TYROL – ciekawe miejsca; wyprawa: maj 2019
TYROL co warto zobaczyć. DLACZEGO TU…?
Planując wyjazd do Tyrolu skrupulatnie wyszukiwaliśmy miejsc ciekawych, pięknych i spektakularnych. Dolina Pitzal i wspaniały Highline 179 z pewnością zaliczają się do takich miejscówek. O Highline 179 już od dłuższego czasu wiedzieliśmy, że musimy tam dotrzeć. Dolina Pitzal wpadła nam w ręce podczas jednej z wieczornych wędrówek po mapie Tyrolu, spodobała nam się i wylądowała na liście z naszymi celami w tym regionie Austrii.
TYROL co warto zobaczyć. WRAŻENIA
W tej kwestii bez wątpienia największe wrażenie zrobił na nas Highline 179. To w końcu prawie półkilometrowy spacer 110 m nad ziemią. Oj miesza się w głowie z zachwytu i trochę oczywiście z małego lęku przed przejściem mostu. Dolina Pitzal niestety spłatała nam psikusa. Dlaczego? Kiedy dojechaliśmy i zeszliśmy w dół, zobaczyliśmy zn…, dobra o tym później. W każdym bądź razie udało nam się zdobyć most wiszący na doliną. Nie robi on tak oszałamiającego wrażenia jak Highline 179, ale samo miejsce jest bardzo przyjemne. Widok z mostu na dolinę cudny.
TYROL co warto zobaczyć. WĘDRÓWKA
Oba miejsca odwiedziliśmy w dwóch różnych dniach, a to z uwagi na to, że są one zlokalizowane w dość sporej odległości od siebie. W pierwszej kolejności odwiedziliśmy Pitzal i charakterystyczny most Benni Raich-Brücke. Postanowiliśmy poświęcić na niego pół dnia zakładając, że wystarczy tyle czasu na przejście ścieżką edukacyjną znajdującą się w wąwozie Inn, nad którym wisi właśnie nasz mostek. Plan był jak najbardziej dobry. Podjechaliśmy na parking, od którego trzeba było przejść około 600 m do mostu. Aby zejść w dół doliny należy skierować się w drugą stronę, dokładnie ulicą w dół, skąd dalej dość stromo sprowadza nas wąska ścieżka na dno wąwozu. Dobrze, dobrze, ale jeszcze jak dojechać do parkingu? Trochę tu mieliśmy kłopotu, bo trafiliśmy do niego dopiero za drugim razem. Od początku, jadąc od Insbrucka autostradą A12 na wysokości miejscowości Brennbichl mamy spore rozwidlenie dróg, krzyżujące się z drogą 171. Tutaj trzeba kierować się na miasteczko Arzl im Pitztal. W tym miejscu skręcamy w ulicę Jerzenerstrasse i dalej w wąską Pitzenebene. Stąd już do końca, aż po prawej stronie będzie mały parking. Tu właśnie należy zostawić auto. Idąc około 80 m z powrotem dochodzimy do drogi prowadzącej na most i małej knajpki przy moście Bungy Stüberl Pitztal. Od parkingu do mostu dystans wynosi około 500…600 m. Kiedy wyjdziemy na most od razu zobaczymy nasz trekkingowy cel – wąwóz Inn w Pitzal. Z góry pięknie się prezentuje. Po przejściu mostu na drugą stronę radzimy jeszcze podejść wyżej ścieżką, przynajmniej do ławeczki, skąd pięknie widać góry, no i oczywiście nasz most, który wygląda stąd jak kładka ze sznurkami na bieliznę haha. No tak się nam skojarzyło. Miejscówka fajna, ale bardziej na koniec spaceru doliną, niż na jego początek. Aby zejść do wąwozu trzeba wrócić się do parkingu, za którym znajduje się wąska ścieżka w dół. Tu trzeba trochę uważać, bo jest dość ślisko i sporo korzeni w niektórych miejscach. Kiedy już zeszliśmy stanęła przed naszymi oczami tablica, która zwaliła nas z nóg. SZLAK ZAMKNIĘTY. Rozumiemy takie sytuacje, ale żeby tablicę stawiać na samym dole, po to by zaraz po zejściu drałować ostro pod górę? No niewybaczalne. Jak widzicie nasz trekking doliną spalił na panewce. Jednak kiedy już zeszliśmy skierowaliśmy się bezpośrednio pod wiszący most, gdzie znajduje się wąska kładka nad rzeką. Miejsce fajne, cisza, szumiąca woda i skały. Dalej jednak nie mogliśmy iść, ponieważ szlak generalnie prowadził w tą drugą, zamkniętą stronę. Nie mogliśmy się z tym pogodzić. Pomimo zakazu weszliśmy na trakt. Przeszliśmy kawałek aż do imponujących skalnych ścian, o których czytaliśmy w opisach o wąwozie. Tu zdaliśmy sobie sprawę z tego, dlaczego szlak jest zamknięty. Do skał przytwierdzone są metalowe kładki, które w tym momencie były zasypane kamieniami i spadającymi z góry odłamanymi skałami. Oj baaardzo było nam smutno i przykro. Wąwóz w tym miejscu zapowiadał się bardzo ciekawie i urokliwie. To dość dzikie i mało uczęszczane miejsce co jest niewątpliwie jego sporym walorem. Trasa o długości 1,5 km została poświęcona Luisowi Trenkerowi, alpiniście, który często odwiedzał tą małą miejscowość Arzl. Cały szlak na dobrą sprawę zaczyna się w Arzl przy moście drogowym nad rzeką Pitze, gdzie znajduje się pomnik Luisa Trenkera. W głębi wąwozu zasilana przez okoliczne lodowce rzeka Pitze przedziera się przez skały tworząc wspaniały klimat miejsca. Szlak wiedzie w kierunku miejscowości Wald znajdującej się po drugiej stronie naszego wiszącego mostu. Jak doczytaliśmy się jest to najwyżej zawieszony, ogólno dostępny most dla pieszych. Jeśli zdecydujecie się zaryzykować to, że kanion będzie otwarty i przyjechać do tego wąwozu to musicie zarezerwować sobie około 2,5 godziny na jego przejście.
Jeśli odwiedzicie to miejsce, a znajdujący się tu wiszący most okaże się zbyt nudny i mało spektakularny dla Was to proponujemy wycieczkę na jeden z najwyżej zawieszonych i najdłuższych wiszących mostów w Europie – Highline 179. Wybudowana w 2014 roku konstrukcja legitymowała się mianem najdłuższego wiszącego mostu na świecie. Obecnie dłuższy jest tylko „wisielec” w szwajcarskim Zermatt. Ten jednak nie wisi tak wysoko jak Highline 179. Nasz cel znajduje się w małej miejscowości Reutte oczywiście w austriackim Tyrolu. Wisząca kładka oprócz tego, że jest atrakcją samą w sobie to na dodatek łączy ona dwa ciekawe zabytki, zamek Ehrenberg i fort Claudia. Rok po budowie most został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa. Highline 179 zawieszony jest na wysokości 114 metrów nad drogą nr 179 i jest doskonałym miejscem na podziwianie pięknych widoków doliny i potężnych gór Tyrolu. Kładka ma długość 406 m długości, 1,2 m szerokości i może pomieścić do 500 osób. Zamek Ehrenberg jest jedną z najstarszych i najważniejszych budowli warownych w Tyrolu. Pierwotnie należał do Habsburgów, później często zmieniał właścicieli; niszczyły go pożary, a do upadku doprowadzili go Francuzi w XIX w. Imponujące ruiny zostały przystosowane do zwiedzania. Znajduje się w nich ciekawe, „żywe muzeum” z 14 pomieszczeniami, gdzie dzieci i dorośli uczą się historii. Fort Claudia znajduje się po drugiej stronie doliny. Wybudowany został przez tyrolską arcyksiężną Klaudię w XVII wieku; miał być całym systemem fortyfikacji, ale nigdy nie został ukończony. Był wielokrotnie zdobywany i niszczony, popadł w ruinę w XIX w.
Aby dotrzeć do mostu trzeba podejść pod górę z parkingu, przy którym znajdują się kasy i oczywiście mała restauracja. Spacer nie jest wyczerpujący, więc lepiej go odbyć, niż płacić za wyjazd krótką kolejką torową 8 EURO. Bardzo fajnie skonstruowany jest wagonik kolejki. Ułożony jest on na poduszce powietrznej, która utrzymuje go w poziomie podczas jazdy do góry lub na dół – fajne rozwiązanie. Wizyta na moście kosztuje 8 EURO / osobę dorosłą plus parking, z tego co pamiętamy 4 EURO. Zresztą wszystko znajdziecie TUTAJ. Spacer na górę zajmuje około 20 minut. Nie jest stromo, więc przed wejściem na most można się odrobinę tylko rozgrzać haha. Nie będziemy ukrywać, że osoby z większym lękiem wysokości mogą mieć tu problemy z przejściem przez kładkę. Podłoga mostu wykonana jest z kratownicy, poręcze linowe na całej długości. Most huśta się podczas dreptania, dlatego trzeba iść w lekkim rozkroku, żeby nie stracić równowagi i nie wywinąć orła. Sami mieliśmy obawy, ale atrakcja i samo przeżycie jest na tyle duże, że wszelkie lęki zanikają haha. Na kładkę wchodzimy przez elektroniczną bramkę skanując bilet, z którym mamy prawo powrócić tą samą drogą z drugiej strony mostu. Tak, z drugiej strony przed wejściem na most również jest bramka elektroniczna, w której przy powrocie na most należy ponownie zeskanować bilet. Jeśli ktoś przejdzie most z problemami to z drugiej strony można też zejść na dół, ale to naprawdę ostateczność, ponieważ „wisielec” nie jest aż taki straszny. Zawieszony jest nad doliną, którą na samym dole biegnie droga 179. Na środku jest najfajniej. Po przejściu mostu można udać się do ruin i muzeum, za co trzeba wnieść dodatkową opłatę kupując osobny bilet. Z uwagi na dalsze plany trekkingowe w tym dniu zrezygnowaliśmy z tych dodatkowych atrakcji koncentrując się tylko na moście. Wizyta w tym miejscu nie zajmuje dużo czasu. Na dobrą sprawę więcej jak 1,5 godziny tu nie spędziliśmy. Może dlatego, że z uwagi na niezbyt fajną pogodę było bardzo mało ludzi, co pozwoliło na szybsze przejście kładki i bez dłuższego oczekiwania spojrzenie na dolinę tak, że nikt nie zasłaniał. Cóż, miejsce bardzo nam się podobało, szkoda tylko że pogoda nie dopisała. Jeśli będziecie w Tyrolu warto wskoczyć na most, to w końcu okazja przejścia prawie pół kilometra w powietrzu. Na koniec informujemy, że mamy w zanadrzu jeszcze jednego podobnego huśtającego się „wisielca”, ale to już w innej relacji opisującej wybrane wodospady Tyrolu. Będziemy informować.
Na koniec galeria ze spaceru mostami i skrawkiem doliny Pitzal. Tu WCHODZIMY