Siena miasto średniowieczne. Wyprawa – czerwiec 2015
Siena miasto średniowieczne; DLACZEGO TU…?
Zwiedzając Toskanię bardziej nastawialiśmy się na oddawanie się urokowi pejzaży oraz małych klimatycznych miasteczek. Nie ciągnęło nas do bogatych w muzea, zatłoczonych takich molochów jak Florencja, czy Pisa. Klimatyczna Siena łączyła naszym zdaniem dwa w jednym, była największym miastem wśród tych zaplanowanych do odwiedzenia oraz nie takim dużym i zatłoczonym co zawsze rodzi w nas dyskomfort jak wspomniana wcześniej Florencja. Tym bardziej, że była ona oddalona od naszej kwatery tylko o około trzydzieści parę kilometrów, więc czas dojazdu również nie zabierał nam większej części dnia. Poza tym głównym celem jaki chcieliśmy osiągnąć była Katedra w Sienie, w której bogactwo zdobień, malowideł i fresków ponoć bije na głowę Katedry we Florencji.
Siena miasto średniowieczne; WRAŻENIA
Ha! Wrażeniom nie było końca mimo, że około godziny spędziliśmy w samochodzie przeczekując ulewę. Siena to miasteczko, w którym większa ilość turystów na ulicach bardziej dodaje klimatu, niż irytuje. Piazza del Campo trzymał nas długo wbitych z wrażenia w swoją charakterystycznie ułożoną płytę nawierzchni nie pozwalając oderwać wzroku od swojego oryginalnego ukształtowania, Katedra sponiewierała nas pięknem swojej bogato zdobionej przestrzeni. Co jak co, ale tu trzeba wejść i obejrzeć wszystko co tylko można. Wiąże się to oczywiście z zakupem najdroższego biletu, ale naprawdę warto. Niepowtarzalny klimat kamiennych uliczek, które tutaj są już większe niż np. w Pienzie odrywa każdego odwiedzającego od wszędobylskiej i chyba trochę męczącej nowocześności. Żałujemy tylko, że tak późno wyjechaliśmy z naszego Montalcino. Na zwiedzanie Sieny pozostało nam pół dnia, to zdecydowanie za mało.
Siena miasto średniowieczne ZWIEDZANIE
Na początek trochę sztywnych informacji. Według legendy Sienę założyli synowie Remusa – Senio i Aschio, którzy uciekając przed Romulusem schronili się w górach i wznieśli zamek SENIO . Herbem miasta stało się godło ich rodu – wilczyca karmiąca Romulusa i Remusa, a barwami balzany – miejskiego sztandaru były biel i czerń. Historycznie Siena była etruskim osiedlem i małym miasteczkiem w okresie antycznym. Około V wieku w Sienie znajdowała się siedziba biskupstwa. Dogodne położenie miasta przy szlakach handlowych i miejscowy przemysł włókienniczy stały się podstawą przyszłego bogactwa mieszczan oraz arystokracji longobardzkiej i frankońskiej. W XII i XIII wieku Siena zaliczała się do najbogatszych miast Europy. W XII wieku w sporze między gwelfami, a gibelinami Siena opowiedziała się po stronie cesarza. Między innymi ten wybór był przyczyną ciągłych konfliktów z Florencją. W 1348 miasto dotknęła zaraza zabijając 2/3 mieszkańców (ok. 100 000 osób), co zapoczątkowało gospodarczy upadek miasta. Zdobyta ostatecznie w kwietniu w 1555 roku przez Kuźmę I Medyceusza, który wcielił miasto w powstające Wielkie Księstwo Toskanii. W kolejnych wiekach Siena pozostawała w cieniu Florencji, liczba ludności malała aż do okresu po zakończeniu II wojny światowej. W 1966 Siena jako pierwsze miasto w Europie wprowadziła zakaz ruchu samochodowego w centrum miasta, co naszym zdaniem było i jest bardzo dobrym pomysłem.
Zwiedzanie Sieny rozpoczęliśmy prawie godzinnym postojem na parkingu przeczekując ulewę. Po deszczu wyszło jaskrawe słońce, które co pewien czas zasłaniały ciemne chmury. Nie było już na co czekać, wyszliśmy z auta i ruszyliśmy na starówkę. Dla tych, co przyjadą do Sieny samochodem, pamiętajcie, aby zabrać ze sobą bilet z automatu parkingowego. Przy parkingu nie ma kasy. Płacimy w kasie automatycznej oddalonej o około 400m od parkingu, zlokalizowanej przy wejściu/wyjściu do podziemnego korytarza z ruchomymi schodami prowadzącego do samej starówki. Wracając najpewniej tą samą drogą płacicie w tej kasie mając zabrany wcześniej bilecik. Przejście podziemne jest bardzo długie, przynajmniej to od parkingu S. Francesco, gdzie zostawiliśmy auto. Z przejścia wychodzimy bezpośrednio na teren starego miasta, dokładnie na Piazza S. Francesco. Stąd już tylko mapa i kierunek na Piazza del Campo, o którym tyle czytaliśmy.
Zaraz po zatopieniu się w kamiennych uliczkach Sieny poczuliśmy charakterystyczny dla takich starych miasteczek klimat. Bardzo to nam odpowiadało hahaha. Tutaj ulice są szersze i dłuższe od tych w Pienzie, czy innych miasteczkach, które przedstawimy w kolejnych relacjach.
Bez porównania jest więcej ludzi, no i oczywiście wszystko jest odczuwalnie droższe. Tutaj jednak nie przybyliśmy degustować restauracyjnych specjałów. Nasze cele były jasno określone. Do Piazza del Campo doszliśmy bardzo szybko. Kiedy zobaczyliśmy nasz pierwszy cel to w pierwszym momencie trochę nas przytkało. Plac równomiernie opadał w kierunku Palazzo Pubblico z charakterystyczną smukłą wieżą Terra del Mangia. Pałac i wieżę można zwiedzać. Ceny biletów około 14 EURO. Trzeba jednak pamiętać, że wejście na wieżę może zająć nawet 40 minut zależnie od ruchu turystów na wąskich schodach. Zastanawialiśmy się około 10 minut, czy wchodzić, czy zostawić to na później jak starczy czasu po katedrze. I co…? wygrała oczywiście katedra. Z uwagi na opóźnienie w planie ruszyliśmy zdobywać katedrę. Jeszcze kilka okrążeń po Piazza del Compo znanego z odbywających się dwa razy w roku wyścigów Palio, gdzie widzowie stoją ściśnięci w środku i otoczeni traktem wyścigowym. Do katedry nie było daleko, mając mapę, którą można było drapnąć przy automacie kasowym w przejściu podziemnym droga nie była trudna. Na skanie trochę niewyrażnie widać mniejsze zakamarki, ale dla planujących pierwszy raz wizytę w Sienie mapka po prawej pozwoli łatwiej rozplanować dzień zwiedzania. Po drodze do katedry zahaczyliśmy o jedną z wielu galaterii, zakupując przepyszne jak dla nas lody. Cena jednej gałki (łyżki) wynosi tu 2,5…3EURO, podczas gdy w mniejszych miastach schodzi poniżej 2 EURO, czasem nawet do 1,2 EURO. Tu, po jednym dniu można odczuć luz w portfelu. Ale co tam, lody dobre, a katedra znalazła się już przed nami. Ech, coś wspaniałego. W pierwszym momencie naszą uwagę przykuły ściany obiektu w charakterystyczne biało czarne pasy. Gdy weszliśmy na plac zobaczyliśmy cudo, które uważa się za jedno z najpiękniejszych przykładów włoskiego gotyku. Kształt całego obiektu może zastanawiać. Po przeczytaniu jednak kilku informacji dowiadujemy się, że pierwotna bryła miała być rozbudowana tak, by stać się największą katedrą w ówczesnym świecie. Obecny budynek to planowany transept, a nawa główna miała przebiegać poprzecznie. Ściana, która miała stać się nową fasadą wielkiej katedry została zbudowana – stoi do dzisiaj, a na jej szczycie znajduje się obecnie taras widokowy (Facciatone), do którego niebawem dojdziemy. Niestety dżuma oraz brak środków finansowych wstrzymały ambitną budowę. Obecnie w niedoszłej bocznej nawie mieści się muzeum katedralne (Museo dell’Opera), które polecamy odwiedzić. Wejście do katedry jest zorganizowane w taki sposób, aby turyści wchodząc dzielili się na tych, którzy mają bilety na pełne zwiedzanie i tych, którzy wchodzą tylko do katedry. Pełne zwiedzanie kosztuje nas 20 EURO na osobę. W tej cenie oglądamy katedrę, bibliotekę Piccolomini, muzeum dell’Opera wraz z tarasem widokowym Facciatione, kryptę,
Baptysterium oraz bonus Porta del Cielo, czyli zwiedzanie górnych pokładów katedry. Bilet kupuje się na konkretną godzinę wejścia do katedry. Wszystkie miejsca zwiedzania poza katedrą i Porta del Cielo, czyli muzeum dell’Opera del Duomo z wyjściem na taras widokowy Facciatone, Baptysterium oraz krypta można zwiedzać w dowolnym czasie. Jeśli się zdarzy, że będziecie musieli czekać dłużej na wejście do katedry to w tym czasie możecie obskoczyć muzeum i nawet Baptysterium. W naszym przypadku przed wejściem do katedry zwiedziliśmy całe muzeum wraz z tarasem. Niestety na taras widokowy bardzo często jest spora kolejka, ponieważ nie jest on duży, co wymusza na obsłudze obiektu wpuszczanie na górę kilkunastoosobowych grup na pięcio minutowe podziwianie Sieny z góry. Oczekiwanie na wejście na taras widokowy kosztowało nas ponad pół godziny. Ale warto, widok przedni. Długi czas oczekiwania nie pozwolił nam zajrzeć do Baptysterium. Dziesięć minut po zejściu z tarasu zostało kolejne 10 minut do wejścia do katedry.
Grzecznie więc ruszyliśmy do bramy obiektu, by cierpliwie poczekać na pracowników ochrony, którzy pełnią tu funkcję przewodników po niedostępnych standardowo zakamarkach katedry. Na początek wąskimi schodami do góry, później przez korytarze poddasza po to, by zobaczyć całą katedrę z góry przez wąskie, witrażowe okna. Tego nie można zobaczyć za najniższą cenę biletu, dlatego więc jak wspomniałem wcześniej warto wykupić ten najdroższy, aby później człowiek nie żałował. Grupy nie są duże, więc nie ma ścisku. Okienek jest na tyle, że każdy spokojnie „przeskanuje” katedrę z góry. Naprawdę jest co oglądać. W pewnym momencie weszliśmy na balkonik nad organami. Widok klasowy, a na dodatek znaleźliśmy się dokładnie w tym miejscu, z którego robione są zdjęcia przez charakterystyczny otwór w marmurowej balustradzie w kształcie koniczyny. Z tego miejsca widać najładniej, ale ciężko zrobić dobrą fotkę, tym bardziej, że balkonik jest wąski, reszta turystów przechodzi, a panie z ochrony nie dają dużo czasu na zatrzymanie się. Nie pozwalają nawet wysunąć aparatu poza balustradę. Ale to co zobaczyliśmy, to nasze. W międzyczasie grupa nasza wyszła na zewnątrz katedry. Nie było to jednak wyjście na plac przed obiektem, tylko na nazwijmy to zewnętrzną antresolę na wysokości jej sklepienia. Tu doskonale widać taras widokowy, na którym byliśmy przed wejściem do świątyni. Poza tym nie ma zbyt dużo do oglądania. Pozostaje tylko satysfakcja, że było się na zewnętrznych balkonach katedry. Spacer po „górnych pokładach” obiektu trwał około 30 minut. Po tym czasie grupa standardowo schodzi
na dół i zaczyna upajać się niewyobrażalnie pięknymi malowidłami na posadzce katedry przedstawiającymi sceny biblijne oraz symbole związane z miastem. Sposób, w jaki zostały namalowane łudzą oko swoją trójwymiarowością. Przez większość sezonu wszystkie kunsztowne malowidła na marmurowej posadzce ogrodzone są sznurami z grubej czerwonej liny, chroniącej przed spacerującymi wszędzie turystami. Ci zaś sami nie wiedzą gdzie najpierw patrzeć. Po każdym, kto tu wejdzie widać na twarzy zachwyt. Na dole człowiek czuje jaki jest mały. Katedra jest ogromna. Wielkie, biało czarne kolumny podkreślają ogrom wnętrza. Cała katedra wygląda surowo i pięknie.
Bogactwo wzorów i barw oraz splot
kształtów wywołało w nas totalne oszołomienie. Można tu spędzić godzinę, dwie i cały czas odczuwać niedosyt oglądania. Zostało nam jeszcze do obejrzenia Baptysterium, do którego dochodzi się wychodząc na zewnątrz katedry, skręcając w prawo i kierując się do tylnej części obiektu. Tam znajduje się wejście do równie pięknego pomieszczenia, w którym odbywały się ceremonie chrztu. Zanim jednak przejdziemy do Baptysterium wróćmy się do Muzeum dell’Opera del Duomo. Odwiedzamy tam kilka sal z bezcennymi malowidłami. Najważniejsze z nich były przeznaczone do budowy ołtarza w katedrze. W muzeum można obejrzeć charakterystyczny obraz Madonna dagli Oschi Grossi, czyli Madonna z wielkimi oczami. Nie sposób go nie zauważyć. Dzieło powstało w 1260 roku w podziękowaniu za zwycięstwo w słynnej bitwie z Florencją. Oboje z Elą nie zaliczamy się do koneserów sztuki malarskiej, więc z szacunkiem przeszliśmy sale z tymi malowidłami i udaliśmy się do biblioteki katedralnej.
Tak jak nie czujemy do końca malowideł na płótnie, to zupełnie na odwrót ulegamy pięknu malowideł na ścianach i sufitach. I tak sufit i ściany w bibliotece przygwoździły nas do podłogi. Coś nieprawdopodobnego, tyle szczegółów umieścić na sklepieniu pomieszczenia. Nie można stąd wyjść po 5 minutach, sami spędziliśmy tu około kwadransa. Zwiedzanie muzeum nie zajmuje zbyt dużo czasu, tzn. chciałem powiedzieć, że zależy to od stopnia uzależnienia od piękna eksponatów i malowideł w nim prezentowanych. Osobom interesującym się historią tego regionu z pewnością zwiedzanie zajmie o wiele więcej czasu niż turystom chcącym jedynie zwiedzić miejsce lub trochę więcej czasu niż turystom wrażliwym na kunszt ludzkiej twórczości, do których myślę zaliczamy się my. No dobrze, pozostało nam Baptysterium, które przeważnie zlokalizowane jest drzwi w drzwi z wejściem do katedry. W Sienie jest jednak trochę inaczej. Baptysterium zajduje się w tylniej części obiektu przy placu San Giovanni, który jest naszym zdaniem trochę przyciasny dla fasady obiektu. Wchodzimy tam na ten sam bilet z kodem kreskowym.
Wnętrze to kontynuacja bogatych zdobień z katedry. Na suficie i ścianach nie ma wolnego miejsca, niezagospodarowanego malowidłami. Głównym elementem Baptysterium jest oczywiście basen chrzcielny, w którym dokonywano chrztu po przez trzykrotne zanurzenie „delikfenta”. Na lewo od wejścia znajdują się ławki dla gości uczestniczących w ceremonii chrztu. Baptysterium składa się z jednego dużego pomieszczenia, w którym kontemplacja sztuki zdobień nie zajęła nam dłużej niż kwadrans. Jeszcze jednym elementem zwiedzania jest krypta. Obejrzenie jej nie zajęło nam więcej czasu. Zapewne dlatego, że byliśmy pod wrażeniem całej katedry. Jeśli ktoś uzależniony jest od czasu, to wydaje nam się, że mówiąc brutalnie kryptę może sobie odpuścić. Zwiedzanie katedry zajęło nam około 3 godzin. Niestety nie mieliśmy już czasu na odwiedzenie innych ciekawych miejsc, a przede wszystkim Palazzo Publico z charakterystyczną smukłą wieżą Terra del Mangia. Byliśmy jednak szczęśliwi, że udało nam się zobaczyć to „katedralne cudo”.
Mieliśmy teraz do wyboru, zostać do wieczora i nacieszyć się kolacją w jednej z sieneńskich restauracji lub wyruszyć z powrotem do kwatery, ale inną, malowniczą drogą do naszego Montalcino. Wybraliśmy wariant pośredni, mianowicie około 40 minutowy spacer po starówce, po to by około 18…19.00 wyjechać na bajkową toskańską szosę. O tej porze słońce już miękko zbliżało sie do horyzontu, więc światło idelane na fajne fotki. I tak powoli żegnamy się z Sieną, a przede wszystkim z piękną katedrą i charakterystycznym Piazza del Campo. Miasto zrobiło na nas ogromne wrażenie, nie tylko odwiedzonymi mjescami, ale również atmosferą na uliczkach starówki. Przewijające się tu spore ilości turystów nie były dla nas męczące, to chyba część tego miasta, która również buduje klimat. Być może tłumy nie były jeszcze tak duże jak w sierpniu, kiedy to we Włoszech mamy szczyt sezonu wakacyjnego. Z tego powodu zawsze radzimy wybierać okres przez sezonem do zwiedzania znanych miejsc na całym świecie.
Wszystko o katedrze można znaleźć TUTAJ
8 komentarzy do „SIENA miasto średniowieczne”
Hej, chciałbym zaprotestować przeciwko użyciu określenia ” moloch” w stosunku do Florencji i Pizy. Określenie to ma wydźwięk pejoratywny, narzucając czytającemu negatywną ocenę tych miast, bo przecież moloch to «duże, przytłaczające, nieprzyjazne ludziom miasto, osiedle; też: duża, niesprawna instytucja”
Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego
Nie wiem czy byliście we Florencji – to jedno z najpiękniejszych miast świata , kolebka renesansu- cuda architektury i sztuki, dosłownie na wyciągnięcie ręki (Loggia dei Lanzi), miejsce gdzie przez jakiś czas żył i tworzył Michał Anioł i Leonardo da Vinci , tak- przebogate muzea…
Piza- nie wyobrażam sobie, by zwiedzanie katedry i babtysterium w Pizie , nie mówiąc o Wieży, mogło któregokolwiek zawieść.
Sienę też uwielbiam, zwiedzałam ja kilkukrotnie, raz w przeddzień Palio, kiedy cały Il Campo był już wysypamy piaskiem a contrady przystrojone w swoje barwy…wyjatkowy czas… Każde z tych miast jest wspaniałe i bogate dzieła sztuki …Oczywiście każdy wybiera to co mu najbardziej odpowiada, ja też lubię małe wyjatkowe miasteczka np Monteriggioni w pobliżu Sieny… Protestuje tylko przeciwko negatywnemu określeniu ” moloch” w stosunku do tych dwóch wspaniałych miast…
No tak, i dostało nam się :-). Sam nie wiem co mam napisać :-). Zdajemy sobie sprawę z piękna architektury i bogactwa kulturowego tych miast, myślę jednak że natłok turystów budujących długie kolejki do muzeów oraz zorganizowanych wycieczek, przez które nierzadko trzeba się przeciskać buduje w nas tak silną niechęć do odwiedzania takich miejsc, że człowiek czasem zastosuje pewne słowa opierając się właśnie o takie odczucia. Negatywny wydźwięk słowa „moloch” odnosi się tu oczywiście do ogromnej ilości turystów w takich miastach, która to niestety, pomimo bogactwa kulturowego budzi w nas niechęć do jego „posmakowania”. Tacy po prostu jesteśmy. Zawsze chcemy zobaczyć to co najładniejsze, ale jeśli mamy walczyć z tłumami to wolimy sobie to odpuścić. Florencja i Piza to dla nas niestety tłumne molochy :-(. Dziękując za Twoją konstruktywną krytykę, mamy nadzieję, że nas zrozumiesz :-).
Proszę o podpowiedż , będziemy z dziećmi ( 5 i7), czy wejście na górne pokłady katedry i na taras widokowy w Museum jest uciążlwe ze względu na wysokość, czy raczej do opanowania ? . Chcę zarezerwować bilety z Porta del Cielo ale mam obawy.
pozdro
Heja. Zwiedzanie Katedry w Sienie to podstawa. Górne pokłady są do przejścia dla każdego sprawnego człowieka, równiż dla dziecka 5 lat. Nie pamiętamy, czy jest jakieś ograniczenie wiekowe, po prostu nie zwracaliśmy na to uwagi, ale na 95% nie ma. Bardzo polecamy zobaczyć wszystko co możliwe, to zostaje na całe życie.
Dzięki bardzo, pójdziemy Waszymi śladami i katedrę zwiedzimy łącznie z Porta del Cielo.
Ech, zazdrościmy Wam. Sami nie zdołaliśmy zobaczyć zbyt dużo w Sienie, ponieważ przeszkodziła nam ulewa. Życzymy pogody!!!
Świetny, bardzo przydatny tekst. Piekne zdjęcia. Mnie Siena zachwyciła tak bardzo, jak niewiele rzeczy w życiu. Zapraszam do mnie, aby porównań wrażenia. Pozdrawiam serdecznie.
Dzięki za odwiedziny. Zawsze to miło, jak ktoś o podobnym hobby odwiedza. Siena oczywiście piękna. Na nas największe wrażenie zrobiła katedra. Zaś klimat wolimy tych mniejszych miasteczek.