NORWEGIA – Droga Atlantycka; wyprawa: sierpień 2023
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy
NORWEGIA – Droga Atlantycka; CO TO ZA MIEJSCE?
Droga Atlantycka, znana jako Atlanterhavsveien w języku norweskim, jest jedną z najbardziej malowniczych tras w Norwegii. Ponad ośmio kilometrowy odcinek drogi powiatowej nr 64 między miejscowościami Karvåg i Vevang łącząc z lądem wysepkę Averøy stanowi spektakularną Drogę Atlantycką. Droga ciągnie się wzdłuż Morza Norweskiego w zatoce Hustadvika i opiera się na systemie grobli, wiaduktów i 8 mostów, spośród których najbardziej widocznym jest most Storseisundet. Na trasie od samej miejscowości Bud (droga nr 235), skąd dojeżdżamy do Vevang jest kilka punktów przystankowych (widokowych), gdzie można zostawić samochód w wybrać się na spacer w kierunku morza, co bardzo polecamy. Z kolei każde miejsce przy drodze 64 do Vevang i dalej jest także wymarzonym punktem dla wędkarzy, bowiem Hustadvika jest znana z obfitości ryb. Można zatrzymać się na którejkolwiek z wysepek; Strømsholmen, Skarvøya, Lyngholmen, Geitøya, Kuholmen, wyjąć wędkę i popróbować morskiego wędkowania na przygotowanych specjalnie platformach, które stanowią również fajne punkty widokowe.
NORWEGIA – Droga Atlantycka; WRAŻENIA
Jazda Drogą Atlantycką w Norwegii przypomina trochę balansowanie na brzegu morza. Zakręty, mosty i fantastyczne widoki na drodze sprawiły, że stała się ona turystycznym celem dla podróżujących samochodem i motocyklistów. Należy wspomnieć, że została ona uznana za miejsce dziedzictwa kulturowego oraz za norweską konstrukcję stulecia. Jest też uważana za narodowy szlak turystyczny, dlatego nie ma się co dziwić, że jazda tą drogą rodzi w człowieku ogromne wrażenia, zwłaszcza przy słonecznej pogodzie, kiedy płytkie, przybrzeżne wody zatoki mienią się turkusem. My niestety nie mieliśmy szczęścia z pogodą, co widać na zdjęciach.
NORWEGIA – Droga Atlantycka; PRZEJAZD
Zanim rozpoczęliśmy naszą samochodową wędrówką Drogą Atlantycką musieliśmy tu dotrzeć. Miejscowość Bud, z której rozpoczynaliśmy znajdowała się ok 120km od naszej kwatery. Biorąc pod uwagę przeprawę promową na podróż musieliśmy przeznaczyć prawie 3 godziny czasu. Wstaliśmy więc bardzo wcześnie, przygotowaliśmy sobie prowiant i ruszyliśmy do Bud. Pogoda w pełni pochmurna schładzała nas co pewien czas lekką mżawką. Kiedy dojechaliśmy do miejsca startu nie mogliśmy odpuścić sobie zatrzymania się na dłuższą chwilę w Bud i zerknięcia na tutejsze atrakcje turystyczne.
Bud jest wioską rybacką w gminie Hustadvika w hrabstwie Møre Og Romsdal w zachodniej Norwegii. Zamieszkuje ją 795 mieszkańców. W Bud znajduje się niemiecki fort przybrzeżny zbudowany przez wojska niemieckie w latach 1941…1942, który działał do 1945 roku jako Ściana Atlantycka chroniąca kontynent i Norwegię przed Brytyjczykami. Znajduje się tu małe muzeum, które oczywiście było zamknięte. Ale tereny otwarte były dostępne, więc nie omieszkaliśmy obejść miejscówkę, która stanowi w Bud główną atrakcję. We wiosce znajduje się również charakterystyczny, biały drewniany kościół wzniesiony w 1717 roku. Posiada on unikalną kopułę w kształcie cebuli z iglicą na szczycie. Mieści około 250 osób.
Wybrzeże Bud zabudowane jest charakterystycznymi dla Norwegii czerwonymi domkami, która są trzonem architektury tego miejsca. I tak po około 40 minutach ruszyliśmy na trasę drogą 235 w kierunku Vevang i dalej do Karvag. Na mapce zaznaczamy trasę i miejsca gdzie zatrzymywaliśmy się w punktach widokowych. Nadmieniamy, że warto zjechać do każdego. Sama droga raz zbliża się do wybrzeża, a raz oddala. Dlatego kiedy jesteśmy dalej od linii brzegowej, a widzimy znak zjazdu do punktu widokowego należy zjechać. Droga nr 235 nie była zbyt uczęszczana, ale to pewnie z uwagi na brzydką pogodę. W słoneczny dzień z pewnością przejeżdża tędy więcej zmotoryzowanych turystów.
Jadąc drogą 235 w dwóch miejscach postanowiliśmy skręcić w kierunku morza tak, aby wrócić na nią w innym miejscu. Pozwalało to na zbliżenie się do linii brzegowej i zatrzymanie się w kilku miejscach. Pierwsze miejsce do jakiego zjechaliśmy to pusty cypelek z ławką i stolikiem oraz małym balkonikiem widokowym ze szklaną barierką. Później kolejne miejscówki, które skutecznie wydłużały nam czas dojazdu do Vevang, gdzie znajduje się nasza kulminacja. Bardzo fajną miejscówką jest mały półwysep Langholmen, przy którym zlokalizowany jest miły hotel w norweskim stylu.
Oprócz głównego budynku znajdują się tu małe norweskie bungalowy, dodające uroku temu miejscu. Wcześniej jest mała norweska marina. Można tu zjechać na kawkę i przejść się kawałek półwyspem, który uformowany jest z kamieni i betonu. To w zasadzie taka mała reda. Po dłuższym przystanku w tym miejscu mamy przed Vevang jeszcze jeden przystanek. To plaża piaszczysta – bardzo ładna Farstadsanden. Tutaj zgodnie z oznakowaniem skręcamy na parking plażowy, przy którym znajdują się toalety. To ważne dla podróżujących, więc wspominamy o tym.
Z parkingu do plaży mamy krótki spacerek. Kiedy weszliśmy na plaże zdziwiliśmy się, że tu, gdzie znajdują się tylko kamieniste i skalne brzegi natura stworzyła taki ładny, piaszczysty, plażowy zakątek. Tutaj szczególnie zatęskniliśmy za słońcem. Z powodu brzydkiej pogody plaża była zupełnie pusta. Gdyby było inaczej to pewnie parę osób leżakowałoby na żółtym piasku, a my zapewne razem z nimi przez jakiś czas. Może nawet człowiek wskoczyłby do Morza Norweskiego. Niestety było jak było i po kwadransie ruszyliśmy już do naszego celu, czyli do mostów Drogi Atlantyckiej. Oczywiście w pewnym miejscu – widać na naszej mapce zjechaliśmy z drogi 235 na drogę 242, aby być bliżej linii brzegowej.
Tutaj zaczyna się teatr małych wysepek i płytkiej wody. Oj szkoda, że tego słońca nie było. Jest tu również jeden punk widokowy. Warto zjechać i popatrzeć na tutejsza przyrodę. Stąd widać już w oddali nasz cel. No dobrze, chwila kontemplacji i czas wracać do auta. Spacerując w tym miejscu trzeba uważać na nieco podmokły teren. Ale być może to z powodu lekkiego deszczu, który co pewien czas nam towarzyszył w tej podróży. W końcu dojechaliśmy do skrzyżowania z drogą 235, skręciliśmy w lewo i ukazał się przed naszymi oczami Most Storseisundbrua.
Oczywiście przed nim znajduje się jeszcze parę innych, mniejszych mostów, ale ten widoczny jest już z dalszej perspektywy. Zaraz po skręcie znajduje się parking. Oczywiście zatrzymujemy się tutaj, aby znów móc popatrzeć na system małych wysepek i zatoczek. Tak jak wspomnieliśmy, gdzie tylko znajduje się jakiś punkt widokowy, parking to należy się zatrzymać. Z każdego miejsca widok jest nieco inny i dostarcza innych wrażeń i spostrzeżeń. Jedziemy powoli dalej zatrzymując się wszędzie tam, gdzie tylko można i podchodzimy wszędzie tam, gdzie tylko prowadzi jakaś ścieżka.
W końcu dojeżdżamy do naszego mostu. Tutaj foto sesja. Dobrze jest przejść na drugą stronę drogi, bo stąd chyba najlepiej widać wygięcie mostu. Kilka fotek, chwila kontemplacji i dalej. Teraz czas wjechać na tą konstrukcję. Trzeba powiedzieć, że most prezentuje się o wiele bardziej spektakularnie z perspektywy krajobrazu, niż z samego przejazdu. Droga na nim jest równiutka, a przejazd zajmuję minutę haha. Po drugiej stronie przy moście znajduje się znów spory parking, z którego poprowadzona jest fajna ścieżka krajobrazowa z pięknym widokiem na wysepki, morze i oczywiście Most Storseisundbrua.
Trakt poprowadzony jest komfortową kładką wokół wzgórza skalnego, pod którym znajduje się wspomniany parking. Tutaj oczywiście pamiątkowa foto sesja. Spacer kładką zajmuje około kwadransa. No chyba, że schodzimy z kładki do dogodnych fotopunktów, z których można fajnie sfotografować most. Miejsce piękne i w taką pogodę nieprzepełnione ludźmi. Oczywiście tutaj, przy moście było trochę turystów, ale jak widać na zdjęciu dało się zrobić fotki bez wchodzących w kadr osobników haha.
Most Storseisundbrua to nie koniec Drogi Atlantyckiej, więc jedziemy dalej do kolejnego parking Håholmen. Tutaj znów dłuższy postój i spacer ścieżkami na wzgórza. I znów wspaniałe doznania krajobrazowe. Na chwilę zrobiło się jakoś jaśniej. Przynajmniej w tym kierunki, skąd przyjechaliśmy. W przeciwną stronę na niebie pochmurna czerń, która mimo wszystko też buduje charakterystyczny dla Norwegii fajny klimat. Z tego miejsca dzieli nas od Karvag zaledwie kilkaset metrów, czyli nasz 8 kilometrowy odcinek Drogi Atlantyckiej powoli się kończy. W samym Karvag nie ma nic ciekawego. Tzn. my nic nie znaleźliśmy.
Wiedzieliśmy tylko, że przed nami 3 godziny drogi i prom Molde – Vestnes, który w godzinach wieczornych kursuje rzadziej. Sama przeprawa, pomimo sporej odległości między brzegami nie trwa długo – 15…20 minut, ale oczekiwanie może się wydłużyć wieczorem. Z tego powodu zarzuciliśmy pomysł dalszej wycieczki na inny, bliżej nieznany czas haha. Trzeba było powoli wracać, więc w Karvag zrobiliśmy zwrot w tył i ruszyliśmy już drogą 64 w kierunku przeprawy promowej do Molde. Przejażdżka Drogą Atlantycką wraz z odcinkami dodatkowymi, czyli w naszym przypadku z Bud to zdecydowanie całodniowa impreza turystyczna. Trzeba zabrać termos z herbatką, jakieś inne napoje i oczywiście prowiant. Na trasie nie ma dużo gastronomi.
Ale jak chcemy, to coś znajdziemy. Chociażby nasz hotel z bungalowami, czy też mała gastronomia na parkingu przy Moście Storseisundbrua. W Karvag też się coś znajdzie, ale my nie szukaliśmy. Kto będzie tu dojeżdżał tak jak my promem Vestnes – Molde to informujemy, że kursujący tu prom jest większy i posiada na pokładzie całkiem fajną restaurację. Można coś na szybko wszamać. Co do spacerów do punktów widokowych to nie ma konieczności ubierania jakiegoś specjalnego obuwia górskiego. Wystarczą wygodne buty sportowe, dobrze jeśli mają antypoślizgowa podeszwę. Czasem wchodzimy na kamienie, skały, które w deszczu są śliskie.
Wycieczkę Drogą Atlantycką polecamy każdemu, kto będzie w pobliżu. Warto nawet tak, jak w naszym przypadku przejechać 120km w ciągu 3 godzin, aby zobaczyć to miejsce. My byliśmy pełni wrażeń. Szkoda tylko, że choć na chwilę nie przebiło się przez te chmury odrobinę słońca. No, ale cóż, może innym razem, kiedyś… .
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy