Bastei skalne miasto. Wyprawa sierpień 2016
Bastei skalne miasto; DLACZEGO TU…?
Saksońska Szwajcaria, w której znajduje się Bastei sąsiaduje bezpośrednio z Czeską Szwajcarią, którą eksplorowaliśmy w jedną z sierpniowych sobót. Kwaterując w leżącym nad Łabą czeskim Hrensku nie mieliśmy wątpliwości, że po zdobyciu Prawcziczkiej Bramy należy zaatakować niemieckie Bastei zlokalizowane 30…40 km od naszej kwatery. Przeglądając zdjęcia w internecie z naszego Bastei największe wrażenie zrobił na nas kamienny most łączący szczyty skalne. To chyba ta międzyskalna budowla przyciągnęła nas do tego urokliwego miejsca.
Bastei skalne miasto; WRAŻENIA
Urokowi miejsca ulegliśmy już w miejscowości Rathen, a dokładnie w jej lewobrzeżnej części skąd pięknie widać całą formację skalną wznoszącą się nad zakolem Łaby. Sama miejscowość to znane uzdrowisko z malowniczymi zabudowaniami. Na górze, ponad uzdrowiskiem na każdego kto tam wejdzie czekają piękne widoki no i bardzo charakterystyczne ruiny Zamku Neurathen zbudowanego na skałach gdzie zwiedzający poruszają się mostkami pomiędzy formami skalnymi. To robi wrażenie. Kamienny most to główna atrakcja spaceru po Bastei. W sezonie zawsze zatłoczony, ale miejsce jest na tyle atrakcyjne, że stadnie przybywający tu turyści, aż tak bardzo nie przeszkadzają. Przejścia pomiędzy formacjami skalnymi przypominały trochę czeski Adrszpach i trochę nasz polski Szczeliniec. Spacer tędy to sama radość. Wrażenie zrobił na nas niebieski szlak do wodospadu Amselfall. Bajkowy klimat tworzony przez soczyście zielony mech i skały udzielał się każdemu. No dobrze, koniec zachwalania, czas na trochę więcej szczegółów.
Bastei skalne miasto; ZWIEDZANIE
Na początek trochę podstawowych informacji. Bastei, czyli w tłumaczeniu Baszta, to formacja skalna stanowiąca jedną z największych atrakcji turystycznych Parku Narodowego Saskiej Szwajcarii w Górach Połabskich we wschodniej części Niemiec. Najbardziej charakterystycznym elementem jest kamienny most, który powstał w 1826 roku. Wtedy jeszcze wzniesiony był z drewna i łączył zewnętrzną półkę skał z zamkiem Neurathen. W połowie XIX w. konstrukcja została przebudowana na piaskowcową ze względu na dużą ilość turystów. Most ten osiągnął długość 76,5 m i wzniósł się na wysokość 40 m ponad dno wąwozu. W bezpośrednim sąsiedztwie mostu znajduje się kilka imponujących miejsc widokowych, z których jak dla nas wywierającym największe wrażenie był Zamek Neurathen, a w zasadzie jego ruiny. Przy moście schodzi się szereg szlaków, które umożliwiają dotarcie tu z różnych miejsc Gór Połabskich. Dla mniej sprawnych polecamy autobus, który kursuje pomiędzy miejscowością Rathewalde, a hotelem w okolicy mostu. Sami wybraliśmy spacer szlakiem z nabrzeża Łaby, przy którym znajduje się przeprawa promowa. Podjechaliśmy na duży parking znajdujący się po przeciwnej stronie formacji skalnych w Rathen. Przeprawa trwa maksymalnie 5 minut, a jej koszt wynosi 1,8 EURO od osoby. Płaciliśmy tylko w jedną stronę. Z powrotem nie pobierano opłaty. Za parking też trzeba zapłacić. Nie pamiętamy już ceny, ale to chyba 5 EURO za cały dzień, za auto osobowe. Na prom musieliśmy trochę poczekać, gdyż ten czmychnął nam z przed nosa z potężnym tłumem ludzi na pokładzie, który później potrzebował trochę czasu na „ewakuację” przy przeciwległym nabrzeżu. Po przeprawieniu się na drugą stronę obadaliśmy zaplecze gastronomiczne, ponieważ zakładaliśmy, że po powrocie będziemy trochę głodni. Tu jednak nie ma dużego wyboru, co skutkuje brakiem miejsc przy stolikach w godzinach popołudniowych. Na jednym ze stoisk z pamiątkami zakupiliśmy tradycyjnie dzwonek i ruszyliśmy w górę. Na początku kawałek asfaltem między domkami, dalej przy hotelu w lewo, po czym lekko ukrytym szlakiem znów w lewo i do góry. Jest tu mała strzałka z napisem BASTEI 40 min, nie można jej przegapić, bo inaczej można zrobić nie złe kółko. Podany czas 40 minut jest oczywiście do skrócenia dla tych szybkich, jednak w naszym przypadku lekko chyba się wydłużył, ponieważ po drodze zatrzymywaliśmy się na wszystkich oznaczonych punktach widokowych. Już z nich bardzo ładnie widać zakole Łaby. Samo podejście nie jest zbyt forsowne, ale nie jest to też prosta droga, tzn można się trochę spocić. Wychodząc do mostu od strony przystani promowej dochodzimy najpierw do ruin Zamku Neurathen. Wejście do tego miejsca jest odpłatne, ale nie są to duże pieniądze, więc można, a w zasadzie trzeba tu wejść. Ruiny zamku do zespół kładek pomiędzy skałami, którymi przechodzimy podziwiając widoki na okoliczne skały i kamienny most. Wchodząc tu zastanawialiśmy się jak ten zamek wyglądał i jak był zbudowany na takich skałkach. Okazało się, jak zobaczyliśmy makietę, że… , a nie powiemy, sami przyjedźcie i zobaczcie. Miejsce ruin zamku to jeden wielki punkt widokowy. No może nie aż taki wielki, ale przechodząc kładkami z jednej formacji skalnej na drugą można ulec urokowi tego miejsca. Co charakterystyczne i zarazem bardzo miłe, to fakt, iż opisy na zielonych tablicach są w języku niemieckim, czeskim i polskim. Za to szacun. Powiem szczerze, że właśnie tu spędziliśmy najwięcej czasu. Z pewnością więcej niż na samym moście. Zresztą przyjemnością i urokiem mostu nie jest przebywanie na nim, ale patrzenie na niego z sąsiadujących z nim punktów widokowych. Spacer po kładkach w ruinach zamku zajął nam kilkadziesiąt minut. Wyszliśmy z zamku oddaloną o parę metrów obrotową furtką i skierowaliśmy się na kamiennym most. Ludzi bardzo dużo, ale jeszcze da się przejść. Z mostu piękny widok na zakole Łaby oraz w drugą stronę na zespół formacji skalnych, na których da się dostrzec turystów w punktach widokowych oraz amatorów wspinaczki bujających się na linach przypiętych do skał. Każdy zatrzymuje się tu, aby choć przez chwilę oddać się pięknym widokom no i oczywiście pstryknąć fotkę. Zaraz za mostem znajduje się restauracja, a trochę dalej hotel oraz otwarty spory punkt gastronomiczny. Tu można się posilić i uzupełnić płyny, czego sam nie omieszkałem zrobić kosztując niemieckiego piwka. Przy stoliku podjęliśmy decyzję, że będziemy wracać zahaczając o wodospad Amselfall. Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jaki to będzie dobry wybór. Zanim weszliśmy na szlak sprowadzający nas w dół, próbowaliśmy znaleźć ścieżkę do punktu widokowego, z którego kamienny most widać najładniej. Kiedy już tam trafiliśmy, okazało się, że był on zupełnie zacieniony i prawie w 100 procentach zlewał się ze skałami. Kompletna klapa fotograficzna. No trudno myślę sobie, może kiedyś. Czekać na światło nie będziemy, bo przecież trzeba jeszcze dziś wrócić do domu, to w końcu niedziela, a przed nami ponad 400km. Ruszyliśmy więc na szlak w kierunku naszego wodospadu. Jak już wcześniej wspomniałem, nawet nie przypuszczaliśmy, że wejdziemy tu do takiego małego teatru skał i soczyście zielonego i delikatnego mchu. Coś pięknego. W niektórych miejscach czuliśmy się jak w jakimś innym świecie. Ciasne, skalne przejścia dodawały temu wszystkiemu nieziemskiego klimatu. Tu naprawdę jest pięknie. Wybierając się do Bastei nastawialiśmy się na kamienny most i ruiny zamku Neurathen, ponieważ we wszystkich informatorach i blogach to właśnie te miejsca przedstawiano jako główną atrakcję. Nikt jednak nie opisywał zejścia do wodospadu Amselfall niebieskim szlakiem, które bardzo polecamy. Zaznaczamy, że lepiej jest tędy schodzić, niż wychodzić. Na początku relacji zaznaczaliśmy, że jeśli przegapimy strzałkę (BASTEI 40 min) to trzeba będzie zrobić nie złe kółko, to właśnie tędy trzeba będzie się wspinać. Dla nas lepszym rozwiązaniem było zejście tą drogą i przy okazji zahaczenie o znajdujący się tu wodospad. Trochę więcej zdjęć ze szlaku znajduje się w galerii, do której już w tym miejscu zapraszamy. Niebieski szlak prowadzi do samego wodospadu, przy którym znajduje się mała restauracja. W zasadzie to taka otwarta, czyli na wolnym powietrzu gastronomia. Wodospad…, hahaha, aby go zobaczyć trzeba trochę poczekać. Wodospad działa trochę jak spłuczka w klozecie. Oczywiście kiedy podejdziemy bliżej to widać jak wodospad trochę ciurka, ale apogeum następuje w momencie, kiedy w niewidocznym zbiorniku u góry nabierze się tyle wody, że ruchowa zapora zostanie zwolniona. Wtedy dobrze jest odsunąć się od krawędzi, bo można doznać nieoczekiwanego śmigusa dyngusa. Dla fotografów zawieszona jest nad okienkiem, w którym kupuje się i wydaje posiłki informacja mówiąca, że każdy kto fotografuje wodospad proszony jest o uiszczenie opłaty. Nie jest to porażająca kwota, wynosi 0,2 EURO. Oczywiście nie jest to obowiązek, lecz dobrowolny datek. Dla strudzonych zejściem w bajkowym klimacie mała restauracja oferuje dobre piwko i oczywiście ponoć dobrą wurst. Z tego drugiego nie skorzystaliśmy. Postanowiliśmy zjeść coś przy przystani promowej, jeśli znajdziemy miejsce. W oczekiwaniu na odblokowanie zapory Ela pobiegła ścieżką do góry, powyżej restauracji, aby zbadać teren. Okazało się, że u góry znajduje się jeszcze jeden, mały, ale urokliwy wodospadzik. W między czasie udało mi się uchwycić dwa razy „spuszczenie spłuczki” haha. Nie brzmi to ciekawie, ale zaręczam, że wygląda imponująco. Kiedy usłyszałem, że ponad restauracją znajduje się jeszcze jeden wodospad nie omieszkałem popędzić tam. Prawie wbiegając do celu spotkałem przy wodospadzie innego maniaka fotografowania wodospadów. Ustawił się za barierką z aparatem i coś tam kontemplował. Sam oczywiście przeskoczyłem przez poręcz i ustawiłem się obok kolegi, który przybył do Niemiec z Izraela. Po krótkiej rozmowie okazało się, że jego babcia pochodziła z Krakowa. Szkoda, że nie potrafił wypowiedzieć żadnego słowa po polsku. Ale po angielsku śmigał całkiem dobrze, czyli lepiej ode mnie hahaha. Przed wodospadem spędziłem około 10 minut. Dłużej już nie mogłem, ponieważ z jednej strony Ela czekała na dole, z drugiej czas nas gonił. Nie chcieliśmy wrócić do domu o północy. Z restauracji pod wodospadem Amselfall udaliśmy się już bezpośrednio do przystani promowej. Na początku niebieskim szlakiem, którym zeszliśmy z Bastei, dalej ścieżką, by po chwili złączyć się ze szlakiem zielonym biegnącym wzdłuż potoku Amselfgundbach. Tutaj poruszamy się już spacerkiem po równym terenie. W pewnym momencie nasz potok łączy się z innym tworząc szerszy zbiornik o nazwie Amslefsee wpadający do Łaby. No tutaj odczuwa się sielską atmosferę. Na wodzie wolno przesuwają się małe łódki napędzane wiosłami. W pogodne dni przybywający tu turyści lub kuracjusze delektują się błogimi, wodnymi spacerami. Stąd do przystani to już „rzut beretem”. Kiedy doszliśmy do zabudowań mieliśmy nadzieję, że zjemy w tym urokliwym miejscu jakiś obiadek. Niestety nic z tego. Wszystkie miejsca zajęte w trzech, może czterech restauracjach. Bez wahania zdecydowaliśmy się przeprawić na drugi brzeg do naszego parkingu i po drodze zatrzymać się przy jakiejś pizzerii. Kiedy doszliśmy do przystani, a w zasadzie jeszcze nie doszliśmy, bo stanęliśmy wcześniej w kolejce oczekujących na prom. Tak, kiedy zobaczyliśmy ten cały tłum czekający na wejście na prom, to nas powaliło. Jednak kiedy prom podpłynął, to ku naszemu zdziwieniu cały ten tłum wkomponował się ciasno na pokład. Teraz tylko 5 minut w ścisku i już na drugim brzegu. I tak nasz trip po Bastei dobiegł końca. Na obiad zatrzymaliśmy się w przyjemnej pizzerii w miejscowości Konigstein. Dalej to już tylko droga do domu.
Na koniec tradycyjnie już zapraszam na foto spacer po Bastei. Tędy proszę
4 komentarze do „BASTEI skalne miasto”
Dzięki wielkie za ten opis. Zrobiliśmy dokładnie taką samą trasę i nie żałowaliśmy. Zapraszam na moją fotorelację https://darekjot.blogspot.com/2020/10/bastei-skalne-miasto.html
Cieszymy się, że skorzystaliście z naszych wskazówek. Zawsze miło coś takiego usłyszeć, tj. przeczytać haha. Ciekawe czy odwiedziliście jeszcze inne miejsca w Szwajcarii Saksońskiej. Tez je opisujemy 🙂
Szukałem informacji o godzinach w których można odwiedzić most i ruiny? Nie znalazłem. Tak samo nie wiem jak parkingi pracują i w jakich godzinach można skorzystać z autobusu dowożącego z parkingu bliżej mostu? Rozumiem, że autobus, parking i wstęp na most płatny tylko gotówką? Będziemy na miejscu dość późno, stąd moje pytanie 🙂 Może coś wiecie więcej w tym temacie i pomożecie? 🙂
hm, w kwestii autobusu to wiemy tylko, że coś jest i jeździ. Sami jednak nie korzystaliśmy z żadnego transportu do mostu. Z centrum Rathen wychodziliśmy pieszo. Jest trochę podejścia, ale nie jest ono wyczerpujące i nie jest też długie. Wejście na most nie jest płatne. Płatne jest tylko wejście na ruiny zamku, tzn. na kładki między skałkami, bo trudno to nazwać zamkiem. Auto zostawiliśmy na parkingu w Rathen, ale po drugiej stronie Łaby. Parking płatny w autoamcie, cena średnia jak na Niemcy. Nie pamiętamy ceny, ale nie zwaliło nas z nóg. Przez Łabę przeprawia się sporym promem za 1,8 EURO w obie strony jeśli dobrze pamiętamy. Przeprawa trwa 5 minut. Spróbuj poszperać tutaj https://www.nationalpark-saechsische-schweiz.de/