COMO – co warto zobaczyć; wyprawa: czerwiec 2025
COMO – co warto zobaczyć. Co to za miejsce
Samo jezioro COMO jest jednym z najbardziej malowniczych górskich zbiorników wodnych północnych Włoch. Jego charakterystyczny kształt litery Y odwróconej do góry nogami wymiernie urozmaica zwiedzanie jeziora, które najlepiej chyba zorganizować sobie łodziami. Można to zrobić zarówno prywatnymi, jak również rejsowymi promami, które sprawnie kursują pomiędzy miasteczkami w obrębie całego akwenu. Lago di Como jest trzecim co do wielkości jeziorem Włoch (po Lago di Garda i Lago Maggiore). Zarazem jest to najgłębsze jezioro Alp i jedno z najgłębszych w Europie. Como ma dość ciekawą nazwijmy to konstrukcję, ponieważ w swoim najgłębszym miejscu 197 m tworzy tzw. kryptodepresię, czyli dno jeziora w tym miejscu schodzi poniżej linii poziomu morza. Wspomniane rozczłonkowanie jeziora w kształt litery Y powoduje, że jego linia brzegowa jest dłuższa niż linia w dwóch w/w jeziorach GARDA i MAGGIORE razem wzięte. Ciekawe prawda…? Dzięki „Y” jezioro dzieli się na 3 części: Ramo di Como (część południowo-zachodnia), Ramo di Lecco (część południowo-wschodnia) i Ramo di Colico (część północna). Como jest jeziorem przepływowym, przepływa przez nie rzeka Adda.
Wpada ona do jeziora na północnym krańcu Ramo di Colico, tuż na północ od miasta Colico, skąd możemy przejechać w kierunku pięknej Doliny Val di Mello prowadzącej pod szczyty lodowców, a wypływa na końcu Ramo di Lecco, w Lecco, gdzie możemy zafundować sobie najdroższe w całym regionie Como mieszkanie. Tak, tak to właśnie tu są najdroższe apartamenty do kupienia. Jedyna wyspa na jeziorze, Isola Comacina, leży w północnej części Ramo di Como, niedaleko Tremezzo. Była ona zamieszkana już w starożytności, niestety istniejące na niej osady zostały zniszczone w XII wieku. Como jako region naszym subiektywnym zdaniem charakteryzuje się mocno ekskluzywnym klimatem w przeciwieństwie do Gardy, gdzie mamy raczej wakacyjno-wypoczynkową atmosferę, jeśli tak możemy powiedzieć.
COMO – co warto zobaczyć. WRAŻENIA.
Jezioro i sam jego region zawsze zachwycał swoim położeniem i architekturą, dlatego każdy kto tu przyjedzie z pewnością wyjedzie co najmniej usatysfakcjonowany, a najczęściej zachwycony. Sami swoje wrażenia lokujemy gdzieś po środku, ale to chyba dlatego, że z powodu upałów ciężko było nam zobaczyć wszystko to, co zaplanowaliśmy. Jak wiecie sporo chodzimy po górach, a tu temperatura ponad 30 stopni trochę psuła radość z górskich trekkingów, stąd też z co najmniej dwóch zrezygnowaliśmy. Jednak udało nam się przejść szlakiem Green Way wzdłuż jeziora, który pokazuje w pigułce walory regionu. Pobyt nad Como podobnie jak nad Gardą pozwala zorganizować sobie różne rodzaje atrakcji, począwszy od lekkich spacerków miasteczkami, przez rejsy statkiem po rowerowe i górskie trekkingi. Nieco przegrywa z Gardą w zakresie ilości plaż z możliwością swobodnego wejścia do wody, ponieważ nad Gardą jest ich trochę więcej, ale każdy zawsze coś znajdzie.
COMO – co warto zobaczyć. ZWIEDZANIE
Zacznijmy od tego jak i gdzie się zakwaterować. Sami organizujemy sobie kwatery w małych, prywatnych domach wyposażonych w aneksy kuchenne. Aby nie było zbyt drogo tutaj mieszkaliśmy w górskiej miejscowości Ballabio. Całkiem fajna i spokojna miejscówka, od której mieliśmy nie daleko do górskich szlaków i jednocześnie do jeziora, oczywiście autem. Jeśli macie problem z wyszukaniem zakwaterowania to fajnie jest też skorzystać z usług biura podróży, dzięki któremu nie mamy stresu, czy kwatera będzie dobra, czy zła no i nie tracimy czasu na wyszukiwanie, a trochę go upływa. Jeśli ktoś chciałby połączyć zwiedzanie Como z Mediolanem to fajną propozycje ma ITAKA, z którą zaczynaliśmy nasze podróżnicze podboje – oj już dawno temu, ale bardzo dobrze się sprawdziła. No dobrze, kiedy mamy już kwaterę to dobrze byłoby wiedzieć jak się poruszać w obrębie jeziora. Mamy do dyspozycji komunikację publiczną – autobusy, linię promową przewożącą nie tylko samych ludzi, ale również samochody osobowe, no i oczywiście własne auto, którym dojedziemy wszędzie, ale i wszędzie płacimy sporo za parkingi. Niestety opłaty za parkingi to odczuwalny koszt pobytu nad Como. Jeśli chodzi o połączenia autobusowe proponujemy odwiedzić stronę głównego przewoźnika w tym regionie TUTAJ. Możemy tu zerknąć na rozkłady jazdy poszczególnych linii wraz z ich destynacjami. Jeśli chodzi o komunikację promową korzystamy z usług konsorcjum NAVIGAZIONE. Mając już te informacje możemy planować wycieczki w rejonie jeziora, a co wybrać do np. tygodniowego planu pobytu to już zależy od każdego indywidualnie. Jeden tydzień to zdecydowanie za mało, na zobaczenie wszystkiego.
Zresztą nie o to chodzi, aby objechać autem jezioro i zatrzymywać się na kwadrans w każdym miasteczku. Tu trzeba poczuć klimat, a to realizujemy dłuższymi spacerami pokazującymi nam ekskluzywne wille oraz podprowadzającymi do urokliwych punktów widokowych nad jeziorem. To wszystko przeplatamy oczywiście kawką lub lodami z kawiarniach, czy restauracjach. Dla nas ważne było zerknąć na jezioro z góry, więc były również górskie trekkingi, ale jak wspomnieliśmy nie było ich dużo z uwagi na upały. Como to przede wszystkim urokliwe miasteczka, wśród których oficjalnie wiedzie prym Bellagio. Czy rzeczywiście jest najładniejsze? To każdy sam ocenia odwiedzając pozostałe inne z czołówki, na którą składają się: Varenna, Nesso, Menaggio, Como, Griante, Lenno, Tremezzo, Colonno, Dongo, Lecco czy Colico stanowiące bramę do alpejskich przełęczy i będące świetną bazą wypadową dla miłośników aktywnego wypoczynku.
Będąc tydzień nad jeziorem to raczej nie uda się odwiedzić wszystkich wymienionych miasteczek, chcąc jeszcze odbyć parę fajnych górskich trekkingów. Z wymienionych naszym zdaniem należy wybrać Bellagio, Varennę, Nesso, Lenno, Tremezzo i Lecco. Miasteczka Grante, Tremezzo, Lenno, Colonno odwiedzamy podczas długiego spaceru szlakiem GREEN WAY. Zdecydowanie polecamy tą miasteczkową wędrówkę, ponieważ pokazuje ona klimaty wszystkich miasteczek w regionie. Przez cały dzień wędrujemy nie tylko wzdłuż jeziora, ale również podchodzimy nieco wyżej, co daje nam spojrzenie na linię brzegową z góry. Wędrując tym szlakiem schodzimy do sławnej Willi Balbianello, gdzie kręcono jedną z przygód Jamesa Bonda „Cassino Royal”. Tu jednak uwaga!!! Ze względu na atrakcyjność miejsca warto zakupić sobie wcześniej bilety online.
Kupujemy tu bilety osobno na zwiedzanie ogrodu, czyli po prostu wejście na teren willi. I jeśli chcemy wejść do środka obiektów należy zakupić drugi bilet. Zaznaczamy, że przyjemność nie jest tania. Bilet na ogrody kosztuje 25 EURO plus tyle samo do obiektów. My trochę zachowaliśmy się spryciarsko, ponieważ nie mieliśmy zakupionych biletów ani do ogrodu, ani do willi. Przed wejściem, przy pierwszej kasie można kupić bilety, ale jest ograniczenie wpuszczania turystów. Była spora kolejka. I co zrobiliśmy? Ominęliśmy obsługę, która zagadała się z turystami, ominęliśmy kolejkę czekających ludzi i poszliśmy w kierunku wejścia ogrodów willi. Bezpośrednio przed ogrodem mamy drugą kasę i obsługę sprawdzającą bilety. Kiedy pani poprosiła nas o bilety powiedzieliśmy, że właśnie tu chcieliśmy kupić, bo tam było tłoczno i nie zdołaliśmy tego zrobić.
Pani z pewnym zdziwieniem spojrzała na nas, no bo jak udało nam się przejść przez pierwsze „sito” i skierowała nas do budki z kasą, gdzie spokojnie zakupiliśmy bilety, ale już tylko do grodu. Wnętrza były już wysprzedane. I w taki sposób udało nam się zobaczyć Ville del Balbionello bez straty czasu na czekanie. No dobrze, wspomnieliśmy o szlaku GREEN WAY. Chyba warto coś więcej o nim powiedzieć. Szlak liczy sobie 10…11 km i prowadzi dokładnie przez takie miasteczka jak Colonno, Sala Comacina, Ossiccio, Lenno, Mezzegra, Tremezzo i Griante. Z uwagi na długość szlaku nie trzeba go pokonywać w jeden dzień, tym bardziej, że z pewnością będziemy z niego zbaczać, chociażby jak my do Villi Balianello, na którą traci się przynajmniej godzinę.
Nie ukrywamy, że chcieliśmy zrobić całą ścieżkę, ale nie mogliśmy znaleźć parkingu w Colonno. Udało się nam zostawić auto na parkingu garażowym o nazwie GREEN WAY między miasteczkami Ocssuccio, a Sala Comacina. Nasz pomysł na pokonanie szlaku to przejazd autobusem linii C110 do Griante, skąd rozpoczęliśmy spacerek w kierunku auta. Oczywiście rozpoczęliśmy o kawki w przydrożnej kafejce, gdzie nastąpiło smarowanie kremami, bo przecież będziemy szli praktycznie ciągle na słońcu. Naprawdę jest to konieczne. Szlak do samego Teremzzo prowadzi fajnym chodnikiem przy linii brzegowej jeziora. Wychodząc z Teremzzo tuż za kościołem San Lorenzo oddalamy się od jeziora unosząc się siłą własnych nóg na wyższe partie GreenWay. Tu najbardziej grzeje, a temperatura już prawie 35 stopni, ale idziemy, bo widoki nie pozwalają się zmęczyć.
Przerwę na odpoczynek robimy chyba w najładniejszym punkcie widokowym przy kościele Sant Abbondio. Wcześniej jednak przy Pallazzio Brentano warto wbić się w uliczkę Via Monticelli i posmakować uroków bardzo starych, kamiennych zabudowań. Po przerwie idziemy dalej i tuż za kościołem Sant Gioseppe skręcamy w lewo i zaczynamy schodzić w dół, czyli do linii brzegowej jeziora. Dość sprawnie nam to idzie, bo po chwili lądujemy wprost na małej przyhotelowej plaży Hotelu San Giorgio. Tutaj mamy mały bufecik, gdzie nie omieszkaliśmy się zatrzymać na lody. Miejsce fajne, bo bezpośrednio nad wodą. Nie obejrzeliśmy się, a już jesteśmy w granicach miasteczka Lenno. Jest tu odczuwalnie więcej turystów, a to za sprawą m.in. wspomnianej wcześniej Willi Balbianello.
Po jej odwiedzeniu ruszyliśmy już nieco zmęczeni do auta. Nie da się ukryć, że po prawie 10 km upał trochę dał nam się odczuć, dlatego kiedy doszliśmy do parkingu zrezygnowaliśmy już z ostatniego odcinka jaki nam został, czyli przejście z Sala Comacina do Colonno. Realizując ten plan musielibyśmy się wracać z powrotem do auta, a to dodatkowy dystans. Przejście naszego odcinka liczącego sobie 11 km, jak widać wyszło więcej z uwagi na dodatkowe atrakcje (m.in. Willa Balbianello) zajęło nam około 5 godzin wliczając oczywiście wszystkie krótsze i dłuższe postoje. Ot i tak wyglądał nasz miejski trekking szlakiem GREENWAY, który pokazujemy na poniższej mapce.
Szlak Greenway pokazuje dużo, no ale nie wszystko. Chyba podstawowym punktem programu jest wizyta w Bellagio. To miasteczko traktowane jest trochę jak wizytówka regionu Como, ponieważ jest najważniejszym kurortem nad Lago di Como. Znajdują się tu ekskluzywne hotele, zabytkowe wille i uroczy deptak, którym wieczorami spacerują eleganccy turyści z pensją sporo wyższą niż średnia europejska. Lokalizacja miasteczka również jest sama w sobie atrakcją, ponieważ Bellagio leży na samym końcu cypla, który wcina się w jezioro tworzą wspomnianą literę Y.
Lokalizacja ta przyczynia się do tego, że miasteczko jest bardzo dobrze skomunikowane z praktycznie wszystkimi miasteczkami wybrzeża drogą wodną. I tak zupełnie nie świadomie podpowiadamy jak najfajniej dostać się do kurortu. Gdziekolwiek byśmy nie kwaterowali to spokojnie przypłyniemy tu komunikacją promową. Samochodem raczej nie warto tu przyjeżdżać. Navigazzione kursuje najczęściej między Varenną, Menaggio i naszym Bellagio. Bilety spokojnie zakupimy w porcie. Nie są drogie. Koszt to nieco więcej niż godzina parkowania auta haha płynąc z Varenny. Sami kwaterując w okolicy Lecco podjechaliśmy do Varenny, by stamtąd popłynąć do Bellagio.
W ten sposób odwiedziliśmy kurort i naszym zdaniem nieco ładniejszą od Bellagio Varennę. Rejs zajmuje około 15…20 minut, więc o wiele szybciej, niż mielibyśmy pojechać do Bellagio samochodem i tam jeszcze szukać parkingu. No dobrze, ustaliliśmy, że najlepiej do Bellagio przypłynąć promem, no ale co tam oglądać. Pierwsze co od razu rzuca nam się w oczy gdy podpływamy do miasteczka to ekskluzywny Grand Hotel mieszczący się w Willi Serbelloni. Ale cóż, nie dla psa kiełbasa haha. Do willi nie można wejść. Co najwyżej z przewodnikiem można przespacerować się ogrodami. Z drugiej strony miasteczka, nieco dalej od centrum znajduje się druga willa Melzi.
Tego obiektu również nie obejrzymy od wewnątrz, jednak można wejść do całkiem sporych ogrodów za „jedyne” 10 EURO haha. To Bellagio, więc tu nie jest tanio. Jednak wejść warto, bo ogrody są uroczo wypielęgnowane, a sama willa wspaniale się prezentuje na tle soczystej zieleni i samego jeziora. Ważne jest, aby ogrodami przejść zarówno dołem przy jeziorze, jak również górą, skąd zachwycimy się wspomnianym widokiem na willę. Z ogrodów kierujemy się do centralnej części miasteczka przechodząc promenadą Lungolago Europa.
Pięknie ukwiecona z wypielęgnowanymi drzewkami promenada rodzi ogromną przyjemność spaceru. Idąc, mijamy nasz port i kierujemy się już bezpośrednio na Piazza Giuseppe Mazzini, gdzie mijamy butiki i restauracje. Tutaj raczej nie siadamy z uwagi na ceny haha. Kierujemy się do punktu widokowego Punta Spartivento zlokalizowanego na samym końcu cypla, z którego spojrzymy na obie części jeziora, które w tym miejscu tworzą literę Y. Tutaj robimy się głodni haha. Jest tu restauracja, w której nie było miejsca z uwagi na fajną lokalizację.
Z tego też powodu ceny jak spojrzeliśmy odbiegały od średnich. Powędrowaliśmy więc w kierunku Bazyliki San Giacomo gdzie po drodze zatrzymaliśmy się w całkiem fajnej pizzerii Baba Yaga. Polecamy, bo ceny tu już są bardziej normalne, a jedzonko smaczne. Mimo, że to pizzeria to można zamówić bardzo dobrego burgera. Przetestowaliśmy i polecamy. Posileni udaliśmy się już pod wspomnianą Bazylikę i na główną handlową ulicę Via Giuseppe Garibaldi. To już centralna część historycznego Bellagio, gdzie odnajdujemy klimat wąskich, zabytkowych uliczek.
Tu jest zdecydowanie najwięcej ludzi, ale spokojnie, da się przejść. Spacer uliczkami był ostatnim punktem zwiedzania Bellagio. Stąd już tylko rzut beretem do przystani promowej, więc chcąc jeszcze przejść się Varenną udaliśmy się na statek i przepłynęliśmy do naszym zdaniem ładniejszego miasteczka niż Bellagio, ale to już kwestia gustu. Varenna to niewielkie miasteczko liczące sobie około 800 mieszkańców. Jest tak małe, że kiedy szliśmy rano z parkingu do portu to w mgnieniu oka przeszliśmy przez jego najładniejszą część, czyli Piazza San Giorgio, gdzie zlokalizowane są dwa kościoły:
Chiesa Madre di San Giovanni Battista oraz Chiesa di San Giorgio. Ten drugi został zbudowany w XIII w. i jest przykładem średniowiecznej architektury lombardzkiej. Od placu rozchodzą się wąskie uliczki, wśród których kryją się małe restauracje i apartamenty w starych kamienicach. Na Varennę nie trzeba dużo czasu, więc warto tu podjechać i uszczknąć trochę tego klimaciku dla siebie. Praktyczna uwaga. W Varennie jest tylko jeden piętrowy parking, gdzie można zostawić auto. Trzeba w nim uważać na strome i ostro skrętne zjazdy między piętrami. Z pewnością nie jeden się tam obtarł.
Niestety dolne piętra są zarezerwowane dla lokalsów, więc na próżno szukać tu miejsca. Trzeba drapać się na górne półki. Menaggio to trzecie miasteczko, do którego najczęściej kursują statki w uczęszczanym trójkącie Varenna, Bellagio, Menaggio. Niestety brakło nam czasu na jego odwiedzenie, ale może Wam się uda. Nie brakło nam natomiast czasu na odwiedzenie Como. To już większe miasto będące stolicą regionu, więc jak mogliśmy tu nie przyjechać. Poza tym to miasto urodzin Aleksandra Volty, wynalazcy baterii, więc chociażby ze względu na to, bo ja Grzegorz pracuję w branży elektrycznej haha. Nie wiem, czy wiecie, ale Como aż do schyłku Średniowiecza skutecznie rywalizowałem z o wiele większym Mediolanem, więc nie jest to ot taka sobie mieścina.
A co w Como można zobaczyć ciekawego? Zacząć chyba należy od Katedry, której budowę rozpoczęto w 1396 roku, a ukończono w XVI wieku. W 1744 została dobudowana poczwórna kopuła. Do katedry przylega broletto, pierwszy raz spotkaliśmy się z takim określeniem ratusza, bo to taki właśnie odpowiednik typowy dla Lombardii. Katedrę można bezproblemowo zwiedzić najlepiej w godzinach poza mszami, czyli poniedziałek – piątek 10:30 – 17:30; sobota 10:45 – 16:30. Z placu katedralnego można przejść na Piazza San Fedele. To klimatyczny plac, na którym kiedyś organizowany był targ zbożowy. Prze placu znajduje się kościół San Fedele i dwie XVI-sto wieczne kamienice. Stare miasto w Como otoczone było kiedyś murami.
Charakterystyczną częścią takiego muru, która pozostała do dziś jest wieża stanowiąca bramę miejską Porta Torre. Jeśli kogoś interesują zakupy świeżych produktów spożywczych (warzyw, owoców) można odwiedzić targ przy Via Mentana 5. No, ale co tam o targu będziemy gadać. Jak dla nas główną atrakcją była kolejka linowo-szynowa na wzgórze Brunate wznoszące się na wysokość 715 m n.p.m. Oczywiście można tu wjechać również samochodem, ale droga jest wąska i niekomfortowa. Kolejka wywozi nasz w niecałe 10 minut.
Dłużej jednak stoi się w kolejce, żeby wsiąść haha. Bilety nie są drogi, więc zainteresowanie jest duże. Na górze mamy oprócz możliwości spojrzenia na miasto i jezioro z góry sporo ekskluzywnych willi do obejrzenia, kościół Chiesa Parrocchiale di Sant’Andrea oraz zlokalizowaną w najwyższym punkcie wzgórza latarnię morską (ciężko użyć słowa jeziorną), przy której znajduje się taras widokowy. Zbudowana w 1927 roku według projektu inżyniera Gabriele Giussaniego, latarnia morska Volta to dar od Como dla geniusza Alessandro Volty.
Można do niej wejść w godzinach zwiedzania kupując tani bilet. Do latarni jest spory kawałek od górnej stacji kolejki i cały czas pod górę, więc jeśli mamy upalny dzień można wspomóc się tzw. małym busem terenowym, który przewozi turystów w jedną lub w obie strony. Sami skorzystaliśmy i wyjechaliśmy do góry, a z powrotem zeszliśmy już pieszo. Miejsce z pewnością warte zobaczenia. Warto również podejść do innych punktów widokowych, które znajdujemy na mapie Google. Jedno z nich znajduje się na końcu ulicy Via Pissarottino.
Pięknie stamtąd widać jezioro, dlatego zachęcamy, aby tu podejść. Zresztą droga jest komfortowa i nie trzeba wspinać się pod górę tak, jak do latarni.
Oprócz Como i innych przedstawionych miasteczek nad jeziorem można jeszcze odwiedzać inne i cieszyć się klimatem wąskich uliczek i kafejek. Jeśli jest się jednak tylko tydzień to trzeba nacieszyć się również innymi atrakcjami, jakimi są chociażby górskie trekkingi. Jak już wspomnieliśmy mieliśmy tu zaplanowane minimum 3 trasy, ale niestety nie udało się ich zrealizować z uwagi na upały. W końcu to miała być przyjemność, a nie wdrapywanie się pod górę w temperaturze ponad 30 stopni. Coś jednak udało na się zdobyć, ale o tym w drugiej relacji. Ta chyba już stała się dość długa haha.