GÓRY ŻYTAWSKIE czyli GÓRY ŁUŻYCKIE po niemieckiej stronie; wyprawa: czerwiec 2022
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawyGÓRY ŻYTAWSKIE czyli GÓRY ŁUŻYCKIE po niemieckiej stronie; CO TO ZA MIEJSCE?
Góry Żytawskie to określenie niemieckiej części Gór Łużyckich rozciągających się od granicy czesko-niemieckiej do Żytawy, a patrząc od drugiej strony na południowy zachód od tego niemieckiego miasteczka. Stanowią one część Średniogórza Niemieckiego. Najwyższy szczyt tego pasma to Lausche, czyli Łuż zlokalizowany dokładnie na granicy czesko-niemieckiej (792,6 m). Jednym z ciekawszych miejsc do wędrówki w tym paśmie po niemieckiej stronie jest skalne miasto w miejscowości uzdrowiskowej Jonsdorf. Jonsdorfer Felsestadt to rezerwat, który swoim zasiągiem obejmuje również bardzo ładną formację skalną Nonnenfelsen – Skały Zakonnic, gdzie znajduje się nawet niewielka via-ferrata oraz sympatyczne schronisko wciśnięte w skały. Rezerwat nie oferuje może aż takich atrakcji w postaci form skalnych jak Adrszpach w Czechach, czy Schrammstein w Saksonii, ale w niektórych miejscach można oko nacieszyć. Poza tym wędrówka tutejszymi szlakami to naprawdę fajna przyjemność.
GÓRY ŻYTAWSKIE czyli GÓRY ŁUŻYCKIE po niemieckiej stronie; WRAŻENIA
Skalne miasto w Jonsdorfie tak jak wcześniej wspomnieliśmy nie dostarcza tylu wrażeń co Adrszpach, Teplickie Skały, Bastei, czy Schrammstein, jednak jeśli odwiedzamy Góry Łużyckie i mamy jeden dzień w zapasie to warto tu podjechać i przewędrować tutejszymi szlakami. Poza tym być w górach Łużyckich i nie zdobyć najwyższego szczytu tego pasma to grzech. Wprawdzie można na niego wyjść od strony Czech, ale jeśli już jesteśmy tutaj, to można zaplanować dłuższą wędrówkę, by go zdobyć idąc ze skalnego miasta. Wyjście na Łuż nie musi wiązać się z długą wędrówką jeśli tego nie chcemy. Można podjechać w dogodne miejsce, z którego wejście nie zajmuje długiego czasu. To rozwiązanie dla tych, którzy chcieliby jeszcze w tym samym dniu zobaczyć coś innego. Musimy stwierdzić, że z tego szczytu naprawdę pięknie widać, zwłaszcza kiedy wejdziemy na znajdującą się tutaj wieżę widokową.
GÓRY ŻYTAWSKIE czyli GÓRY ŁUŻYCKIE po niemieckiej stronie; WĘDRÓWKA
Dzień w Górach Żytawskich zaplanowaliśmy tak, aby przewędrować skalne miasto w Jonsdorfie i wyjść na Łuż. Na początku mieliśmy zamiar przejść ze skalnego miasta na Łuż. I pewnie gdyby walory krajobrazowe na szlaku były satysfakcjonujące to poświęcilibyśmy cały dzień na taką wędrówkę. Niestety po przejściu skalnego miasta i minięciu form skalnych szlak na Łuż wydawał się mało interesujący, dlatego idąc czerwonym szlakiem, który łączy się za skalnym miastem z niebieskim postanowiliśmy skręcić w prawo, z powrotem do Jonsdorfu zdobywając po drodze Nonnenfelsen. To miejsce miało zostać zdobyte w drodze powrotnej z Łuża, ponieważ szlak niebieski w połączeniu przed samym szczytem z zielonym łączy Jonsdorfer Felsestadt z Lausche.
Trasa ta zabrałaby nam sporo czasu, dlatego po zejściu do Jonsdorfu wsiedliśmy w bolida i przejechaliśmy kawałek do miasteczka Waltersdorf. A w zasadzie trochę dalej kierując się pod hotel i restaurację Rübezahlbaude. To właśnie stąd można odbyć spokojny spacer na najwyższy szczyt Gór Łużyckich. No dobrze, ale jak najlepiej przejść przez skalne miasto…? Sami zaplanowaliśmy sobie trasę okrężną. Kilka znajdujących się tutaj szlaków fajnie pozwala wykonać taką rundkę. Dobrze jest rozpocząć wędrówkę pod hotelem uzdrowiskowym Gondola przy drodze Großschönauer. Obiekt zlokalizowany jest na głębokim łuku drogi. Znajdują się tutaj parkingi, gdzie można bezpiecznie zostawić auto.
My zaparkowaliśmy na parkingu hotelowym i chcąc zapłacić za parking kartą usłyszeliśmy, że za parking można zapłacić tylko gotówką. Niestety nie mieliśmy w gotówce ani euro centa. Pani z recepcji była jednak tak miła, że machnęła ręką i mogliśmy pozostawić samochód bez opłaty. Cóż, w tej sytuacji przebraliśmy obuwie i ruszyliśmy niebieskim szlakiem, aż do drugiego odbicia w prawo na szlak zielony, który jest traktem oprowadzającym między skalnymi atrakcjami. Nie jest on długi, więc warto wejść w każde odgałęzienie do punktów widokowych.
Szczególną atrakcją w tej części Jonsdorfer Felsestadt jest stary kamieniołom działający przez 300 lat do 1917 r., gdzie wytwarzano kamienie młyńskie. To miejsce jest chyba tym, które wywarło na nas największe wrażenie. Pozostałe atrakcje to kilka punktów widokowych i nieco ukrytych między drzewami form skalnych. Szlak zielony łączy się odcinkami z głównym czerwonym, który wyprowadza z tej części skalnego miasta prowadząc do wspomnianego wcześniej szlaku niebieskiego na Łuż. Kierując się do tego skrzyżowania mijamy po drodze odejście w prawo zielonego szlaku do drugiej bardzo fajnej atrakcji jaką jest zespół form skalnych o nazwie Nonnenfelsen, czyli Skały Zakonnic.
W zasadzie tutaj już chcieliśmy skręcić, ale podczas naszej wycieczki miały tu miejsce zawody w kolarstwie górskim gdzie kolarze zjeżdżali właśnie tym zielonym szlakiem, więc poszliśmy dalej, aż do niebieskiego, na którym skręciliśmy w prawo prosto do Nonnenfelsen. W ten sposób wyszliśmy z leśnej ścieżki na szeroki, komfortowy kamienny trakt, który doprowadził nas do schroniska w Nonnenfelsen. Kiedy tu dotarliśmy nie mogliśmy się oprzeć całkiem dobrej kawce. Tu znów problem z płatnością kartą. To wszystko z powodu braku zasiągu, który ograniczał pracę terminali. Gospodarze jednak przyjęli płatność w złotówkach. To był nasz pierwszy postój podczas wędrówki, więc posiedzieliśmy przy kawce dobre pół godziny.
Po odpoczynku ruszyliśmy na skałki i na szczyt Nonnenfelsen. Wychodzimy tutaj mostkami i schodkami. Kiedy już wdrapaliśmy się na szczytowy punkt widokowy zobaczyliśmy z jednej strony nasze miejsce startu, czyli hotel Gondola nad małym, urokliwym jeziorem (drugie zdjęcie od góry), a z drugiej szczyty skałek wynurzające się z zieleni, na których wiedzie krótka ferrata. Na tym skalnym szczycie spędziliśmy dobry kwadrans zachwycając się naprawdę ładnym widokiem. Trzeba było jednak już schodzić do parkingu, by w miarę sprawnie przejechać do Waltersdorf, skąd chcieliśmy wyjść na najwyższy szczyt Gór Łużyckich. Zejście do parkingu to kilkanaście minut zielonym szlakiem. Dokładnie tym, którym zjeżdżali kolarze w zawodach. Na dole było już sporo spacerowiczów. Chcieliśmy nawet usiąść na lody, ale tu znów problem z płatnością kartą. Pamiętajcie w Jonsdorfie trudno jest płacić kartą.
Cóż, pozostało nam wsiąść w auto i przejechać pod hotel Rübezahlbaude, czyli w tłumaczeniu chyba mówi się Liczyrzepa za miejscowość Waltersdorf. Kiedy dojechaliśmy zderzyliśmy się z problemem parkingowym. Parking hotelowy tylko dla gości hotelowych. Oczywiście można zapłacić, ale cena zabuja nawet Niemców. Obok hotelu znajduje się trochę miejsca do zaparkowania, ale w naszym przypadku dokładnie w tym miejscu był punkt startowy i meta wspomnianych zawodów rowerowych, więc wszystkie miejsca, w których można było ewentualnie zaparkować były zajęte. Zjechaliśmy więc z powrotem trochę niżej, aż do drugiego hotelu Sonnebergbaude, przy którym znajduje się spory parking.
Tu było pusto. Dla grzeczności zapytaliśmy w recepcji hotelu, czy można zaparkować. Obsługa z uśmiechem na twarzy bezproblemowo pozwoliła nam zostawić tu auto. Trochę z wdzięczności nie szukając innych knajpek postanowiliśmy skonsumować tu późny obiad po powrocie z wędrówki na Łuż. Przy hotelu biegnie żółty szlak przez polanę stoku narciarskiego, który wyżej łączy się z zielonym szlakiem prowadzącym dalej wspólnie z niebieskim na najwyższy szczyt Gór Łużyckich. To ten niebieski, którym przyszlibyśmy ze skalnego miasta.
Stąd już nie jest daleko. Podejście jest równe o średnim nachyleniu. Nie ukrywamy, po całym dniu trochę zmęczyliśmy się przy podchodzeniu, dlatego oboje stwierdziliśmy, że przejazd autem pod szczyt był bardzo dobrym pomysłem. Lepszym od tego, gdybyśmy mieli iść tutaj cały dzień ze skalnego miasta i z powrotem. Na szczyt podchodzimy dość szerokimi serpentynami wygodnym traktem. Kiedy już wyszliśmy ujrzeliśmy przed sobą naprawdę wspaniały widok. I to jeszcze przed wejściem na wieżę widokową. Na górze jest sporo miejsca i mały betonowy słupek oznaczający szczyt w dwóch językach. Od strony niemieckiej Lausche i od strony czeskiej Luż. Na górze byliśmy tylko my, sam na sam z pięknym krajobrazem. Musimy stwierdzić, że nie chciało nam się stąd schodzić.
W pewnym momencie pojawiło się dwoje turystów. To podobnie jak my małżeństwo. Oboje wykorzystaliśmy spotkanie na wzajemne obfotografowanie się. Oni w końcu zeszli z wieży, a my dalej tam siedzieliśmy. Gdyby nie głód to pewnie jeszcze byśmy tam posiedzieli haha. Po około 20 minutach na szczycie zrobiliśmy w tył zwrot i zeszliśmy do hotelu z restauracją przy naszym parkingu. Tym razem zeszliśmy szlakiem niebieskim, a nie żółtym mijając hotel z parkingiem, na którym nie pozwolono nam się zatrzymać. Pomimo, że byliśmy już odczuwalnie głodni nawet nie weszliśmy sprawdzić co tu serwują. Z oczywistej przyczyny postanowiliśmy zjeść w naszej restauracji z parkingiem i wcale nie żałowaliśmy. Jedzonko bardzo dobre, szczerze możemy polecić. Po pysznym posiłku pozostało nam już tylko wracać na naszą kwaterę do Jetrzichovic w Czechach. Na mapce pokazujemy trakt, którym szliśmy na Łuż
Tak na marginesie chcielibyśmy polecić jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia po niemieckiej stronie. Niedaleko Jonsdorfu znajduje się drugie uzdrowisko – Oybin. Miasteczko nieco ładniejsze od Jonsdordu oferujące bardzo fajną atrakcję jaką jest chyba najsłynniejsza góra Gór Żytwaskim, na której znajdują się ruiny zamku i klasztoru Zakonu Cystersów.
Masyw piaskowca, który stanowi ową najbardziej znaną górę w pasmie Gór Żytwaskich wznosi się na wysokość 514m n.p.m. i położony jest w środku kotliny otoczonej wulkanami, takimi jak Hochwald (749 m), na który również można wyjść. Na eksplorację atrakcji tego miejsca trzeba poświęcić znów jeden pełny dzień, którego podczas naszego pobytu w Górach Łuzyckich po prostu zabrakło. Do miasteczka zajechaliśmy w drodze powrotnej już do domu, co pozwoliło nam choć trochę poznać walory tego miejsca.
Tuz za miasteczkiem znajdują się bardzo ciekawe formy skalne zwane Skalnymi Kielichami. Jeśli jest czas można i tu podjechać, to nie zajmuje dużo czasu. Wyjeżdżamy drogą Kammstrasse i kierujemy się na Skalne Kielichy, które zaznaczone są na Google Maps. Jeśli mielibyśmy jeszcze jeden dzień w zapasie to z pewnością przyjechalibyśmy do Oybin. Bardzo fajna, klimatyczna i ciekawa miejscówka.
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy