SZWAJCARIA atrakcje turystyczne – RIGI; wyprawa: wrzesień 2020
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy
SZWAJCARIA atrakcje turystyczne – RIGI; DLACZEGO TU…?
Wpisując w internet atrakcje turystyczne Szwajcarii lub coś podobnego od razu pokaże się nam Rigi. To po prostu podstawowy punkt programu zwiedzania tego kraju. A jeśli jesteśmy w Lucernie lub okolicach nie można tego miejsca pominąć w planie zwiedzania regionu. Na początku z dystansem podchodziliśmy do odwiedzenia tego szczytu, myśląc że jest przereklamowany. Jednak mieszkając po zmianie kwatery w okolicy Lucerny postanowiliśmy wyjechać na Rigi. I co…?
SZWAJCARIA atrakcje turystyczne – RIGI; WRAŻENIA
No i staliśmy się ofiarami piękna tego miejsca. Wręcz bajkowe krajobrazy wbijały nas w ziemie. Z jednej strony widok na jezioro i dalej płaszczyzny, z drugiej na pokryte soczystą zielenią wzgórza, trochę dalej skalne szczyty, a na horyzoncie wspaniale ośnieżone cztero-tysięczniki. Coś wspaniałego. Na początku szlaku, przy pierwszej stacji kolejki mamy dużą restaurację z tarasem widokowym, na którym kawa, czy piwko smakuje zupełnie inaczej niż w jakimkolwiek innym miejscu. Przejeżdżając na drugi koniec szlaku, z którego wracaliśmy pieszo widok na szczyty i jezioro powalał z nóg swoim urokiem. Ech, jak to piszemy to wszystko wraca. No dobrze, przejdźmy do szczegółów.
SZWAJCARIA atrakcje turystyczne – RIGI; WĘDRÓWKA
Rigi, czyli w tłumaczeniu Królowa Gór. To chyba dlatego, iż jak powiedział nam gospodarz domu, w którym wynajmowaliśmy apartament, Rigi to miejsce, które najbardziej oddaje krajobrazowy klimat Szwajcarii. Ze szczytu widać nie tylko jeziora, ale również bajkowe, zielone wzgórza, trochę dalej wyższe skalne szczyty, w tym wspaniały Pilatus, a na horyzoncie najwyższe pasmo ośnieżonych Alp. Rigi to szczyt dla każdego, nawet dla niepełnosprawnych, ponieważ wyjeżdżamy tu torową, górską kolejką, skąd mamy dwie asfaltowe ścieżki na szczyt. Jedna odrobinę stromsza, która może być uciążliwa dla osób na wózkach, wprowadza na szczy w 5 minut, druga łagodna, która wprowadza nas na szczyt w kwadrans. Ze szczytu rozciągają się niewyobrażalne widoki we wszystkie strony świata.
Naprawdę, nie można się tu napatrzeć. Człowiek stoi w miejscu, później przechodzi dalej, odwraca się i wraca w to samo miejsce, by jeszcze raz zadowolić duszę tym krajobrazem. Wierzcie, że nie ma w tym przesady, tu jest naprawdę pięknie. Kiedy w końcu nacieszymy się widokami rozciągającymi się z samego szczytu, który wynosi 1.798 m n.p.m. spacerkiem schodzimy do dużej restauracji z jeszcze większym tarasem na dobrą kawkę, piwko, czy kto tam co chce. Obojętnie co tu kupimy to i tak będzie smakowało inaczej niż na dole. Tak tu właśnie jest. No ale dość już zachwalania. Teraz trochę konkretów. Na Rigi wyjeżdża się na trzy sposoby. Ten pierwszy, z którego my skorzystaliśmy to kolejka torowa z miasteczka Vitznau, skąd pociąg dociera na szczyt Rigi Kulm w 30 minut. Drugi sposób to również kolejka torowa, ale z miasteczka Goldau, skąd docieramy na szczyt w 37 minut. To stacja znajdująca się z drugiej strony pasma Rigi. I trzeci sposób to podróż najpierw kolejką linową z Weggis do Rigi Kaltbad, gdzie przesiadamy się na kolejkę torową, jadącą z Vitznau na Rigi Kulm. Wszystko fajnie można zlokalizować na mapach Google.
Jeśli już mówimy o kolejce to warto wspomnieć, że kolejka górska na Rigi jest najstarszą kolejką w Europie. W tym roku obchodzi 150 lat. Jeśli już zdecydujemy skąd będziemy wyjeżdżać na Rigi Kulm warto zaplanować trasę wędrówki. Tak, tak Rigi to nie szczyt, na który się wyjeżdża i zjeżdża. Tu można odbyć wspaniałą, bogatą w doznania krajobrazowe wędrówkę. Najlepiej jest, jeśli poświęcimy na Rigi cały dzień. Wtedy ze szczytu udajemy się znakowaną ścieżką w kierunku Rigi Klosterli schodząc dość mocno w dół. Stąd obieramy już cel Rigi Scheidegg. Jeśli wyjechaliśmy na Rigi około południa, czyli trochę już późno, to do Rigi Scheidegg możemy dojechać znów dwoma kolejkami. Najpierw z Rigi Kulm kolejką torową do stacji Krabel, skąd samoobsługową kolejką linową wyciągamy się na szczyt Rigi Scheidegg. Haha, pewnie zastanawiacie się o co chodzi z tą kolejką samoobsługową. Już tłumaczymy. Dolna stacja kolejki nie jest przez nikogo obsługiwana. Osoba obsługująca znajduje się na górze, która obserwuje przez kamery co się dzieje na dole.
Kiedy wejdziemy na stację kolejki i zobaczymy, że wagonik stoi z otwartymi drzwiami to po prostu trzeba wsiąść i grzecznie czekać. Tu nikt nas nie zaprosi do środka. Wagonik odjeżdża chyba co kwadrans automatycznie sygnalizując odjazd i zamykając drzwi. Wszystko wyświetla się na dużym ekranie zawieszonym nad peronem. Jeśli nie ma wagonika to czekamy spokojnie, aż przyjedzie. Wtedy grzecznie wsiadamy i czekamy. Opcję z przejazdem kolejkami na Rigi Scheidegg sami wybraliśmy, ponieważ trochę długo zbawiliśmy na samym szczycie. Z Rigi Scheidegg rozpoczęliśmy bajkowy spacer oznakowaną ścieżką do stacji Kaltbad. Wędrówka 6 kilometrowym traktem zajęła nam około 2,5 godzin. Na Rigi Scheidegg znajdują się dwa punkty widokowe. Jeden tuż przy stacji, drugi kawałek za nią. Z drugiego punktu widokowego idziemy tzw. krowim szlakiem, przekraczając granicę pastwisk.
Tu trzeba użyć rąk do otwarcia i zamknięcia za sobą poprzeczki elektrycznego pastucha. Idąc tędy trzeba patrzeć do przodu, w lewo i do tyłu, gdzie widać w oddali wspaniale ośnieżone alpejskie szczyty. Pamiętajcie jednak, że przede wszystkim musimy patrzeć bezpośrednio pod nogi, bo to w końcu krowi szlak haha. Po kilkudziesięciu minutach schodzimy w dół do dolinki, gdzie mamy skrzyżowanie szlaków. Jest tu tyle strzałek, że nie wiadomo gdzie iść. Do Kaltbad prowadzą stąd co najmniej dwie ścieżki. My wybraliśmy to najbardziej spektakularną, na którą musieliśmy się wdrapać pod górę. Wam też radzimy wybrać właśnie tą ścieżkę, którą widać jak ciągnie się ostro do góry. Podejście odrobinę męczące, ale nie jest zbyt długie, więc nie wyczerpuje, a jedynie poprawia krążenie.
No i tu zaczęło się na dobre. Kiedy już wyszliśmy na górę zobaczyliśmy wspaniały teatr krajobrazu. Oprócz szczytów górskich odsłoniły się przed i za nami soczyście zielone, typowe dla Szwajcarii wzgórza. Dalej na horyzoncie widziane już wcześniej ośnieżone szczyty Alp. I najlepsze! U dołu, pod naszymi stopami pojawiło się wspaniałe jezioro z charakterystycznym półwyspem przypominającym ogromną łódź podwodną. Coś niewyobrażalnego. Idąc tędy co chwilę zatrzymywaliśmy się. W tym miejscu zdecydowanie wydłużył nam się czas wędrówki haha. Widoki zacne! Było tu jednak coś, co nam tu bardzo przeszkadzało, zwłaszcza na samym szczycie, gdzie znajduje się ławeczka i krzyż; co to było? To ogromne ilości atakujących much, które uniemożliwiły spoczynek ławeczce, na szczycie wzgórza. To zapewne od tych krów, które idąc tym szlakiem mijaliśmy. Po ostrzejszym podejściu przyszedł czas na zejście, które z tej strony okazało się nieco bardziej strome.
Jeśli ktoś będzie szedł z Rigi Kulm tak, jak wcześniej wspominaliśmy, to tu trochę się zmęczy, bo to właśnie tędy przebiega ścieżka piesza z Kulm na Scheidegg. Jednak kiedy się już człowiek wdrapie na szczyt wzgórza to rozciągający się stąd krajobraz zrekompensuje całe zmęczenie. Zejście w dół to już praktycznie prosta droga powrotna do Kaltbad. Tak nam się przynajmniej wydawało, więc ruszyliśmy szybszym krokiem, ponieważ kolejka nie kursuje tu do późnych godzin wieczornych. Pamiętajcie, że planując przejście do jednej ze stacji, z której chcecie zjechać na sam dół, musicie sprawdzić godziny odjazdów kolejki, bo około 18:00…19:00 kolejka jeździ w dużo większych odstępach czasowych. Po zejściu w dół, przeszliśmy kawałek równym, płaskim traktem, po czym zaczęliśmy znów podejście. Trochę zdziwiliśmy się, gdzie ten szlak nas jeszcze prowadzi.
Kiedy już podeszliśmy wyżej i przeszliśmy takie nazwijmy to siodełko, szlak wyprowadził nas na brzeg jeziora. Oczywiście nie schodzi się tu na sam dół do lustra wody. Tu trakt wiedzie wzdłuż skalnej ściany z prawej strony. A po lewej! Tu niespodzianka, która zaskakuje każdego zaraz za mały zakrętem. Szlak przeradza się we wspaniałą, nazwijmy to niemal wiszącą nad jeziorem promenadę ciągnącą się wzdłuż skalnego zbocza. Wspaniała sprawa. I znów miejsce, w którym spowolniliśmy marsz praktycznie do zera. Musieliśmy się tu znów zatrzymać ryzykując, że nie zdążymy na ostatni pociąg do Vitznau. Ta wspaniała promenada to już ostania atrakcja na naszej pieszej trasie Rigi Scheidegg – Kaltbad. Kiedy doszliśmy do stacji to oczywiście zobaczyliśmy jak pociąg odjeżdżał.
Ale spokojnie, to jeszcze nie były ostatnie kursy. Następny pociąg przyjeżdżał za 30 minut, więc mieliśmy czas na “przeskanowanie” tutejszego sklepiku, kontemplację widoków, które i stąd zachwycają oraz małe piwko. Po zjeździe na sam dół do Vitznau udaliśmy się na smaczną kolację w małej restauracji nad jeziorem, które jeszcze przed godziną mieliśmy pod swoimi stopami. Wycieczka na Rigi to jedna z piękniejszych wędrówek, jakie odbyliśmy w Szwajcarii. Spacer szlakiem nie jest forsujący, a dostarcza bardzo dużo emocji i zachwyca obłędnymi widokami.
A teraz najważniejsze. Ile kosztuje taka impreza. Tu znów przychodzi z pomocą karta Swiss Pass Half Fare, która obniża nam koszty kolejek o 50%. Oczywiście polecamy poświęcić na Rigi cały dzień, w którym skorzystamy z pewnością z kolejki torowej na Rigi Kulm, dalej w naszym przypadku przejazd na Rigi Scheidegg z przesiadką na wspomnianą, samoobsługową kolejkę linową i powrotem z Kaltbad do Vitznau. Przy takiej organizacji opłaca się zakupić bilet jednodniowy, który uprawnia do przejazdu tymi kolejkami. Wchodzi w to jeszcze wyjazd kolejką linową z Weggis, jeśli stamtąd będziemy startować. Koszt takiego biletu to 72 CHF. Z naszą kartą 36 CHF / osobę dorosłą. Jak na tyle przejażdżek, wydaje nam się, że nie jest to wysoka kwota, oczywiście po tej zniżce. Jeśli ktoś ma pełną Swiss Pass to bilet ten ma gratis, tzn. Swiss Pass pokrywa 100% wartości biletu. Ech, przecież wszystko i tak możecie znaleźć TUTAJ.
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy