Z Trockenera mamy ostatni odcinek, na którym pokonujemy różnicę wysokości prawie 1km w około 10 minut. Ten ostatni kawałek jak dla nas jest tym najładniejszym. Ostatnia stacja to nasz Klein Matterhorn (3.820m n.p.m.). Całkowity czas przejazdu wszystkimi 4 kolejkami to około 45 minut. Bilety na wyjazd można kupić przez internet lub bezpośrednio w kasie dolnej stacji kolejki w Zermatt. W okresie letnim bilet kosztował nas 114 CHF. Oczywiście mieliśmy naszą Swiss Half Fare Pass, dzięki której płaciliśmy połowę. Ceny różnią się zależnie od pory roku i sezonu, można je sprawdzić TUTAJ. W cenie biletu mamy możliwość wejścia do jaskini lodowej oraz wyjazdu windą na platformę widokową znajdującą się na najwyższym punkcie Klein Matterhorn 3.883m n.p.m.

Zdecydowanie zalecamy windę, bowiem przejście większa ilością schodów na prawie 4.000m bez aklimatyzacji może się skończyć jeśli nie silnym bólem głowy to na pewno ostrą zadyszką lub bólem w płucach. Po wyjściu z windy mamy do pokonania jeszcze kilka schodów, ale to zaledwie 25…30 stopni. Jednak i tu należy raczej spokojniej wychodzić niż robimy to zwyczajowo. Matterhorn Glacier Paradise – bo tak właśnie nazywany jest cały kompleks atrakcji na Klein Matterhorn jest również wspaniałym, całorocznym ośrodkiem narciarskim z najdłuższą trasą zjazdową w Europie. Rozkłada się on po obu stronach granicy szwajcarsko – włoskiej, czyli Zermatt – Cervinia. Stąd można wybrać się również na pieszą wycieczkę na sąsiadujący z Klein Matterhorn Breithorn.

Trasa jest łatwa i dla wielu może to być pierwsza przygoda z czterotysięcznikiem, bowiem Breithorn mierzy sobie 4,164m n.p.m. Wędrówkę trzeba jednak umówić z przewodnikiem, który prowadzi grupę osób spiętą dla bezpieczeństwa linami. Szlak na Breithorn podobnie jak sam szczyt jest pokryty śniegiem przez cały rok, dlatego na taki spacerek niezbędne są raki. Czas przejścia na szczyt to około 2,5 godziny oczywiście dla osób zaaklimatyzowanych. Z Klein Matterhorn można również zaatakować dwa inne czterotysięczniki – Pollux i Castor, ale to trochę dalsze wędrówki. Na wszelki wypadek zaznaczymy, że Klein Matterhorn to nie sam w sobie Matterhorn. Na Górę Gór oczywiście nie wyjeżdżają żadne kolejki. Wiedzie tam trudny szlak przeznaczony dla profesjonalnych alpinistów. Na mapce pokazujemy co znajduje się na Klein Matterhorn. A teraz jak sami zorganizowaliśmy sobie wycieczkę. Przede wszystkim zaplanowaliśmy, że po wyjeździe na Trockener Steg nie będziemy od razu startować na Klein Matterhorn. Powody były dwa. Jeden to oczywiście bardzo krótka, ale zawsze coś – aklimatyzacja na wysokości około 3.000m. Druga i to chyba ta ważniejsza to chęć zobaczenia Matterhornu na tle czystego nieba odbijającego się w jeziorze polodowcowym. Jak wiemy, w górach przeważnie poranki są najspokojniejsze i bezchmurne. Dopiero później pojawiają się chmury i wzmaga się wiatr. Kierując się tą teorią wyjechaliśmy na Trockenera około 9:30 i zeszliśmy do wspomnianego jeziorka. Jak widać na zdjęciach nasza teoria była bardzo trafna. Tafla jeziora była spokojna, a niebo idealnie czyste, bez chmur. No i oczywiście zero ludzi. Oj udało nam się, ponieważ kiedy zjeżdżaliśmy później z Kleina lustro wody już dość mocno rozmywało się i falowało od lekkiego wiatru. Do jeziorka trzeba trochę zejść, a potem wrócić pod krótką, ale trochę stromą górkę.

Nad jeziorkiem spędziliśmy dobre 30 minut fotografując tyle ile się da. Zerknęliśmy na szlak wokół jeziora, którym już wiedzieliśmy, że będziemy schodzić do Schwarzsee. Pomysł z wysiadką na Trockenerze i zejściem do jeziora okazał się strzałem w dziesiątkę. Po około 40 minuta ruszyliśmy na Klein Matterhorn. Na górze, podobnie jak na dole nie było dużo ludzi. 1/3 z nich to narciarze, którzy śmigali na świetnie przygotowanej trasie u góry. W pierwszej kolejności skierowaliśmy się na zewnątrz, aby zobaczyć krajobraz wiecznej zimy. Z drugiej strony szczytu wyszliśmy wprost na wyciąg orczykowy, wyciągający narciarzy kończących “zabawę” na lodowcu Theodul. Widać stąd było pracujący w dole po prawej stronie ośrodek narciarski. Z lewej strony zaś, wyrastał przed nami wspomniany już Breithorn, na który właśnie wdrapywała sią grupa ludzi. Wspaniały widok.

Kiedy już nacieszyliśmy się tutaj krajobrazem weszliśmy do restauracji i sklepu z pamiątkami z zamiarem zakupu tradycyjnego dzwonka. Dalej zeszliśmy do jaskini lodowej. Nie była to nasza pierwsza wizyta w takiej jaskini, dlatego jej wnętrze nie zrobiło na nas jakiegoś oszałamiającego wrażenia. Jest fajny korytarz lodowy, sporo rzeźb wykutych w lodzie. mała zjeżdżalnia w korytarzu lodowym i bufet bez trunków haha. Spacer po jaskini nie zajmuje dużo czasu. Wyjście z groty prowadzi korytarzem lekko pod górkę. Idąc w maseczce odczuliśmy na tej wysokości lekkie zawroty głowy, dlatego już teraz ostrzegamy, żeby wszyscy niezaaklimatyzowaniu turyści zza biurka nie biegli tym korytarzem haha.

Na koniec zostawiliśmy sobie platformę widokową. Udaliśmy się więc do windy, którą wyjechaliśmy na górę. Stąd do pokonania pozostały nam jeszcze trzy krótkie ciągi schodowe przedzielone dwoma spocznikami. Tutaj mając doświadczenie podobnej wysokości z poprzedniego roku na Jungfraujoch weszliśmy schodami wolnym krokiem. Udało się bez zadyszki haha. Na górze ukazał się przed nami wspaniały widok z psującym krajobraz dźwigiem. Naprawdę nie wiem, jak tą konstrukcję wtransportowano na tą wysokość. Tzn. wiemy haha tutaj wszystko wykonują helikopterami. Szwajcaria to chyba najbardziej doświadczony kraj w pracach helikopterem. Platforma widokowa nie jest duża. Dobrze, że nie było dużo ludzi, więc nie tłoczyliśmy się na tej małej powierzchni.

Stąd Matterhorn wygląda zupełnie inaczej. Musimy stwierdzić, że z dołu prezentuje się o wiele ciekawiej pokazując swój oryginalny kształt. Z tej strony charakterystyczna sylwetka zanika, jednak cały roztaczający się wokół niego krajobraz zapiera dech w piersiach.  Na platformie spędziliśmy około 20 minut starając się wchłonąć jak najwięcej, ponieważ wiedzieliśmy, że pewnie już tu nigdy nie wrócimy. Z platformy udaliśmy się powolutku już do kolejki, którą zjechaliśmy na Trockener Steg. Tutaj na dużym tarasie restauracji skonsumowaliśmy przygotowany rano w domu lunch packed z dobrą kawką. Posileni rozpoczęliśmy drugi etap naszej wycieczki, czyli wędrówkę do Schwarzsee.

Po raz drugi zeszliśmy do naszego jeziorka, które o tej porze nie posiadało już tak idealnej tafli wody. Za jeziorkiem lekko pod górkę i dalej doszliśmy do kolejnego mniejszego jeziorka polodowcowego. Cały czas zbliżaliśmy się do ściany Matterhornu. Od tego drugiego jeziorka szlak zaczął schodzić w dół. Nie ma tu stromizny, a trakt nie jest w ogóle męczący. Trzeba tylko uważać na kamieniach, aby nie skręcić nogi. No, ale to przecież normlane w wyższych górach. Schodząc w dół idziemy cały czas moreną polodowcową praktycznie pod ścianą Matterhornu. Tu jest nie tylko pięknie, ale i ciekawie, ponieważ mamy możliwość zobaczenia co lodowiec robi w wierzchnią warstwą ziemi, a w zasadzie skał. Możemy dotknąć skruszonych lodowcem skał.

Schodzimy aż do mostku nad potokiem Furggbach. Od mostku mamy trochę ostrzejsze podejście, ale krótkie, więc możemy je pokonać na jednym wdechu haha. Kiedy już pokonamy podejście dochodzimy do stacji Honrlibach, przy którym mamy skrzyżowanie naszego szlaku ze szlakiem prowadzącym do schroniska Honrli. To schronisko jest tym, z którego profesjonaliści startują na Matterhorn. Gdybyśmy mieli trochę więcej czasu to pewnie odbilibyśmy w lewo, aby dojść do tej bazy. Tu szlak jest już mocno eksponowany. Wyposażony jest miejscami w metalowe schody i kładki. Są też liny asekuracyjne przymocowane do ściany. No niestety, były już godziny dość mocno popołudniowe, więc nie zdążylibyśmy na ostatnią kolejkę ze Schwarzsee do Zermatt.

Ruszyliśmy więc w kierunku stacji Schwarzsee, która po chwili marszu ukazała się nam przed oczami. Nie mogliśmy do końca uwierzyć jak bardzo zmienił się nam krajobraz. Do stacji Honrlibach mamy surowy, polodowcowy świat, a za Honrlibach ukazał się przed nami, piękny, wręcz bajkowy, alpejski krajobraz z ośnieżonymi szczytami i białymi obłokami. Naprawdę wspaniale. Widzimy mały nazwijmy to wypust z ławeczką. Idealny punkt widokowy. W tym miejscu pokazała nam się właśnie stacja kolejki w Schwarzsee. No i z tego miejsca rozpoczęliśmy ostre schodzenie w dół. I tu uwaga dla wychodzących ze Schwarzsee do Trockenera lub na Honrli. Podejście z pewnością trochę zmęczy każdego podchodzącego. Nie jest zbyt krótkie i dość ostre.

Fajnie się schodzi, ponieważ idziemy małymi serpentynkami co nie obciąża tak mocno kolan. Na dodatek ciągle odwracając się spoglądamy raz w lewo, a raz w prawo podziwiając ten piękny krajobraz. Na samym dole, obok stacji mamy ostatnie jeziorko, przy którym znajduje się charakterystyczny napis ZEMRATT. Czasami można go zobaczyć na niektórych materiałach reklamowych lub w przewodnikach. Przy tym jeziorku nasza około 6 kilometrowa wędrówka kończy się. Pozostaje już tylko zjechać do Zermatt i udać się na małe piwko. Ach, jeszcze nie na piwko.

W tym dniu podeszliśmy jeszcze do wąwozu Gorner, który opisujemy w naszej pierwszej relacji z Zermatt. Na piwko dopiero później. Do Schwarzsee przybyliśmy około 16:00, czyli niecałą godzinę przed ostatnim kursem kolejki na dół. To była chyba nasza najpiękniejsza wędrówka podczas pobytu w Zermatt. Chociaż widoki na Gornergrat w niektórych miejscach przebijały te z Trockenera. Wniosek z tego taki, że jak się jest w Zermatt to trzeba wyjechać zarówno na Gornergrat jak i na Klein Matterhorn, no i oczywiście w tym przypadku odbyć piękną, nieforsującą wędrówkę.

FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy

Grzegorz - TU i TAM:
Powiązane relacje
Leave a Comment