STUBAI – Top of Tyrol; wyprawa: wrzesień 2021
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy
STUBAI – Top of Tyrol; DLACZEGO TU…?
Już od minimum 3 lat Top of Tyrol chodził nam po głowie. W 2021 roku w maju byliśmy pod kolejką, żeby wyjechać na tą najwyżej położoną platformę widokową w Austrii. Niestety z uwagi na zalegający duży śnieg kolejka na sam szczyt nie wyjeżdżała. Wtedy musieliśmy odpuścić temat. Tym razem jednak we wrześniu 2021 cały kompleks kolejek na Top pracował, a wejście na platformę było prawie bezśnieżne. Top of Tyrol to podstawowy punkt programu każdego turysty przebywającego w Dolinie Sztubajskiej, więc chociażby z tego powodu po prostu musieliśmy tam wyjechać. Potem to już dowolność dla każdego. My wybraliśmy spacer w dół.
STUBAI – Top of Tyrol; WRAŻENIA
Wysokość 3.210 n.p.m., wkoło same ośnieżone szczyty, na dodatek mało ludzi, więc jak tu nie ulec urokowi takiego miejsca. Wprawdzie byliśmy już zarażeni szwajcarskimi szczytami gdzie widoki są jednak odrobinę ładniejsze to jednak panująca tu surowość otoczenia zrobiła na nas ogromne wrażenie. Na dodatek piękna pogoda podnosiła walory krajobrazu. Sama platforma nie jest zbyt duża, co może powodować czasami zatłoczenia. Nam się udało ponieważ na górze nie było dużo turystów, a przez parę minut byliśmy na niej zupełnie sami. Z czasem parę osób podeszło, jednak to tylko kilka osób co wcale nie przeszkadzało w kontemplacji krajobrazu. Platforma to nie jedyny cel tej wycieczki. Przede wszystkim chcieliśmy odbyć wędrówkę moreną polodowcową między dwoma pośrednimi stacjami kolejki. Udało nam się to zrobić czyniąc całą wycieczkę wspaniałą przygodą.
STUBAI – Top of Tyrol; WĘDRÓWKA
Top of Tyrol to szczyt, na którym znajduje się najwyżej położona w Austrii platforma widokowa 3.210m n.p.m. Do celu wyjeżdżamy trzema kolejkami. W zasadzie to dwoma, ponieważ pierwszy odcinek przedzielony jest stacją pośrednią 3S Bahn Eisgrat- Mitte, na której nie musimy wysiadać. Ten sam wagon jedzie wyżej do stacji 3S Bahn Eisgrat- Bergstation, gdzie trzeba już wysiąść i przesiąść się na małą gondolę, która wywozi już na Top of Tyrol. Na samej górze mamy mały bufet i trochę ławek. Na platformę podchodzimy metalowymi kładkami i schodami.
Wyjście zajmuje około 3…5 minut. Wychodząc na górę trzeba pamiętać, że jesteśmy na wysokości ponad 3.000 m, więc nie idziemy zbyt szybko, aby się nie zakręciło w głowie lub żeby nas nie przytkało w płucach. Sami po małych treningach w Zermatt nie odczuwaliśmy tutaj żadnych typowych dla choroby wysokościowej dolegliwości. Jednak kto jest pierwszy raz to nie powinien szarżować. Na samej górze mamy małą kapliczkę Gletscherkapelle, do której można podejść. Jednak nawet we wrześniu był tu jeszcze śnieg, więc trzeba uważać, żeby nie zjechać na tyłku w dół gdzie znajduje się ośrodek narciarski.
No dobrze. Chcąc uniknąć tłoku wystartowaliśmy na szczyt tuż po otwarciu kolejki, czyli około 9:00, no może odrobine później. Parking o tej porze był prawie pusty, więc nie było problemu z zaparkowaniem. Z uwagi na fakt, że byliśmy w posiadaniu Stubai Super Card mogliśmy udać się już bezpośrednio na peron bez tracenia czasu w kasie. Na pierwszym odcinku wyjeżdżamy dużymi wagonami, które w sezonie narciarskim zabierają większą ilość narciarzy. W sezonie letnim fajnie się jedzie, ponieważ chyba jest wtedy mniej turystów niż zimą narciarzy. Z przeszklonej kabiny wspaniale widać górskie krajobrazy.
Przejechaliśmy stację przesiadkową, do której mamy plan zejść z góry i po krótkim czasie byliśmy już na Bergstation. Tu znajduje się bardzo duży taras widokowy z leżakami i sporą restauracją. Już wiedzieliśmy, że to waśnie tu zdegustujemy przedpołudniową kawkę. Nie tracąc czasu od razu przesiedliśmy się na gondolkę i pomknęliśmy na samą górę bezpośrednio pod platformę. Na szczycie nie ma zbyt dużo miejsca, więc nie można się tu wygodnie rozsiąść tak, jak na tarasie przy stacji Bergstation. Owszem jest tu parę ławek i bardzo skromny bufet z kawą z termosu, ale to chyba już tylko dla bardzo spragnionych. Tutaj po prostu trzeba wyjść na platformę, napatrzeć się na alpejski krajobraz do woli i zjechać. Można również zejść pieszo, ale tu jest zawsze śnieg więc nie mając raków można zamienić wędrówkę na szybki zjazd na tyłku prosto na taras widokowy haha. A tak naprawdę zejście do Bergstation nie jest tu zbyt atrakcyjne.
Pełny widok na szlak wzdłuż kolejki widać z góry, więc idąc w dół nic innego nie zobaczymy, dlatego lepiej jest po prostu zjechać z powrotem kolejką. Kiedy wyjechaliśmy na szczyt to oczywiście najpierw udaliśmy się na platformę. Kiedy już napatrzyliśmy się, a trwało to dobre 20 minut to zeszliśmy schodami i próbowaliśmy znaleźć jakiś szlak w drugą stronę w stosunku do kolejki, którą wyjechaliśmy. Owszem jest, ale tu znów trzeba mieć raki, bo śniegu we wrześniu było po kolana. Chcieliśmy zobaczyć, czy jest jakiś trakt z drugiej strony masywu. Dostrzegliśmy na drogowskazach, że jest, jednak bez raków ciężko byłoby tam schodzić. Z drugiej strony znajduje się również mały ośrodek narciarski, tu jednak nikt nie schodził, więc i my nie zapuszczaliśmy się w dół tej kotliny, chociażby dlatego, że później powrót ostro do góry mógłby wycisnąć z nas ostatnie poty haha. Po około 30 minutach na szczycie zdecydowaliśmy się na odwrót.
Zjechaliśmy więc do Bergstation gdzie przy charakterystycznym mamucie zdegustowaliśmy dobrą kawkę ze smacznym ciastem. Miejsce piękne, otoczone ośnieżonymi szczytami, dlatego przeciągaliśmy czas przy kawie tak długo jak się dało haha. Tuż pod stacją Bergstation znajduje się jaskinia lodowa. Tutaj na naszą Kartę Stubai nie ma wejścia gratisowego. Jest jednak rabat. Z tego co pamiętamy to bilet kosztuje 8 EUR, a z kartą 5 EUR. Od stacji, czy też tarasu zejście do niej zajmuje 5…7 minut. Kasa znajduje się bezpośrednio przed wejściem do groty. Cóż, z uwagi na fakt, że widzieliśmy już nie jedną taką jaskinię pierwszy raz nie zdecydowaliśmy się na wejście do niej. Jaskinia znajduje się przy szlaku sprowadzającym ze stacji Bergstation do tej niższej pośredniej 3S Bahn Eisgrat- Mitte, dlatego mijaliśmy ją schodząc w dół.
I tak właśnie po prawie godzinie błogiego wysiadywania na zalanym słońcem tarasie w końcu zdecydowaliśmy się ruszyć za zaplanowany górski spacer. Szlak łączący obie pośrednie stacje jest bardzo łatwy. Wędrujemy moreną polodowcową, co wyraźnie widać po poszarpanym od lodowca gruncie skalnym. Idąc w dół mijamy się z wagonami kolejki, które fruną nad nami. Jest pięknie. przed nami pojawia się jeziorko, które za kilkanaście chwil będziemy mijać. Trakt mierzy sobie około 3…4 km długości, a jego przejście zajmuje około 1,5 godziny. Idziemy cały czas z góry, przy nie zbyt dużym nachyleniu. Powoduje to, że nasze kolana nie będą cierpiały wieczorem, a sama wędrówka praktycznie nie jest w ogóle forsująca.
Przy jeziorku robimy dłuższy przestanek, bo tu znów jest pięknie. Widać jak kolejka leci bezpośrednio nad taflą jeziora. Około 3 godzin temu też tak lecieliśmy tak, jak ci, którzy teraz siedzą w kabinach i patrzą na nas z góry. Przy jeziorku szlak odbija nieco w lewo oddalając się od linii kolejki linowej. Tutaj odrobina wspinaczki haha. To tylko parę stopni skalnych, które musimy pokonać, a później znów zejście już bezpośrednio do stacji. Idziemy tutaj już nieco ostrzej w dół co chwilę zatrzymując się, by spokojnie nacieszyć oczy i duszę krajobrazem. Szlakiem tym nie trzeba tak od razu schodzić do tej stacji, którą my obraliśmyt jako nasz cel. Jeśli odbijemy w lewo to obchodząc niewielki masyw górski dojdziemy do drogi szutrowej, która za tym masywem schodzi do początkowej stacji kolejki już na samym dole.
Tam można dojść jeszcze do jednego jeziorka, ale to już trzeba mieć nieco więcej czasu. Na mapce widać dokładnie nasz szlak oznaczony czerwoną linią, który parząc z góry przed stacją Eisgrat- Mitte rozchodzi się, w jedną stronę prosto do kolejki i w drugą, w lewo do góry gdzie można przejść przez masyw lub ominąć go. Szlak przez masyw uzbrojony jest w drabinki, tak przynajmniej mówią znaki. Dla nas wystarczyła wędrówka do Eisgrat- Mitte, a potem już zjazd na sam dół. Cała przyjemność zajęła nam około 3/4 dnia w błogim tempie.
Nie nastawialiśmy się tutaj na dłuższą wędrówkę tylko bardziej na lekki trekking obfitujący w doznania krajobrazowe no i oczywiście odrobinę lenistwa w pięknym miejscu otoczonym górami. To nam się w 100 procentach udało, a trasę i nasz pomysł, na taką lekką wycieczkę polecamy każdemu, kto będzie miał ochotę na taki właśnie turystyczny relaks.
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy