ISLANDIA – Gorące Źródła; wyprawa: sierpień 2024
ISLANDIA – Gorące Źródła. Co to za miejsca?
Hverir – w tłumaczeniu oznacza właśnie gorące źródła. I nie mówimy tu o źródłach termalnych, w których można się kąpać tylko o obszarach geotermalnych, w których wydobywają się z wnętrza ziemi gorące związki chemiczne w postaci wrzącej cieczy, która w widoczny sposób paruje i rozrzuca je po powierzchni tworząc w ten sposób wspomniany obszar geotermalny. Na Islandii jest sporo takich obszarów, które bardzo łatwo zauważyć, jeśli mijamy je jadąc samochodem. A to ze względu na wielokolorowe zabarwienie ziemi lub wzgórz, gdzie występują nazwijmy to takie małe erupcje, czasem w postaci gejzerów. Oprócz walorów kolorystycznych obszary geotermalne można rozpoznać również po zapachu siarki, który intensywnie unosi się w takich miejscach. Kiedy spacerujemy w takim obszarze to bardzo łatwo jest zaciągnąć się taką ciepłą, siarkową parą. Nie jest to zbyt przyjemne, ale dodaje uroku przy zwiedzaniu haha.
ISLANDIA – Gorące Źródła. WRAŻENIA
Zwiedzając obszar geotermalny czujemy się jak w innym świecie. Takie uczucie kumulują w nas dymiąca ziemia, charakterystyczny zapach i nieziemski krajobraz pokrytej różnymi, kolorowymi związkami ziemi. Dla takich odczuć warto odwiedzić przynajmniej jedno takie miejsce, planując oczywiście wyjazd do Islandii. W relacji opisujemy kilka, z których każdy z Was wybierze sobie przynajmniej jedno do odwiedzenia. Gwarantujemy pełną satysfakcję z odwiedzenia takich geotermalnych źródeł.
ISLANDIA – Gorące Źródła. WĘDRÓWKI
Przemierzając Islandię udało nam się odwiedzić 4 takie obszary geotermalne. W jednym, dokładnie Landmannalaugar można się nawet zanurzyć w miejscu, gdzie łączą się dwa strumienie zimnej i ciepłej wody. Przedstawiając po kolei odwiedzone „geotermy” zaczniemy od tego najmniejszego, ale jakże urokliwego Krísuvík. Najlepsze jest to, że nie planowaliśmy tu zawitać, ale wymusiła to na nas sytuacja związana z czynnym wulkanem pod Grindavikiem, który zniszczył drogę nr 43, którą mieliśmy wracać z trekkingu przy wulkanie Geldingadalir. Chcąc zobaczyć efekty pracy „świeżego” wulkanu jechaliśmy właśnie pod Grindavik i Blue Lagoon.
Musieliśmy zatoczyć koło zjeżdżając na drogę nr 42, która zaskoczyła nas pięknymi krajobrazami, nie tylko tymi geotermalnymi. Na naszej mapce dokładnie pokazujemy to miejsce na Półwyspie Reykjanes, czyli tam gdzie jest lotnisko w Keflaviku. Do obszaru Krísuvík wchodzimy bezpłatnie i nawet parking tutaj jest gratisowy. Jest tu również toaleta. Z parkingu mamy dosłownie 2 kroki do parujących źródeł. Z uwagi na to, że były to nasze pierwsze geotermalne źródła jakie zobaczyliśmy na Islandii to zrobiły na nas spore wrażenie.
Kolorystyka wzgórz w połączeniu z zielenią na dalszym horyzoncie poza obszarem geotermalnym plus do tego ciężkie chmury naprawdę wbiły nas w ziemię. Na zwiedzanie miejsca nie trzeba poświęcać dużo czasu. Wystarczy pół godziny. No chyba, że chcemy wyjść wyżej na ostatni punkt widokowy lub na sam szczyt wzgórza Hverafjall, skąd zobaczymy dodatkowo jako bonus jeziora, które mijaliśmy parę minut wcześniej jadąc samochodem.
Landmannalaugar – to drugi obszar geotermalny odwiedzony przez nas. Oj, bardzo ubolewaliśmy, że pogoda nie dopisała. Nieprzerwana mżawka rodziła dyskomfort wędrówki nie tylko dlatego, że byliśmy zmoknięci, ale również dlatego, że niskie, zaniesione chmury skutecznie zasłaniały piękny krajobraz kolorowych wzgórz, które to właśnie są jedną z głównych atrakcji turystycznych w Islandii. Mówiąc o tęczowych wzgórzach na Islandii wszyscy wiedzą, że chodzi właśnie o Landmannalaugar, dlatego przyjeżdża tu sporo turystów skutecznie blokując parkingi. I tu jest ważna informacja. W sezonie wakacyjnym 2024 uruchomiono system rezerwacji miejsca parkingowego przy Landmannalaugar. Każdy, kto chce tu podjechać oczywiście tylko autem terenowym musi dokonać wcześniej rezerwacji parkingu.
Parking obsługiwany jest przez operatora PARKA, którego aplikację zachęcamy pobrać, ponieważ ułatwia rozliczanie się za inne parkingi na wyspie. To największy operator parkingów. Rezerwacji miejsca parkingowego przy Landmannalaugar dokonujemy na stronie PARKA najlepiej z przynajmniej tygodniowym wyprzedzeniem. Do formularza należy wpisać nr rejestracyjny wypożyczonego auta. Jeśli jeszcze nie macie lub rezerwację robicie jeszcze w domu przed wyjazdem jak my to możecie nie wypełniać formatki z rejestracją pozostawiając ją do późniejszego wypełnienia, kiedy będziecie mieć już auto. Rezerwacja płatna jest z góry. Mając rezerwację spokojnie możemy jechać do celu. Bez rezerwacji niestety mogą nie wpuścić. Przed parkingami pracuje obsługa, która kontroluje ważne rezerwacje.
Można je pokazać z telefonu. Tak, to byłoby wszystko jeśli chodzi o organizację parkingową w tym miejscu. Teraz pytanie jak tam dojechać. Mając kwaterę tuż przy drodze nr 26 nie mieliśmy zbyt skomplikowanej trasy. Jadąc tą drogą na północ, od głównej 1-ki dojeżdżamy do drogi szutrowej nr F225. To droga dla samochodów terenowych, więc nie warto wygłupiać się tutaj osobówką, pomimo, że pierwsza część trasy jest bardzo równa. Później zaczynają się dziury i podjazdy, a nawet przejazd przez wąską, ale głębszą rzekę. Trasa jest piękna, bogata w księżycowe krajobrazy z widocznymi na horyzoncie lodowcami. Drogą tą jedziemy długo, aż dojedziemy do innej szutrowej drogi nr 208. Tutaj skręcamy w prawo i suniemy 5km/godzinę z uwagi na występujące tu gęsto głębokie dziury.
Niestety to zabiera sporo czasu, dlatego warto wyjechać do Landmannalaugar odpowiednio wcześnie, aby mieć przyjemność odbycia okrężnego trekkingu w górkach tęczowych. Dość ciężko określić czas przejazdu, bowiem jest on zależny od warunków pogodowych i przede wszystkim częstości foto przystanków. Przed parkingami Landmannalaugar obsługa poza kontrolą rezerwacji instruuje, po której stronie zaparkować i, że ostatni odcinek przed parkingiem należy jechać baardzo powoli z uwagi na wspomniane już głębokie dziury. Przed Landmannalaugar mamy dwa parkingi. Jeden przed rzeką, drugi za rzeką. Na ten drugi należy przejechać przez rzekę.
Kto nie jest pewny swoich umiejętności lub nie ma odwagi zostawia auto na pierwszym parkingu i dalej idzie już pieszo kładkami przez rzekę. To chyba nawet większa atrakcja niż przejechanie autem. Przed gorącymi źródłami znajduje się spory camping z budynkiem z prysznicami i toaletami. Jest też duży namiot ze stolikami do jedzenia. Jest też mały bufet, gdzie można coś zakupić do picia lub jedzenia. Ale co do jedzenia to lepiej zabrać swoje wraz z ciepłą herbatą w termosie. Po długiej trasie islandzkimi szutrami trochę posililiśmy się, aby po około 20 minutach ruszyć na szlak tęczowych gór. Akurat przestało siąpić, więc powiedzmy, że mamy okno pogodowe. Idziemy!
Na początku wspinamy się nieco pod górkę mijając wcześniej kąpiących się ludków w ciepłych strumykach. Kiedy już wyjdziemy na górę ukazuje się za naszymi plecami fajny krajobraz na cały camping oraz część Landmannalaugar. Ruszamy dalej na szlak, a w zasadzie oznaczone różnymi kolorami szlaki, które w dalszej części rozłączają się i prowadzą w innych kierunkach. My trzymamy się żółtego i czerwonego tak, aby zatoczyć ładne kółeczko. Jeśli nie zacznie padać to jest plan podejścia na górę Blahnukur, z której pięknie widać cały obszar wulkaniczny, a wcześniej Brennisteinsalda – chyba najpiękniejszy, niezwykle kolorowy wulkan położony na terenie Landmannalaugar.
Osiąga wysokość 855 m, a jego nazwa po islandzku oznacza Wydmę siarki. Warto nadmienić, że jego ostatnia erupcja miała miejsce w 1961 roku, więc nie aż tak dawno. No i w ten sposób pokazaliśmy Wam nasz plan trekkingu w Landmannalaugar. Czy się udał? Niestety nie do końca. W połowie trekkingu zaczęło padać, więc najpierw zrezygnowaliśmy z wyjścia na Brennisteinsalda, a później, choć wahaliśmy się, ale mżawka powoli przeradzała się w mocniejszy deszcz, więc i tu zrezygnowaliśmy z podejścia na Blahnukur. Oj bardzo żałowaliśmy, ale trekking w takich warunkach nie dostarcza fajnych doznać, tym bardziej, że rzeczywiście deszczowa mgła mocno tłumiła przejrzystość, skutecznie niszcząc walory krajobrazowe tego miejsca.
Na koniec kilka słów o Landmannalaugar, bo to miejsce naprawdę unikalne, zarówno pod względem geologicznym, jak i estetycznym. Składa się z owianych wiatrem gór ryolitowych (pochodzenia wulkanicznego), tworzących niezwykłe spektrum kolorów — od odcieni czerwieni i różu, poprzez zielenie i błękity, aż do złocistej żółci. U stóp gór leży z kolei czarne jak heban pole lawy Laugahraun – rozległy obszar wystygłej magmy, pochodzącej z erupcji wulkanu Brennisteinsalda ok. 1477 roku. robi wrażenie.
Kolejny punkt gorąco źródłowych atrakcji turystycznych to Hveradalir. Naszym zdaniem to najpiękniejszy obszar geotermalny chyba na całej wyspie. Z pewnością najładniejszy z tych czterech, które wdzieliśmy. Obszar geotermalny Hveradalir zlokalizowany jest w Górach Kerlingarfjoll, które w całości są jednym wielkim i zarazem trzecim co do wielkości obszarem geotermalnym na Islandii. Na najwyższym podium stawia się ten obszar pod względem najwyższej odnotowanej tu temperatury wód termalnych, która wyniosła 150°C. Tak gorące źródło znajduje się w niedostępnej samochodem części tego regionu zwanej Hverabotn.
Aby obejść szlakami całe pasmo Kerlingarfjoll trzeba poświęci dwa lub trzy dni, kwaterując najlepiej w schronisku i campingu Asgardur. Jednak, aby w jeden dzień posmakować wspaniałego krajobrazu pięknie ubarwionych związkami chemicznymi gór, nad którymi widnieją piękne lodowce można odwiedzić właśnie Hveradalir. To łatwo dostępna perełka tego obszaru górskiego. Tutaj dopiero można zaciągnąć się parą, która układając się na stromych zboczach wzgórz powoduje, że wędrując tędy trzeba bardzo uważać, aby nie wywinąć orła, bo jest po prostu bardzo ślisko na wytworzonym parą błotku. Oczywiście służby co parę dni odnawiają tu schodki zabezpieczając stopie deskami, ale to wystarcza zaledwie na parę dni.
Tutaj zachwycają nas nie tylko widoki, czy bulgoczące źródła, błotka, ale również nieprzerwane syczenie wydostających się z ziemi gazów. Oj jest wrażenie niesamowite. Tu dopiero odczuwa się inny świat. Bez wątpienia możemy powiedzieć, że Hveradalir na pewno bardziej zachwyca niż mocno uczęszczany Landmannalaugar. Do Hveradalir przyjeżdża bardzo dużo fotografów, bo miejsce jest baardzo fotogeniczne. Sami będąc tam spotkaliśmy grupę foto amatorów ze statywami, dronami, którzy czekali na odrobinę światła, które jak przyświeci to przepięknie rozświetla kolory tych gór. Ok, ale gdzie to dokładnie jest. Otóż nasz Hveradalir znajduje się już głęboko w islandzkim interiorze, więc jedziemy tu autem terenowym.
Droga szutrowa nr 35 nie jest tak uszkodzona jak ta do Landmannalaugar. Nasz cel nie znajduje się jednak bezpośrednio przy tej drodze. Aby do niego dojechać należy skręcić już w drogę F347, która doprowadzi nas do kompleksu campingowego Asgardur, gdzie można się posilić oczywiście swoim prowiantem. Jest tu toaleta, z której dobrze jest skorzystać, bo dalej w Hveradalir już nic takiego nie ma. Po posileniu się ruszamy naszym Dusterkiem ostro pod górkę, by później już raczej po w miarę równym terenie dojechać do parkingu przy Hveradalir. Parking tu jest (był w 2024r) bezpłatny. Zaraz po wyjściu z autka odbudowujemy na sobie warstwy ciepłych ubrań zgodnie z zasadą cebulki.
Ubieramy czapki, rękawiczki i idziemy. Już po paru krokach, kiedy dochodzimy do ziemnych, stromych schodów widok zapiera dech w piersi. Parking znajduje się na górze, więc wędrówkę po Hveradalir zaczynamy od ostrego zejścia w dół. JEST PIĘKNIE. Kiedy zejdziemy na sam dół musimy podjąć decyzję czy pospacerować wewnątrz tego pięknego obszaru wdrapując się na górne punkty z pięknymi widokami, czy też wyruszyć na 4-ro kilometrowy trekking plus oczywiście wspomniane punkty widokowe. Owy 4-ro kilometrowy spacer z pewnością nie zrobimy w 1:20 min jaka podają mapy internetowe. Tutaj trzeba uważać na to, że jest ślisko, no a przede wszystkim, że będąc w tym miejscu nie będziemy wędrować bez zatrzymywania się.
Tu przystanki wymuszane są przez piękne widoki, więc na trekking okrężnego szlaku, który wskazujemy na mapce trzeba będzie poświęcić minimum 2 godzimy plus minimum godzina lub nawet półtorej na boczne ścieżki, którymi naprawdę warto wszędzie podejść. Dodając do tego podróż autem w obie strony przez islandzkie „stepy” schodzi nam około 7 godzin. Do tego dodajemy przystanek na posiłek na campingu i jeszcze do tego dłuższe przystanki przy dwóch wodospadach, przy których po prostu trzeba się zatrzymać, bo są piękne i leżą przy naszej drodze.
Pierwszy z nich to Gullfoss zlokalizo0wany tuż przy drodze 35, jeszcze przy części asfaltowej. To duży wodospad będący jedną z głównych atrakcji turystycznych na Islandii. Znajduje się tutaj restauracja oraz duży sklep z pamiątkami. Drugi to Gýgjarfoss – już mniejszy, ale samo miejsce jest warte zobaczenia. Oba wodospady opiszemy w relacji o wodospadach. I tak cała wycieczka z wodospadami, trekkingiem i przejazdem zajmie ponad 10 godzin. Z tego powodu jeśli planuje się rzeczywiście okrężny trekking trzeba bardzo wcześnie wstać, żeby nie wracać wieczorem po szutrze.
Podsumowując Hveradalir to naprawdę podstawowy punkt programu zwiedzania Islandii. Droga dla auta terenowego nie stanowi jakiegoś specjalnego wyzwania więc i dla mniej wprawnych kierowców, przynajmniej latem, również nie będzie problematyczna, dlatego każdy tu dojedzie. Zaś walory krajobrazowe podczas jazdy wręcz zmuszają do dość częstych przystanków na szybkie foto.
Jako czwarty obszar geotermalny chcielibyśmy polecić gorące źródła Hverir. To nasze ostatnie geotermy jakie odwiedziliśmy, a ich nazwa w dosłownym tłumaczeniu z islandzkiego oznacza nic innego jak Gorące Źródła. Jak widać na naszej mapce obszar lokalizowany jest na północy wyspy w sąsiedztwie jeziora Myvatn. Dotarcie tutaj nie stanowi żadnego problemu, ponieważ źródła Hverir rozciągają się tuż przy krajowej Jedynce. Pewnie dlatego, parking przy tych źródłach jest droższy od przeciętnej i kosztuje 1200 ISK (sezon 2024).
Z parkingu mamy dosłownie dwa kroki do bulgoczących i parujących źródeł. Miejsce również przypomina inny świat, chociaż nie ma tu tak pięknych wzgórz jak w Hveradalir. Przechodząc z parkingu wchodzimy bezpośrednio na drewniany taras widokowy, z którego można obserwować charakterystyczne wyziewy tego obszaru geotermalnego. Pełno tu kipiących wulkanicznych sadzawek i syczących, dymiących i rozsiewających woń siarki “dymników”, czyli ekshalacji. Zwykle są to mofety i ew. sulfatary, choć najczęściej opisywane są jako fumarole. Haha pojechaliśmy z nazewnictwem. Ale ok, już tłumaczymy.
Ekshalacjami nazywamy wyziewy gazów i par towarzyszące aktywności wulkanicznej. Wydobywają się one nie tylko podczas samej erupcji, ale też przed i po niej. Wyróżnia się trzy tego typu formy: fumarole, solfatary i mofety. Głównym kryterium ich rozróżnienia jest temperatura wydobywających się gazów i par. Podczas erupcji najbliżej wulkanu tworzą się fumarole, dalej solfatary i na samym końcu mofety.
Fumarole to najbardziej gorące, mogą mieć od 200 ºC do nawet 1000 ºC. Ich głównym produktem jest para wodna, dwutlenek węgla, żelazo, chlor oraz siarka. Często można w składzie ich “wyziewów” znaleźć także siarkowodór (szkodliwy gaz o charakterystycznym zapachu zgniłych jaj), chlorowodór (który w połączeniu z wodą tworzy kwas solny) i fluorowodór (który wraz z wodą tworzy również bardzo niebezpieczny dla człowieka kwas fluorowodorowy). Wyziewy tego typu występują niedaleko kraterów w czynnych wulkanach. Przebywanie w miejscu, w którym występują te o produktach szkodliwych jest bardzo niebezpieczne dla większości żywych organizmów, w tym także i dla ludzi.
Solfatary to kolejny typ ekshalacji. Ich nazwa pochodzi z języka włoskiego, gdzie solfa oznacza siarkę. Wzięło się to od tego, że przy solfatarach może powstawać tzw. siarka rodzima. Solfatary to wyziewy o temperaturze umiarkowanej – od 100 ºC do 200 ºC. Ich głównym produktem jest przegrzana para wodna oraz nieduże ilości siarkowodoru i dwutlenku węgla. Przez to, że ich temperatura nie jest już tak wysoka występują one w pobliżu wulkanów drzemiących lub wygasłych.
Mofety to najchłodniejsze z ekshalacji o temperaturze poniżej 100 ºC. Złożone są głównie z dwutlenku węgla i występują najdalej od kraterów wulkanów drzemiących lub wygasłych, gdzie nie ma już tak wysokich temperatur.
No to już wiemy o co chodzi. Teraz czas na spacerek. Jeśli mamy ładną pogodę to możemy wspiąć się żółtym szlakiem na wzgórze Namafjall, z którego zapewne pięknie widać cały, parujący geotermalny obszar. W naszym przypadku niestety pogoda nie pozwoliła na taki trekking. W tym dniu był w planie również objazd po obszarze jeziora Myvatn gdzie znajduje się park mini wulkanów. Niestety aura psuła całkowicie krajobraz, bo mało co było widać, a na dodatek ciągła mżawka i wiatr skutecznie potrafiła nasączyć nas wodą. Pozostał nam spacer między bulgoczącymi sadzawkami. My to nazywamy takimi ziemnymi kotłami, w których natura gotuje swoje chemiczne mikstury. Tak to wyglądało.
W jednym miejscu bulgoczące błoto, w drugim syczący kopczyk kamieni wyrzucający z siebie mnóstwo pary o charakterystycznym zapachu. To wszystko robi wrażenie. Kończąc spacer jesteśmy również pod wrażeniem co ten obszar pozostawia na naszych bytach haha. Fajnie byłoby mieć tu takie foliowe papucie jak w jakiś laboratoriach, czy szpitalach. Bez nich nasze buty oblepione są charakterystycznym, siarkowo wodorowym błotkiem. Tutaj również jak w Hveradalir wydobywająca się z tych małych kraterów para roznosi związki chemiczne po powierzchni ziemi tworząc charakterystyczną śliskość terenu, którego część wnosimy na bytach do auta. Pomimo tego spacer po Hverir dostarcza znów sporo wrażeń i pomimo, że nie jest to teren górzysty to warto tu podjechać, jeśli oczywiście będziecie w pobliżu miasteczka Husavik na północy Islandii.
I tak objechaliśmy cztery atrakcje turystyczne, zaliczające się do tych najważniejszych na Islandii. Będąc na wyspie koniecznie trzeba odwiedzić przynajmniej dwa takie obszary geotermalne. Oczywiście jest ich już dużo więcej niż tylko te cztery, które pokazujemy, więc wybór należy do Was. Wiele z takich miejsc można zlokalizować już na Mapach Google, co ułatwia zaplanowanie ich odwiedzenia podczas eksploracji wyspy. Jeśli pogoda dopisze można skorzystać z kąpieli w basenach termalnych. Są i takie dzikie, ale są i te komercyjne odpłatne. Te najważniejsze i największe znajdują się koło Grindavik i nazywają się Blue Lagoon. Sami planowaliśmy skorzystać z term w Husavik. To małe baseny, ale pięknie zlokalizowane na skarpie, z której wspaniale widać ocean. Ale cóż, temperatura powietrza 6°C plus mocny lekko arktyczny wiatr odwiódł nas od tego pomysłu. Pozostało nam tylko podjechać do Husavik i zerknąć na termy. W ten sposób zakończyliśmy przygodę z obszarami termalnymi. Ale to oczywiście nie wszystko. Inne atrakcje turystyczne opisujemy w kolejnych relacjach