Bieszczady. Wyprawa – wrzesień 2014r
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy
DLACZEGO
Od lat planowaliśmy wyjechać w Bieszczady, ale zawsze wyskakiwały inne priorytety. Tym razem mając do wyboru dwie zakładane opcje Bieszczady lub Maroko, musiały już wygrać nasze polskie Bieszczady. Ja osobiście w nazwijmy to ścisłym centrum Bieszczad jeszcze nie byłem, a Ela już dawno, dawno temu. Osłuchani więc opowieściami o bieszczadzkich aniołach i zarzuceni tysiącem pięknych fotografii postanowiliśmy przekonać sie o pięknie tych najdzikszych miejsc w Polsce. Oboje lubimy wędrówki górskie, więc tym bardziej ciągnęło nas do krainy pływających od powiewających traw połonin. Wędrowaliśmy już po różnych górach, ale Bieszczady mają swój niepowtarzalny klimat. No i co bardzo ważne nie są jeszcze zatłoczone, tym bardziej, że byliśmy w drugiej połowie września, więc turystów było mało. Jeśli ktoś jeszcze nie był i zadaje sobie pytanie Dlaczego…? – to mam nadzieję, że poniższa relacja go przekona.
WRAŻENIA
No cóż, nie będziemy zapewne wyjątkami, gdy stwierdzimy, że Bieszczady nie pozostały nam obojętne. Przewędrowaliśmy tylko trzema szlakami, ale to wystarczyło, żeby piękno tych gór zawładnęło naszymi sercami. Poruszyła nas Połonina Wetlińska, którą moglibyśmy nazwać „pływającą” z uwagi na falujące od wiatru wysokie charakterystyczne dla Bieszczad trawy. Dość często uczęszczana zaraz po połoninach i Tarnicy, Mała i Wielka Rawka, z której podziwialiśmy piękne widoki na obie połoniny i pasmo graniczne. No i oczywiście konieczny do zdobycia najwyższy szczyt Bieszczad – Tarnica z pięknym widokiem na Bieszczady roztaczającym się na pełnym 360 stopniowym obrocie. To wszystko skłania nas do wspomnień z pobytu w Bieszczadach i w efekcie zmusza do powrotu tam przy najbliższej nadarzającej się okazji.
WĘDRÓWKA
Dzień pierwszy wędrówki
Podczas naszego tygodniowego pobytu w Bieszczadach (wrzesień 2014) zaplanowaliśmy przejście przez obie połoniny – Wetlińską i Caryńską oraz zdobycie Tarnicy. Plan udał się z jedną małą zmianą, mianowicie Połoninę Caryńską zamieniliśmy na Małą i Wielka Rawkę. Nie żałujemy, ponieważ z Wielkiej Rawki rozciąga się równie piękny widok co jak nam powiedziano z P. Caryńskiej. Po dwóch dniach deszczu ruszyliśmy na Wetlińską z obawą, że będziemy zjeżdżać po błocie. Nie było jednak źle, wręcz byliśmy zaskoczeni, że szlak tak zdążył wyschnąć. Wędrówkę rozpoczęliśmy z Przełęczy Wyżnej żółtym szlakiem do schroniska Chatka Puchatka. Żółty trakt wiedzie przez większą część lasem, dopiero niemal pod szczytem wychodzi się na otwartą przestrzeń gdzie zaczyna się teatr krajobrazu. Taki obraz odsłoniętych szczytów i połonin to charakterystyczna wizytówka Bieszczad, nie wspominając o kołyszących się od wiatru trawach. Spacer do schroniska trwał około 1h, więc nie czuliśmy się mocno zdyszani. Przy schronisku dłuższa chwila kontemplacji nad roztaczającym się we wszystkie strony świata krajobrazem. W schronisku mało ludzi, bo pogoda na zewnątrz całkiem fajna. Po około 20 minutach ruszyliśmy spacerkiem połoniną do szczytu Smerek szlakiem czerwonym. To kawałek drogi, ale jakże piękny. Idąc przed siebie oglądaliśmy się co chwilę za siebie spoglądając na oddalającą się Chatkę Puchatka. W drugiej połowie września dało sie już zauważyć nadchodzącą jesień, aczkolwiek wiedzieliśmy, że to jeszcze nie to. Ponoć najładniej jest w środku października. Mała ilość turystów na szlaku oraz dopisująca pogoda wzbogacała walory tego bieszczadzkiego szlaku. Nie oglądaliśmy się na czas jaki poświęcamy na przejście połoniny, ponieważ zaplanowaliśmy spędzić na niej cały dzień. Z tego powodu bez pośpiechu mogliśmy się oddawać urokowi krajobrazu. Po około jednej godzinie spaceru dotarliśmy na Osadzki Wierch (1255m) gdzie spędziliśmy dłuższą chwilę. Krajobraz wokoło jakby coraz bardziej urzekał. Cała Połonina otworzyła się zarówno przed jak i za nami. coś fantastycznego. No, ale trzeba dalej iść. Czasu dużo jednak na kwaterę chcieliśmy zejść jeszcze za dnia, który był już sporo krótszy od tych wakacyjnych. Kolejna godzina marszu, no może trochę więcej i kolejny przystanek już na Przełęczy Orłowicza. Stąd zamierzaliśmy już zejść żółtym szlakiem do Wetliny, ale czasu jeszcze trochę było, więc podeszliśmy na Smerek (1222m). Znów piękny widok. A cała połonina wypełniała się pięknymi ciepłymi kolorami od przygotowującego się do zachodu słońca. Na szczycie znów dłuższa chwila refleksji, po której rozpoczęliśmy spacer w dół na jakiś smaczny posiłek. Schodzenie dłuższe niż wchodzenie. Ten szlak do Przełęczy Orłowicza z Wetliny jest wyraźnie dłuższy od tego z Przełęczy Wyżnej. Czas zejścia niepełne 2 godziny. Po wyjściu z lasu już na wąską drogę asfaltową natrafiamy na mały przydrożny bufet, gdzie możemy uzupełnić „płyny” – dla każdego coś dobrego. Dalej to już lekki spacer do parkingu przed sklepem ABC w Wetlinie. Około godziny 17.00 byliśmy juz na dole, a dokładnie pod klimatyczną restauracją „W Starym Siole”. Sam budynek restauracji wsunięty jest w głąb placu od ulicy. Na dodatek na pierwszy plan rzuca się w oczy inna, stojąca obok restauracja Chata Wędrowca. Jednak nie ma co ukrywać, naszym zdaniem restauracja „W Starym Siole” oferuje o wiele milszy klimat, dobre jedzenie i przepyszną kawę, stąd POLECAMY tą restaurację w sposób szczególny. Wieczór przy smacznej kolacji i dobrej kawie był przemiłym zakończeniem całodziennej górskiej wędrówki.
Dzień drugi wędrówki
Nie ukrywam, że po pierwszej wędrówce mieliśmy zaplanowany odpoczynek, ale z uwagi na niepewną pogodę postanowiliśmy zaraz na drugi dzień zaatakować Tarnicę (1346m). Pogoda już nie była taka ładna jak dzień wcześniej, ale nie było źle. Grunt, że nie padało. Zaraz po śniadaniu wsiedliśmy w naszego bolida i podjechaliśmy do Ustrzyk Górnych, skąd pojechaliśmy busem do Wołostatego. Koszt busa 5zł od osoby. Dość sprawnie poszedł nam ten przejazd i około 9.30 byliśmy już na początku niebieskiego szlaku na Tarnicę. Z opowiadań wiedzieliśmy, że szlak czerwony z Ustrzyk G. na szczyt Tarnicy strasznie się ciągnie, więc wybraliśmy krótszy z Wołosatego tak, aby później powoli sobie zejść do parkingu w Ustrzykach G. Był to całkiem dobry pomysł, chociażby z tego względu, że na szczycie nie było jeszcze dużego tłoku. Z czasem jednak podchodziło coraz więcej ludzi. Szlak niebieski nie jest bardzo forsujący. Oczywiście wiedzie lasem przez 3/4 swojej długości po to by przed końcem nagle pokazać odsłonięty szczyt Tarnicy. Oficjalny czas dojścia to 2 godziny. Jednak nawet my, piechurzy zza biurka zrobiliśmy go w 1h 40minut. Po wyjściu z lasu idziemy około 10 minut do Przełęczy Krygowskiego (1275m) gdzie znajduje się skrzyżowanie szlaku czerwonego prowadzącego z Ustrzyk G. na Halicz i niebieskiego z Wołosatego na Bukowe Berdo. Stąd też wszyscy wychodzą żółtym szlakiem na Tarnicę, ale to już 5-cio minutowe podejście. Zaraz po wejściu na szczyt spotkaliśmy się tylko z konstrukcją wielkiego krzyża. Nie trzeba było jednak długo czekać, aż szczyt zostanie oblężony przez chmarę turystów. Widok z dachu Bieszczad piękny, pomimo niesprzyjającej czystości krajobrazu pogodzie. Tutaj dłuższa chwila. Dość mocno wiało, ale nie mogliśmy tak po prostu wejść i zaraz zejść. Znaleźliśmy sobie miejsce przy ławce gdzie mniej wiało i „szamając” ciastka kręciliśmy „peryskopami” na wszystkie świata strony. Miejsce magiczne…, ale trzeba było powoli ruszać w drogę powrotną do zaparkowanego na parkingu w Ustrzykach bolida. Ruszyliśmy więc z powrotem do Przełęczy Krygowskiego, skąd czerwonym szlakiem znów do góry na Szeroki Wierch (1293m). Piękna sprawa. Szlak prowadzi granią, z której na wszystkie strony roztacza się piękny widok. Żal było schodzić w dół. Niestety, po opuszczeniu Szerokiego Wierchu krajobraz przeradzał się już w ciasne polany, aż w końcu weszliśmy w las. Zejście długie i przeciągające się. Atrakcje to ryki jeleni gdzieś w lesie. W pewnym miejscu natrafiliśmy na wysyp
grzybów, o właśnie takich jak na zdjęciu. Szliśmy i szliśmy co jakiś czas wyprzedzając kogoś lub ktoś nas wyprzedzał. I tak po około 2 godzinach zeszliśmy w końcu do parkingu w Ustrzykach G. Chcieliśmy coś zjeść właśnie tu, ale jakoś ciągnęło nas do naszego „W Starym Siole”. Dlatego po krótkim spacerku po Ustrzyckim „centrum” wsiedliśmy do auta po to, by zakończyć wędrówkę znów przy dobrej obiadokolacji i smacznej kawie. Nie ukrywam, że gdy dojechaliśmy do knajpeczki to nie mogłem wstać od stołu po zjedzeniu obiadokolacji; tak mi nogi padły. Ale z perspektywą czekającego na mnie zimnego piwka na kwaterze byłem w stanie pokonać wszelkie uciążliwości.
Dzień trzeci wędrówki
Chcąc nie chcąc po dwóch dniach górskich spacerów w trzeci musieliśmy nieco dychnąć. Dlatego na kolejny wypad udaliśmy się po jednym dniu przerwy. W planie była Połonina Caryńska, ale z opowiadań wiedzieliśmy, że bardzo ładnie widać również z Małej i Wielkiej Rawki. Poza tym skutki dwudniowego marszu po górach jeszcze odczuwaliśmy, więc wybraliśmy nieco krótszą trasę własnie na Małą i Wielką Rawkę. Wędrówkę rozpoczęliśmy na Przełęczy Wyżniańskiej idąc zielonym szlakiem w kierunku wspomnianych szczytów. Początek spaceru to lekki trakt około 15 minut do schroniska Pod Małą Rawką. Dalej jeszcze trochę otwartym terenem po czym szlak chowa się w lesie. Tam zaczyna się mała harówka. Dość forsowne podejście, które na wielu osobach robi wrażenie, że nigdy się nie skończy. Wchodziliśmy na szczyt od schroniska około 1h i nie powiem, że na szczycie Małej Rawki (1272m) nie odczuliśmy trudu. Ale szybko przeszło, ponieważ wokoło odsłonił się piękny krajobraz, który zrekompensował wysiłek. Z uwagi, że była to sobota na szczycie znajdowało się już sporo ludzi, ale nie przeszkadzało to w naszej kontemplacji. Po około 15 minutowej przerwie ruszyliśmy w kierunku Wielkiej Rawki (1302m). Tu szło się o wiele lżej. Nie tylko dlatego, że podejście lżejsze i krótsze, ale ze względu na krajobraz, który towarzyszy tu turyście do samego szczytu. I tak po około 15 minutach byliśmy już na grzbiecie Wielkiej Rawki. Do szczytu dochodzi się jeszcze króciutko granią podziwiając widoki. Na szczycie odpoczynek i chwila zastanowienia co dalej. Czasu jeszcze trochę było, więc mogliśmy jeszcze uderzyć na Krzemieniec gdzie znajduje się splot trzech granić państw Polski, Słowacji i Ukrainy. Przed nami jednak od zachodu ciągnęły podejrzane chmury, które odwiodły nas od dalszego marszu. I jak się później okazało była to dobra decyzja, ponieważ pogoda uległa pogorszeniu i zaczęło padać. Na szczycie spędziliśmy około 20 minut. Tam naprawdę ładnie widać. Gdy chmury zaczęły coraz mocniej atakować zdecydowaliśmy się wracać tą samą drogą. Strasznie nie lubimy powrotów tym samym traktem, ale w tej sytuacji była to najkrótsza droga do parkingu w Przełęczy, z której ruszaliśmy. Zejście trwało sporo krócej od wyjścia, ale nogi równie dobrze dawały się odczuć. W schronisku na dole pomyśleliśmy sobie, że napijemy sie kawki, ale w weekend było tam kilka wycieczek dojrzałych pań, które wygenerowały taką kolejkę po kawę, że w tym czasie myślę, że udałoby się nam wejść jeszcze raz na Rawki i wrócić. Z tego powodu zjechaliśmy znów na obiad do „W Stary Siole”. Pomimo, że wycieczka na Rawki należała do najkrótszych to w niczym nie ujmowała walorami krajobrazowymi tym dłuższym na Tarnicę i Połoninę Wetlińską. Szlak zielony i później żółty z Małej na Wielka Rawkę są dobrze przygotowane, zresztą tak samo jak pozostałe jakimi poruszaliśmy się wcześniej. W trudniejszych miejscach ułożone są kładki, mostki lub schody. Trzeci dzień naszych górskich wędrówek był ostatnim w tej kategorii wypoczynku. Pozostałe 3 dni to przejazdy po cerkwiach bieszczadzkich, o których nie omieszkamy wspomnieć w odrębnej relacji.
INFORMACJE
Bieszczady pomimo swojego jeszcze dzikiego oddalonego od cywilizacji klimatu nie należą już do tak odludnych jak kiedyś gór. Cywilizacja dotarła i tutaj. Widać to szczególnie na małych parkingach niestrzeżonych, za które trzeba płacić od 10zł pod sklepem ABC w Wetlinie przez 12zł w Przełęczy Wyżniańskiej do 15zł w Ustrzykach Górnych. Ceny busów powiedzmy do przyjęcia, ale nie są to ceny komunikacji miejskich. Mniej niż 5zł nie zapłacimy. We wrześniu kursowały calkiem nie źle, ale tylko w godzinach 8…17.00. Później już ciężko dostać się z jednego miasteczka do drugiego. Nie raz widzieliśmy wzdłuż ulicy wracających późnym wieczorem turystów. Plusem dotarcia cywilizacji jest powstanie bardzo ładnych pensjonatów, czy hoteli w Wetlinie, Ustrzykach i Smereku gdzie kwaterowaliśmy; dokładnie w hotelu CARPATIA, który szczególnie POLECAMY.
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy
[mapsmarker marker=”96″]
4 komentarze do „BIESZCZADY – poczuć wolność”
To chyba jakaś AKCJA REKLAMOWA serwisu Nasze Bieszczady. OK, sami korzystaliśmy z tej platformy, więc niech będzie na TU i TAM.
Na całe szczęście w Beskidach nie ma jeszcze tak wielu turystów i wiele miejsc jest jeszcze nie tkniętych 🙂
Ciekawa relacja. Bardzo dawno temu wędrowałam po bieszczadzkich szlakach więc tym bardziej z wielkim zainteresowaniem oglądałam zdjęcia!
Zachwyciły mnie …chmury .
Dla nas był to pierwszy wypad na podstawowe szlaki Bieszczadów. Z pewnością jeszcze tam wrócimy.