LOFOTY – miejsca które warto zobaczyć

Hamnøy
0
(0)

LOFOTY – miejsca które warto zobaczyć; wyprawa: sierpień 2025

LOFOTY – miejsca, które warto zobaczyć; CO TO ZA MIEJSCE

Reine

Lofoty znajdują się na północy Norwegii, za kołem podbiegunowym, w regionie Nordland. Są jednymi z najstarszych fragmentów skorupy ziemskiej w Europie. Powstały ponad 3 miliardy lat temu – skały, z których się składają, należą do tzw. lofockiego masywu gnejsowego. Uformowały się poprzez kolejno następujące procesy. Pierwszy to ruchy tektoniczne, które wyniosły stare skały na powierzchnię, dalej zlodowacenia przez miliony lat żłobiły głębokie żleby w efekcie czego powstały fiordy; no i erozja morska, która ukształtowała efektowne pionowe ściany wpadające wprost do morza. W efekcie powstał krajobraz, który wygląda jak połączenie Alp z tropikalnymi lagunami o turkusowej wodzie, a przecież jesteśmy w Arktyce. A co tak naprawdę wyróżnia Lofoty?

Lofoty

Przede wszystkim to krajobrazy jak z innej planety. Góry o wysokości 600–1100 m wyrastające wprost z oceanu. Zielone doliny, turkusowa woda, białe plaże (np. Haukland, Kvalvika), no i wspomniane już fiordy wcinające się głęboko w ląd. Co jeszcze buduje niepowtarzalny klimat? Otóż charakterystyczne domki rybacki RORBUER (Rorbu), których najwięcej zobaczymy w Reine, Å, Nusfjord, czy Henningsvær. Nie można nie wspomnieć o przyrodzie, a dokładnie zwierzętach tam występujących, które możemy spotkać podczas eksploracji – renifery, łosie, orły bieliki, maskonury i oczywiście orki, morsy, czy wieloryby.

LOFOTY – miejsca, które warto zobaczyć; WRAŻENIA

Lofoty

Lofoty to miejsce, w którym natura pokazuje pełnię swojej potęgi i delikatności jednocześnie. Ten przepiękny archipelag wyrastając z arktycznego morza niczym kamienny pomnik czasu pokazuje nam poszarpane szczyty, które odbijają się w spokojnych, turkusowych wodach Morza Norweskiego,  białe plaże, tak czyste i miękkie, że trudno uwierzyć, iż znajdują się za kołem podbiegunowym. Tu każdy dzień zaczyna się i kończy inaczej, bo światło na Lofotach nieustannie tańczy po krajobrazie bawiąc się jednocześnie w chowanego między chmurami. W lecie słońce nie zachodzi, malując góry złotem przez całą noc czego doświadczyliśmy jeszcze w sierpniu, a zimą niebo rozrywa się zorzą polarną, która płynie nad wyspami jak zielony płomień.

Lofoty Å

Na dodatek wtulone w skalne zatoki wioski rybackie wyglądają jak miniaturowe, bajkowe światy – czerwone rorbuer stojące na palach nad wodą, suszące się na wietrze dorsze i cisza, którą przerywa tylko krzyk mewy czy łagodny pomruk fal. Życie toczy się tu powoli, zgodnie z rytmem natury, jakby ktoś zatrzymał czas i pozwolił na chwilę zapomnieć o reszcie świata. Oj tak, trochę pojechaliśmy, ale takie właśnie odczucie mieliśmy przemierzając archipelag Lofotów.

LOFOTY – miejsca, które warto zobaczyć. WĘDRÓWKA

Zanim wyruszymy w objazdówkę po najpiękniejszych miejscach Lofotów kilka praktycznych porad. Chcąc zobaczyć najwięcej warto zakwaterować się w jednej z wiosek na Lofotach. Sami kwaterowaliśmy 7 dni w Reine oraz 3 dni w stolicy Lofotów – Svolvaer. Reine to niewielka, ale niezwykle fotogeniczna wioska rybacka położona na archipelagu Lofotów. Leży na skalistej wyspie otoczonej stromymi, niemal pionowo wyrastającymi z morza górami, co sprawia, że krajobraz wygląda trochę jak z bajkowego świata. Charakterystycznym elementem Reine są czerwone domki rybackie, tzw. rorbuer, które dawniej służyły rybakom, a dziś często pełnią funkcję noclegów dla turystów. Noclegi w takich domkach są drogie, więc zamieszkaliśmy w domkach nieposadowionych na palach, ale tuż przy brzegu zatoki w sąsiedztwie z Rorbu. Apartament upolowany na Bookingu oferował aneks kuchenny, który jest podstawą w objazdówce po Lofotach. A dlaczego? Otóż na Lofotach nie ma zbyt dużo restauracji, a jeśli już je spotkamy to zaraz przekonamy się, że są po prostu drogie, więc najlepiej jest przygotować sobie prowiant, który konsumujemy podczas całodniowej objazdówki po zaplanowanych miejscach. Po powrocie możemy sobie przygotować jakąś ciepłą obiadokolację z produktów, które przywieźliśmy z domu lub zakupionych w tutejszym sklepie.

Reine

Uwaga w Reine nie ma też wielu sklepów. Jest jeden dość dobrze wyposażony Coop Prox, zlokalizowany na wjeździe do wioski. W centrum jest drugi, ale słabo wyposażony w spożywkę, ponieważ są tu również pamiątki. Drugi dobrze wyposażony sklep spożywczy znajduje się w miejscowości Ramberg, około 20…30 minut jazdy autem z Reine. Jest jeszcze mały market w miasteczku Å, dokładnie na wjeździe do miasteczka. Zakwaterowanie w Reine to naszym zdaniem najlepsza lokalizacja do zwiedzania Lofotów. Oczywiście wszędzie trzeba dojechać autem, jednak w Reine mamy bardzo miłą atmosferę w centralnej części wioski, która zabudowana jest czerwonymi domkami. Są tu również dwie fajne restauracje. Jedna – Tapperiet Bistro, nieco tańsza serwująca burgery z mięsa renifera oraz dość przeciętne piwko z Lofotów. Ta druga już droższa, bardziej wykwintna, serwująca steki z mięsa wieloryba. Tu trzeba zrobić odpowiednio wcześniej rezerwację. Gammelbua, bo o nie mowa, to chyba jedyna restauracja na Lofotach oferująca ten rodzaj potrawy. Wiemy, wiemy, z jednej strony piszemy o aneksie kuchennym i zapewnieniu sobie swojego wiktu, a tu nagle polecamy restauracje.

Reine

Otóż raz, czy dwa razy można zawitać do restauracji, aby spróbować tutejszych specjałów, do czego bardzo namawiamy. Haha i tak na przykładzie Reine krótko opowiedzieliśmy jak się zorganizować na Lofotach. Dodatkowo możemy podpowiedzieć, żeby nie wypożyczać aut elektrycznych na Lofotach. Jest tu o wiele mniej stacji ładowania niż np. w regionie Bergen. Cena benzyny po przeliczeniu w okolicach 10zł/l. Co do parkowania to już opisaliśmy TUTAJ jak to wygląda i, że najlepiej uzbroić się w apkę EASY PARK. Na Lofotach wszędzie zapłacimy kartą. A wejście do wioski Nusfjord płatne jest tylko kartą, gotówki nie przyjmują. Jeśli nie kwaterujemy w Reine, to koniecznie trzeba tu przyjechać i posmakować atmosfery tej wioski i powdychać charakterystyczny zapach ryb, który tu wszędzie się unosi. Stąd też odpływa statek to jednej z piękniejszych plaży Bunes. Reine wielokrotnie trafiała na listy najpiękniejszych wiosek świata, mimo że mieszka tu zaledwie kilkaset osób. Zimą można tu podziwiać zorzę polarną, a latem doświadczyć dnia polarnego, gdy słońce nie zachodzi przez całą dobę. Reine jest też symbolem tradycyjnego norweskiego rybołówstwa – od wieków suszy się tu dorsze na drewnianych stelażach, wykorzystując chłodny klimat i morskie powietrze, co jak już wspomnieliśmy czuć w atmosferze.

Å

Z Reine przejeżdżamy do wioski o najkrótszej nazwie, jaką w życiu słyszeliśmy Å, którą wymawiamy jako długie „O”. Å to niewielka, malownicza wioska rybacka położona na samym krańcu archipelagu Lofotów. Leży na wyspie Moskenesøya i jest ostatnią osadą przy drodze E10, co sprawia, że często bywa nazywana „końcem świata” Lofotów. Zachęcamy do odwiedzenia tej wioski, nie tylko dlatego, żeby sobie cyknąć fotkę przy tablicy drogowej oznaczającej granicę miejscowości z charakterystyczną jej nazwą, ale przede wszystkim dlatego, że zachowuje ona wciąż tradycyjny charakter tego regionu Norwegii.

Å

Znajdziemy tu czerwone i żółte dawne domki rybaków na palach Rorbuer, wszędzie widać drewniane stojaki do suszenia dorsza, z którego produkuje się stockfish (suszoną rybę eksportowaną od setek lat). Działa tu również Norweskie Muzeum Wioski Rybackiej oraz Muzeum Stockfisha, pokazujące życie dawnych rybaków. Na dodatek wioska przyklejona jest trochę do wyrastających z wody gór, które pięknie komponują tło dla rybackich rorbuer. Wioska oferuje nie tylko norweski klimat architektury, ale również fajne widoki rozciągające się na wybrzeże oraz na samą siebie z punktu widokowego zlokalizowanego za bezpłatnym parkingiem będącym zakończeniem drogi E10. Dla trekkingowców możemy polecić szlak na Andstabben wznoszący się na wysokość 514m n.p.m.

A

Z punktu widokowego przed szczytem możemy spojrzeć na wioskę z innej perspektywy, zaś ze szczytu odsłoni nam się krajobraz również w drugą stronę na wyrastające z wody mniejsze, strzeliste wzgórza. W wiosce znajduje się sporo miejsc noclegowych w domkach rorbuer, więc można sobie zaplanować tu jeden nocleg przed poranną przeprawą promową z Moskenes do Bodø. Sporo osób tak robi, że objeżdża Lofoty i wraca nie do Tromso tylko przeprawia się do Bodø, skąd kieruje się już na południe Norwegii w swojej podróży.

Nusfjord

No dobrze, obieramy teraz kurs na Nusfjord. Co to za miejsce? Otóż to mała tradycyjna wioska rybacka na południowym wybrzeżu wyspy Flakstadøya, będąca  jedną z najstarszych i najlepiej zachowanych wiosek rybackich w Norwegii, wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Otoczona surowymi górami i fiordami, przenosi odwiedzających w czasie do epoki, gdy życie mieszkańców toczyło się wyłącznie wokół morza i połowów dorsza. Już od pierwszych kroków Nusfjord zachwyca charakterystycznymi czerwonymi i żółtymi rorbuer, czyli opisywanymi już wcześniej drewnianymi domkami rybaków stojącymi tuż nad wodą. Wąskie drewniane pomosty, suszące się na stojakach ryby i skrzypiące nabrzeża tworzą niepowtarzalny klimat, który sprawia, że Nusfjord często uznawany jest za jedną z najpiękniejszych wiosek w Norwegii. Choć Nusfjord jest niewielką wioską, oferuje sporo atrakcji.

Nusfjord

Warto zajrzeć do lokalnego muzeum, dawnej kuźni oraz starego sklepu z końca XIX wieku, gdzie czas dosłownie się zatrzymał. Koniecznie trzeba wejść i kupić choćby kanapkę w restauracji Karoline. To ponoć najlepsza restauracja na Lofotach. Sama kanapka już świetnie reklamuje restaurację swoją oryginalnością. Ok, dość chwalenia i zachwytu. Czas na odrobinę praktycznych szczegółów. W wiosce, a w zasadzie tuż przed jej centralną częścią jest mały parking, na który ciężko się wbić. Nie tylko dlatego, że nie wystarcza na spore ilości turystów, które tu przybywają, ale również dlatego, że wjeżdżamy na niego stromą, wąską drogą. Spokojnie, to krótki kawałek, ale dwa auta nie miną się, więc trzeba uważać i czasem poczekać. Nam udało się zaparkować, więc nie traciliśmy czasu na szukaniu miejsca dalej od wioski gdzieś na w miarę szerszym, bezpiecznym poboczu, skąd trzeba byłoby uruchomić małą wędrówkę.

Nusfjord

Kiedy już zaparkujemy to wchodzimy do centrum wioski. Po prawej stronie jest budka, gdzie pan grzecznie informuje, że wejście jest płatne i trzeba uiścić opłatę. Nie dużo, ale zawsze. Przepraszam, ale nie pamiętamy już ceny biletu. Chcieliśmy zapłacić kartą, ale coś internet wywiało, więc przeszliśmy na gotówkę. Pan powiedział, że gotówki nie przyjmuje. I co teraz? Pan był na tyle miły, że puścił nas bez opłaty, jednak z uśmiechem dał nam do zrozumienia, że napiłby się cappuccino z restauracji Karoline. Życzenie oczywiście zostało spełnione, kiedy opuszczaliśmy wioskę. Do wioski można wejść trochę bokiem schodząc wąskimi schodkami po lewej stronie znajdujących się na wejściu do wioski toalet. Ale to tak na marginesie.

Nusfjord

Spacer po Nusfjord nie zajmuje dużo czasu. Jednak warto tu usiąść i skosztować dobrej kawy, jeśli już nie czegoś więcej we wspomnianej restauracji. Jeśli pogoda dopisze, to można wybrać się szlakiem w kierunku małej latarni. Nam niestety to się nie udało ze względu właśnie na złą pogodę. Ale może kiedyś.

Vikten huta szkła

Powoli przemieszczamy się w kierunku północnym Lofotów do małej wioski Vikten, gdzie znajduje się rzemieślnicza fabryka szkła. Jest to jedna z najbardziej nieoczywistych atrakcji tej północnej krainy. Glasshytta på Vikten, czyli huta szkła od dziesięcioleci zachwyca odwiedzających swoją surową, autentyczną sztuką wypełnioną magią kolorów w dmuchanym szkle. Twórcą tego miejsca jest Åsvar Tangrand — rybak z Flakstadøya, który już pod koniec lat 60. zaczął eksperymentować z odzyskanym szkłem, tworząc kolorowe drzwi, okna i artystyczne formy inspirowane naturą Lofotów. Tak na poważnie wszystko zaczęło się po podróży do Finlandii, gdzie poznał techniki hutnictwa szkła, Åsvar powrócił z marzeniem, aby uruchomić pierwszą w północnej Norwegii hutę szkła.

Vikten huta szkła

W 1976 r. został zainstalowany piec w jego warsztacie w wiosce Vikten, a kilka lat później powstał obecny budynek huty, harmonijnie wkomponowany w surowy, skalisty krajobraz przy brzegu morza. Dziś warsztat prowadzi jego syn, Anders Tangrand, kontynuując rodzinne rzemiosło i tworząc charakterystyczne dla tej krainy surowe, rustykalne i pełne osobowości dzieła. Odwiedzając to miejsce możemy zobaczyć na żywo jak produkuje się – dmucha naczynia szklane. Anders często pracuje przy turystach pokazując, jak z gorącej, płynnej masy powstają lampiony, karafki, miski czy imponujące szklane ryby.

Vikten huta szkła

Obserwowanie pieca i ognia w tak surowym otoczeniu to niemal rytuał artystyczny. Na miejscu znajduje się kawiarenka z dobrą kawką oraz sklepik, w którym oczywiście można kupić wykonane tu wyroby. Samo miejsce przepełnione jest pięknym klimatem rzemiosła i spokoju, który inspirująco kontrastuje z burzliwą i zimną pogoda za oknem, jak to było w naszym przypadku. Musimy stwierdzić, że nie mieliśmy zamiaru zawitać do tego miejsca z uwagi na dość napięty plan trekkingowy. Ten niestety nie wypalił z powodu fatalnej pogody, więc trzeba było realizować i sztukować plan B. W tym przypadku to bardzo dobry wybór, a pomysł odwiedzenia tej małej huty bardzo polecamy, tym bardziej, że niezwykle łatwo tu dojechać.

Vikten huta szkła

Jadąc drogą E10 na wyspie Flakstadøya należy skręcić zgodnie za znakiem do Vikten. Mamy tu też charakterystyczny znaczek „Atrakcji Turystycznej”, który wskazuje naszą hutę szkła oddaloną od tego skrzyżowania o około 4 km. Przy hucie mamy średniej wielkości bezpłatny parking.

Hamnøy

Powoli będziemy oddalać się od tych naszym zdaniem najpiękniejszych miejsc Lofotów kierując się do stolicy tego regionu – Svolvaer. Zanim tam się udamy koniecznie musimy wspomnieć o pocztówkowej wiosce Hamnøy, której fotografie z mostu obiegły już setki razy cały świat. To właśnie tu przy wąskim moście, gdzie ruch sterowany jest światłami turyści robią piękne zdjęcia domkom rorbuer bajkowo pozującymi na tle wyrastającej z wody góry. To zdjęcie otwiera nasz artykuł. Tutaj też znajduje się charakterystyczny samotny żółty domek często fotografowany i pokazywany w sieci. Nie jest on jednak taki samotny haha, kwestia odpowiedniego ustawienia i kadrowania.

Hamnøy

Na wioskę można spojrzeć z przeciwległego wzgórza, jeśli warunki pogodowe pozwolą. Jak widać u nas było to utrudnione. Na wzgórze ciężko było wyjść, bo ścieżką płyną strumień. Dlatego tylko kawałek udało mi się podejść. Ela została w aucie, bo przecież co 5 minut mżyło. Hamnøy to malutka wioska z domkami rybackimi wynajmowanymi turystom na noclegi. Oczywiście w środku jest pełen komfort i nie czuć rybami haha. Wioskę przejeżdżamy pokonując charakterystyczne, wygięte do góry mosty, co już jest atrakcją. Piękny klimat i miejsca. Trzeba jednak ruszać dalej.

Lofotr

Kierujemy się do Svolvaer, a po drodze zatrzymujemy się w Muzeum Vikingów LOFOTR. Znajduje się ono tuż przy drodze E10 między miastami Borg i Bostad. Przy muzeum znajduje się spory bezpłatny parking połączony wygodnym chodnikiem z wejściem do muzeum. Wszystkie aktualne informacje o zwiedzaniu oraz cenach biletów znajdziecie TUTAJ. Na pytanie czy warto tu zajechać? Odpowiadamy, raczej tak, choć wiecie, że my muzealni nie jesteśmy.

Lofotr

Jest to jednak jedno z bardziej wartościowych muzeów o tej tematyce w Norwegii i raczej najciekawsze na Lofotach. Zwiedzanie wystaw nie zajmuje dużo czasu, jednak spacer do jeziora Innerpollen zajmuje około 20 minut, gdzie udajemy się na krótki rejs łodzią vikingów. Atrakcja fajna, zwłaszcza gdy silniej powieje haha. Wtedy łódź mocno się kołysze wywołując krzyk u niektórych. Drogę powrotną możemy obrać innym traktem, by połączyć się tym głównym tuż przy charakterystycznym budynku Vikingów, w którym znajdują się wystawy oraz małe zajęcia rękodzieła połączone z grami planszowymi z tamtych czasów.

Lofotr

W budynku, gdzie znajduje się wejście i kasa mamy również sklepiki z pamiątkami oraz restaurację, która z pewnością odpowiednio posili tych, którzy nie zabrali ze sobą prowiantu. Muzeum zlokalizowane jest mniej więcej w połowie drogi z Reine do Svolvaer, więc po zakończeniu zwiedzania mieliśmy jeszcze kawałek do naszej ostatniej kwatery. Tak dokładnie, z Svolvaer już nie wracaliśmy do Reine gdzie spędziliśmy 7 dni. Ostatni 3 dni spędziliśmy w stolicy Lofotów zwiedzając ostatnie już atrakcje w naszej skandynawskiej przygodzie.

Henningsvær

Svolvaer jest fajnym pomysłem na krótki pobyt. Jak dla nas chyba największą atrakcją był rejs do najwęższego w tym regionie fiordu – Trollfjord. Oprócz tego z miasta wychodzą całkiem fajne szlaki górskie na spektakularne punkty widokowe. Dla mniej wprawionych w trekkingi górskie, które tu choć nie są zbyt długie to są wymagające i strome możemy polecić miłe, kameralne miasteczka, które sami objeździliśmy mijając się z przechodzącymi deszczami. Tak, tak tutaj też nam lało, może z większymi przerwami, ale i tak uniemożliwiającymi np. 2 godzinny trekking w góry. Ale nie żałujemy, bo miasteczka również zrobiły na nas wrażenie. Szczególnie ujęło nas Henningsvær. To taka tutejsza Wenecja, zresztą miasteczko nazywane jest Wenecją Północy. Henningsvær to niewielka, ale niezwykle fotogeniczna wioska rybacka na archipelagu Lofotów, rozsiana na kilku skalistych wysepkach połączonych mostami.

Henningsvær

Wjeżdżamy do niej drogą 816, która przeprowadza nas przez dwie małe wysepki połączone charakterystycznymi mostami, by w końcu wjechać do samego Henningsvær. Zaraz przy wjeździe do miasteczka po lewej stronie mamy duży, płatny parking, na którym sugerujemy zostawić auto. To dobre miejsce, ponieważ obejdziemy stąd całe miasteczko. Kto ma Easy Park to komfortowo zapłaci za dokładny czas parkowania, na co pozwala ta aplikacja. Po zaparkowaniu zaczynamy nasz mini city break haha. Już na początku mijamy turystyczne domki rorbuer, dalej wgłębiamy się już w centralną część miasteczka oddając się jego atmosferze. Jest tu parę knajpek, restauracja na brzegu kanału, więc można sobie na jakiś czas zasiąść i powdychać tutejsze powietrze popijając kawkę. Idąc dalej dochodzimy do znanego z fotografii boiska piłkarskiego.

Henningsvær

To właśnie tu jest to znane ze zdjęć boisko na Lofotach ulokowane na ciasnym półwyspie. Niestety, aby zrobić fajne zdjęcie trzeba mieć drona. Za boiskiem jest wprawdzie wzgórze z drogą, ta jednak prowadzi na teren prywatny, zamknięty dla turystów. Oczywiście można podejść trochę wyżej na boczne wzgórze, ale tu nie zrobi się dobrej fotki. Z wioski rozciągają się również piękne widoki na wybrzeże usiane małymi wysepkami. Turkusowa woda, wysepki i w tle góry – to wszystko naprawdę robi wrażenie.

Henningsvær

Henningsvær nie jest duże, więc i nie zabiera dużo czasu na zwiedzanie. Nam wystarczyły chyba 2 godziny, no może nie całe trzy wliczając w to kawkę i smaczną cynamonówkę. Jeśli trafi się pogoda to można połączyć zwiedzanie miasteczka z trekkingiem na Festvågtinden. To szczyt wznoszący się na wysokość 541 m z ostrym, jak to na Lofotach podejściem. Jeśli nie pada to warto się wdrapać. U nas pogoda mieliła co pewien czas deszczem, więc nie ryzykowaliśmy zjazdu na tyłku i to chyba już do samego dołu, bo tu jest naprawdę stromo, a szlaki mało komfortowe.

Kabelvåg

Dlatego obeszliśmy się smakiem i pojechaliśmy do innego, mniej znanego, ale również urokliwego miasteczka Kabelvåg. Nie jest ono nigdzie opisywane, dlatego nie ma tu wielu turystów, czyli jest błogi spokój. Naprawdę. Tymczasem miasteczko oferuje klimatyczną restaurację Brygga oferującą tradycyjną lofocką kuchnię oraz choć krótkie, to oferujące piękne widoki molo. Między brzegiem, a molem utworzyła się urocza zatoka Smedvika, zaś na końcu mola, albo nazwijmy to promenady znajduje się mała latarnia, skąd bardzo ładnie widać przeciwległe wyspy na bliższym i dalszym  horyzoncie. Kabelvåg

Po krótkim spacerku promenadą polecamy odwiedzić wspomnianą restaurację. Wprawdzie serwują tu regionalne specjały, ale pizza „a’la Lofoten” haha jest bardzo dobra. Na dodatek możemy ją skonsumować na małym tarasie z widokiem na kanał widoczny na zdjęciu wyżej. Oj, bardzo relaksujące miejsce. Przy restauracji jest bezpłatny parking, gdzie możemy zostawić auto i obejść całe miasteczko. Po opuszczeniu centrum miasteczka warto zatrzymać się przy kościele, który dumnie prezentuje się na lekkim wzgórzu tuż przy drodze E10. Kościół Vågan znany również jako Katedra Lofotów, został otwarty w październiku 1898 roku.

Kościół Vågan

A skąd ten przydomek Katedra Lofotów? Otóż 9 maja 1929 roku w zatłoczonym kościele Vågan odbyły się święcenia kapłańskie. Nabożeństwu przewodniczył biskup Eivind Berggrav. Sam później powiedział, że w kościele było obecnych prawie 2000 wiernych. Oprócz 1200 miejsc siedzących, ludzie stali w przejściu i wzdłuż ścian. Berggrav był tak pod wrażeniem i wzruszony, że z ambony stwierdził, iż czuje się, jakby był obecny w katedrze. Ot i cała historia.

Svolvær Trolfjord

Na koniec pierwszej części naszej objazdówki po Lofotach odbędziemy wspomniany już rejs statkiem do TROLLFJORD. Przygodę rozpoczynamy o 9:00 w porcie w Svolvaer. Rejs można zamawiać w różnych biurach zlokalizowanych na brzegu portu, które sprzedają rejsy zarówno małymi łodziami motorowymi, większymi kutrami, czy tak jak my dużym katamaranem z napędem elektrycznym. Ta opcja jak dla nas wygodnickich była najlepsza, ponieważ w czasie ewentualnego deszczu można schować się w dużym, dwupiętrowym holu i na dodatek kupić kawkę z całkiem dobrym ciachem lub skonsumować coś większego. Jednostka, którą płynęliśmy była nam już znana z rejsu po fiordach 3 lata temu, kiedy to podróżowaliśmy między Bergen, a Trondheim. Łódź komfortowa z dużymi tarasami, z których każdy zrobi fajne foto.

Svolvær Trolfjord

Firma obsługująca tą łódź to brimexplorer, polecamy. Bilet sugerujemy zakupić parę dni przed rejsem. No dobrze, kiedy już weszliśmy na pokład mieliśmy krótkie szkolenie jak w samolocie na wypadek jakiejś awarii, wypadku itp. Potem już czas dla siebie na podziwianie krajobrazów linii brzegowej fiordu. Dość szybko dopłynęliśmy do małych wysepek gdzie znajdują się lęgowiska orłów bielików. Musimy powiedzieć, że nie spodziewaliśmy się, że tyle ich tam będzie. Przeważnie ze zwierzętami jest tak, że się tak ukrywają, że trudno je dostrzec na wolności, a tu… – o rany. W tym jednak momencie nasz katamaran tylko zwolnił, aby pokazać miejsca, po czym ruszył szybciej do celu.

Svolvær Trolfjord

Kiedy dotarliśmy do naszego fiordu pogoda nieco się zepsuła, nawet zaczęło trochę padać, ale nie na tyle, żeby zmoknąć, więc twardo trzymaliśmy się na otwartych tarasach. Kiedy wpływaliśmy do Trollfjordu jednostka wyłączyła silniki spalinowe i włączyła napęd elektryczny, by usłyszeć panujący tu spokój i ciszę. Jest pięknie, jednak naszym zdaniem te najpiękniejsze fiordy znajdują się w rejonach Geiranger, Flam i Bergen. Trollfjord rzeczywiście jest bardzo wąskim fiordem, zapewne w czasie ładnej pogody o wiele lepiej się prezentuje, niż w czasie takiej jak my mieliśmy. Płynąc powoli mijamy dwa wodospady, robimy kółko i wracamy. Po wypłynięciu w Trollfjordu i przepłynięciu powiedzmy około 1…2km zatrzymujemy się w pewnym miejscu, gdzie załoga spuszcza na dno kamery, które pokazują nam na monitorach w holu życie tego podwodnego, polodowcowego świata.

Svolvær Trolfjord

Oczywiście jeden z członków załogi opowiada o tym, co widzimy. Fajna sprawa. Po około 20 minutach takiej obserwacji ruszamy, by po krótkim czasie zatrzymać się znów, ale tym razem na dłużej przy naszych orłach bielikach. Wcześniej tylko zwolniliśmy, teraz zatrzymaliśmy się, aby poobserwować te wspaniałe ptaki. Znajdując się na dużym statku byliśmy bardziej bezpieczni, niż ci na tych szybkich ribsach. Podpływając bliżej wyspy, gdzie swoje gniazda mają orły pasażerowie tych małych łodzi byli trochę atakowani prze orła.

Svolvær Trolfjord

Oczywiście kierujący łodzią wyposażony jest w długi kij, tyczkę, którą odgania ptaka. Taka sytuacja się zdarzyła haha. Naszej łodzi orły nie atakowały, więc można było bez stresu skoncentrować się na ustrzeleniu jak najlepszej fotki z aparatu. Ta część rejsu była dla nas chyba najfajniejsza. Cała zabawa trwała 4 godziny. Drugie pół dnia spędziliśmy na joggingu po sklepikach, bo to był nasz ostatni dzień na Lofotach. Nazajutrz ruszaliśmy już do Tromso i samolotem do Polski.

Svolvær Trolfjord

I taki właśnie sposób opisaliśmy te najfajniejsze atrakcje turystyczne Lofotów. Będąc w okolicach Bergen takich wiosek z domkami rorbu nie widzieliśmy, bo ich tam nie ma. Tutaj natomiast należą do tych najciekawszych miejsc do zobaczenia.


Prosimy o ocenę. W przypadku negatywnej oceny prosimy skomentować powód.

Kliknij na gwiazdki

Średni wynik 0 / 5. 0

Bądź pierwszą osobą , która zagłosuje

Jeśli podobała Ci się relacja

Podążaj za nami

We are sorry that this post was not useful for you!

Let us improve this post!

Tell us how we can improve this post?

Podziel się z innymi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *