SEISENBERG – najpiękniejsze wąwozy Austrii. Wyprawa: maj 2017
SEISENBERG – najpiękniejsze wąwozy Austrii, DLACZEGO…?
Wąwóz Seisenberg był naszym drugim zaplanowanym miejscem do odwiedzenia w rejonie Weißbach bei Lofer. Miejscowość nie była zbytnio oddalona od naszej kwatery, więc nie mogliśmy pominąć tego celu, tym bardziej, że nastawiliśmy się podczas całego naszego wyjazdu do ziemi salzburskiej na zdobywanie austriackich skalnych kanionów. Seisenberg leży niedaleko wcześniej opisanego wąwozu Vorderkaser, dlatego połączenie odwiedzenia dwóch wąwozów plus znajdującej się między nimi jaskini Lamprecht było świetnym pomysłem na całodniową wyprawę.
WRAŻENIA
Wąwóz zrobił na nas duże wrażenie podobnie jak Vorderkaser. Seisenberg jest jednak dłuższy i ciekawszy dlatego polecamy zwiedzić go jako drugi, po Vorderkaser. Na dodatek przy wejściu do wąwozu znajduje się urocza knajpka z pysznym gulaszem, kawą i zimnym piwkiem. Sam początek wąwozu nie jest tak spektakularny jak jego koniec, gdzie maszeruje się drewnianymi kładkami wciśniętymi w skały. Tutaj klimat budowany jest przez krystalicznie czysty potok, który towarzyszy turystom przez cały wąwóz praktycznie do samego końca szlaku. Zbudowany ze skał, zieleni i pięknego potoku krajobraz naszego kanionu bez wątpienia zniewoli swoim urokiem każdego pojawiającego się tu wędrowca.
ZWIEDZANIE
Na początek tradycyjnie dwa zdania wstępu. Wąwóz Seisenberg został utworzony przez naturę około 12.000 lat temu. W 1831 roku robotnicy (tłucznicy) zbudowali szlak przez wąwóz o długości 600m. Dziś ten imponujący pomnik przyrody zwiedza się wędrując bardzo dobrze przygotowanymi i przymocowanymi do skał drewnianymi kładkami. Czas przejście nie licząc powrotu zajmuje około 1 godziny. Droga powrotna wiedzie już nie przez wąwóz tylko górną ścieżką przez las i kończy się przy wspomnianej już knajpeczce.
No dobrze, komu w drogę temu czas. Haha trochę śmieszna sytuacja, ale zamiast wystartować na szlak to zaraz na początku zatrzymujemy się w małej, alpejskiej restauracji. A to dlatego, że mamy godzinę 13.30 i jesteśmy już trochę głodni. Tak właśnie zaczęliśmy zwiedzanie wąwozu Sesienberg. Zanim weszliśmy na szlak skonsumowaliśmy pyszny gulasz popijając dobrym, austriackim piwem. Powiem szczerze, że w tej knajpeczce było tak miło, że nie chciało nam się w ogóle stamtąd wychodzić. No ale wąwóz czekał. Dokładnie tutaj znajduje się wejście na szlak i kasa biletowa. My oczywiście nie musieliśmy kupować biletu, ponieważ mieliśmy już zakupiony kombi -bilet przy wejściu do wąwozu Vorderkaser na zwiedzanie znajdujących się tu wszystkich trzech atrakcji, czyli wspomnianego wąwozu Vorderkaser, naszego Seisenberg i jaskini Lamprecht. Taki bilet można kupić we wszystkich kasach przy wejściach do każdej z atrakcji. Jak już wspomnieliśmy w relacji z Vorderkaser zakup taki odczuwalnie się opłaca. Zaraz po przejściu przez bramkę idziemy chwilę ścieżką wzdłuż potoku i dochodzimy do pierwszych kładek skąd mijamy całkiem fajny wodospadzik pokazany na zdjęciu na początku relacji. Tutaj chwilowy postój na zdjęcia i dalej w drogę. Spacer kładkami jest bardzo bezpieczny. Przez cały wąwóz można przejść z dziećmi. Oczywiście warto mieć wygodne obuwie. Sugerujemy po prostu ubrać górskie trapery, ponieważ po wyjściu z wąwozu szlak wiedzie pod górę ścieżką z korzeniami i kamieniami. Początek szlaku prowadzi szerszą częścią wąwozu. Jest tu bardzo urokliwie, krajobraz wąwozu każe się ciągle zatrzymywać, aby zerknąć raz w lewo, raz w prawo na piękne skały wiszące nad płynącym potokiem. Dodatkowym plusem spaceru była bardzo mała ilość turystów. Na szlaku minęliśmy zaledwie parę osób. Nie wiemy, czy to było spowodowane początkiem sezonu (połowa maja), czy tym, że wąwozy te są nieco mniej znane niż np. wąwóz Liechtenstein, do którego zajdziemy na samym końcu naszego cyklu „Najpiękniejsze wąwozy Austrii”. Tak na marginesie możemy wspomnieć, że podobnie jak w wąwozie Kitzlochklamm również tutaj odbywają się nocne spacery z pochodniami. Niestety nie mogliśmy skorzystać z tej atrakcji, ponieważ spacery organizowane są w ścisłym sezonie, tj. lipiec sierpień. Nie jesteśmy pewni czerwca, nie dopytaliśmy tego. W każdym bądź razie trochę żałowaliśmy, bo przejście nocą wąwozem przy ludowej muzyce na żywo dostarcza zupełnie innych emocji. No tak, my tu sobie gadamy, a w między czasie zaczynamy wchodzić w coraz ciaśniejsze korytarze naszego kanionu. Ten klimat mi osobiście o wiele bardziej odpowiada. Jest trochę tajemniczo i oczywiście głośno od odbijającego się od skał szumu wody. Na Eli z kolei większe wrażenie robią przestrzenie między skalne. Nie powiem, jest to piękne, no ale każdy ma swoje indywidualne odczucia w takich miejscach. Zagwarantować jednak możemy, że jakich kto nie miałby odczuć to każdemu będzie się tu podobało. A Ci co pierwszy raz będą odwiedzać takie miejsca z pewnością wpadną w osłupienie. Dobrze, idziemy dalej. Powoli kładka coraz trudniej mieści się między skałami. Tutaj zaczyna już kapać woda z górnych części skał. Na kładce jest trochę ślisko, ale spokojnie, nie aż tak, żeby wywinąć orła. Na razie idziemy prosto jednym poziomem, jednak za chwilę, o! nawet już widać schody. Nie jest ich dużo, więc bez większego wysiłku można je pokonać. My jednak zatrzymujemy się i oddajemy urokowi tego miejsca. Coś wspaniałego, co natura może zbudować. Na dodatek ta kładka…, która można powiedzieć wisi w powietrzu nad płynącym w dole potokiem. Tu szczególnie cieszyliśmy się, że nie było turystów. Nie wyobrażamy sobie natłoku ludzi na tej wąskiej kładce. Byliśmy tylko my, skały i kryształowa woda pod nami. Coś wspaniałego. Tutaj nawet Ela szła z telefonem i wszystko nagrywała. Normalnie tego nie robi. Cyknie tylko parę fotek, żeby pokazać znajomym zaraz po naszym powrocie. A tu…, kobieta nie do poznania. Ta ciaśniejsza część wąwozu znajduje się już niemal na końcu szlaku. Samo wyjście ze skał odbywa się trochę większą ilością schodów, ale nie jest ich tak naprawdę bardzo dużo. Każdy spokojnie przejdzie bez większej zadyszki. Przy wyjściu ze skalnej szczeliny znajduje się jeszcze mały wodospad. Dalej jeszcze trochę kładka i zejście na ubity grunt. Po wyjściu zastanawialiśmy się, czy nie wrócić tą sama drogą, bo w szczelinie było rzeczywiście pięknie i interesująco. Nie wiedzieliśmy jednak jak wygląda szlak górą. Zadawaliśmy sobie pytanie, a może stamtąd ujrzymy jakiś piękny krajobraz…? Chęć uzyskania odpowiedzi na to pytanie skłoniła nas pójść dalej szlakiem, a nie wracać wąwozem. Czy się rozczarowaliśmy? Może nie do końca, ale droga powrotna wąwozem byłaby chyba bardziej interesująca, pomimo powtórki. Pod koniec szlaku powrotnego pokazał nam się miły alpejski widok. Stąd mieliśmy już parę kroków do naszej knajpki, od której zaczynaliśmy spacer. Oczywiście nie było siły na to, żeby ją pominąć bez zatrzymania. Musieliśmy jeszcze tam wejść i usiąść przy pysznej kawie. Coś mi się wydaje, że trochę dużo pochwał kierujemy do tej małej restauracyjki, ale wierzcie, że naprawdę bardzo nam się tu podobało i smakowało. Na dodatek bardzo miła obsługa. Seisenberg był naszym trzecim punktem odwiedzonym tego dnia i zakończonym pyszną kawą z jeszcze lepszym strudlem. Cały dzień mogliśmy z pełnym przekonaniem zaliczyć do udanych.
Informacje praktyczne: wąwóz otwarty jest od początku maja do końca października w godzinach od 8:30 do 18:30. Cena biletu w sezonie 2017 – 5 EUR dla osób dorosłych. Oczywiście posiadacze kombi-biletu wchodzą bez wykupywania indywidualnego biletu.
Adres do nawigacji: Wąwóz Seisenberg | Oberwiesbach 16 | 5093 Weißenbach koło Lofera
Na koniec wszystkich tych co nie lubią czytać tylko oglądach zapraszam na foto spacer po wąwozie. Proszę TĘDY.