KARKONOSZE – najpiękniejsze szlaki i schroniska; wyprawa – wrzesień 2025
KARKONOSZE – najpiękniejsze szlaki i schroniska. CO TO ZA MIEJSCE.

Jak już wspomnieliśmy w zapowiedzi na pierwszej stronie organizując sobie weekend w Karkonoszach chcieliśmy połączyć trekking naszym zdaniem najpiękniejszymi szlakami tego pasma górskiego z tajemniczymi klimatami miejsc, w których toczyły się akcje kryminalnych zagadek Sławka Gortycha. Na domiar wszystkiego przyczyniła się do tego również pogoda, która wieczorami przyciągała takie ilości chmur i mgieł, że rzeczywiście można było poczuć dreszcze emocji. Nasz trekking wiódł od Spindlerowej Boudy – hotelu górskiego po czeskiej stronie czerwonym i dalej niebieskim szlakiem do schroniska Strzecha Akademicka. Dalej do Samotni, skąd wracaliśmy niebieskim, żółtym i zielonym szlakiem do naszego hotelu zatrzymując się w kultowym Odrodzeniu na pyszny żurek. Właśnie ten trakt uważamy za jeśli nie najpiękniejszy to jeden z najpiękniejszych szlaków w Karkonoszach.
KARKONOSZE – najpiękniejsze szlaki i schroniska. WRAŻENIA

Wędrując grzbietami Karkonoszy, można odnieść wrażenie, że czas zwalnia, a natura przemawia z niezwykłą mocą. Jedna z najpiękniejszych tras w tych górach łączy trzy kultowe schroniska: Samotnię, Strzechę Akademicką i Odrodzenie, tworząc szlak pełen kontrastów – od zacisznych kotłów polodowcowych po surowe, wystawione na wiatr szczyty. Szlaki, którymi wędrowaliśmy są dobrze oznakowane, a poziom trudności odpowiedni dla średniozaawansowanych turystów. Czerwony szlak oferuje wspaniałe widoki, jedne z najpiękniejszych w całych Sudetach, dlatego naprawdę warto przejść tym traktem i przy okazji poczuć klimat kultowych schronisk.
KARKONOSZE – najpiękniejsze szlaki i schroniska. WĘDRÓWKA.

Z pewnością zauważyliście, że wymieniając kultowe, karkonoskie schroniska, w których toczyły się akcje kryminałów naszego autora pominęliśmy jeszcze jedno, które już nie jest schroniskiem. Mówimy tu o Śnieżnych Kotłach. Temu obiektowi poświęcimy odrębną relację opisując piękny szlak od czeskiej strony, bo rzeczywiście zasługuje on na indywidualne potraktowanie. No dobrze, ale teraz ruszamy naszym traktem liczącym sobie około 17 km z hotelu górskiego po czeskiej stronie Spindlerowa Bouda. To waśnie tu postanowiliśmy zakwaterować się z uwagi na dobrą miejscówkę stanowiącą wygodny punkt startowy zarówno na nasz dzisiejszy trekking jak i na wędrówkę do Śnieżnych Kotłów.

Hotel choć nietani to na dwie noce można zaszaleć i zafundować sobie tu kwaterę. Tańsze rozwiązanie to znajdujące się tuż obok nasze kultowe schronisko ODRODZENIE. Odległość między czeskim hotelem, a polskim już schroniskiem to około 300 m. Samochód można pozostawić na płatnym parkingu hotelowym i zakwaterować się w schronisku. Do parkingu podjeżdża się od Spindlerowego Młyna po czeskiej stronie. Na szlak ruszyliśmy około 9:00 wchodząc tuż przy hotelu od razu na czerwony szlak, którego trzymamy się aż do punktu Spalona Strażnica, gdzie odbijamy w lewo do naszego pierwszego schroniska Strzecha Akademicka. Ten najdłuższy czarowny odcinek całego zaplanowanego i odbytego traktu jest tym najpiękniejszym.

Na początku mamy lekkie podejście od hotelu. Niby jeszcze bez konkretnych krajobrazów, ale jednak widok na hotel oraz schronisko ODRODZENIE już rodzi zachwyt w naszych głowach. Kiedy już podejdziemy na wysokość 1.300 m n.p.m. szlak wychodzi z dość gęstej roślinności pokazując nam niesamowity krajobraz na polską stronę, dokładnie na Przesiekę i inne mniejsze miejscowości zlokalizowane między Szklarską Porębą, a Karpaczem. Sam szlak nie jest wymagający, więc tuptamy swoim tempem bez specjalnej zadyszki zatrzymując się co pewien czas na kontemplację krajobrazu. Mijamy Tępy Szczyt i dochodzimy po pewnym czasie do charakterystycznych skał zwanych SŁONECZNIKIEM, skąd schodzi szlak żółty do skrzyżowania z zielonym szlakiem Pod Pielgrzymem, którym zaplanowaliśmy drogę powrotną.

Przy skałkach zatrzymujemy się na kwadrans, by uzupełnić płyny, kilka fotek i zachwycić się na spokojnie krajobrazem. Ruszamy w końcu dalej już po równym terenie. Choć pogoda słoneczna to wieje niesamowicie przez co chmury na przemian zasłaniają i odsłaniają słońce. Temperatura około 8…10 stopni, więc nie zbyt ciepło. Ale w czasie marszu nie marzniemy. Jedynie na postojach w punktach widokowych po 10 minutach zimny wiatr nie pozwala na dłuższe kontemplacje. Mijamy krawędź Kotła Wielkiego Stawu i zatrzymujemy się na punkcie widokowym Ruiny schroniska Księcia Henryka. Pięknie tu widać. Wiatr wieje, ale my stoimy wpatrzeni raz w horyzont, raz w kocioł Wielkiego Stawu.

Co jakiś czas podchodzą tu turyści i cykają fotki, a my cały czas stoimy nie mogąc się napatrzyć na rozciągający się stąd krajobraz. Czas jednak ruszać. Przed nami jeszcze kawałek do Samotni, którą zaraz zobaczymy z góry, z drugiego punktu widokowego, który praktycznie rozciąga się z całego szlaku. Nasz czerwony trakt wiedzie przez Torfowiska Subalpejskie, dlatego co pewien czas wędrujemy drewnianymi, komfortowymi kładkami. Ścieżka naprawdę świetnie przygotowana. W końcu dochodzimy do krawędzi Kotła Małego Stawu, nad brzegiem którego znajduje się kultowe schronisko Samotnia, w którym między innymi działa się akcja kryminału pt. „Schronisko, które spowijał mrok”.

Tytuł ten jednak przynależny jest do schroniska Strzecha Akademicka, w którym rozgrywała się główna intryga kryminalna. Wędrując nad Kotłem Małego Stawu co chwilę zatrzymujemy się, aby spojrzeć na Samotnię z nieco innego kąta oraz przy ciągle zmieniających się promieniach słońca, które bawiło się z nami w chowanego, kryjąc się co chwilę za nadchodzące coraz cięższe chmury. Kontrolując prognozę pogody wiedzieliśmy, że tuż po południu będzie lało, więc chcieliśmy zdążyć przed deszczem właśnie do Samotni. Gdyby wcześniej zaczęło padać to po drodze mamy Strzechę Akademicką, w której też można byłoby się zatrzymać.

Jednak w Samotni jest fajniejszy klimat. Czerwony szlak powoli okrąża Kocioł Małego Stawu i dalej wiedzie już do schroniska Śląski Dom i na Śnieżkę. Tam już kiedyś byliśmy, co opisujemy TUTAJ, więc na skrzyżowaniu Spalona Strażnica skręcamy w lewo na niebieski szlak. Idziemy jeszcze kawałek po równym, po czym zaczynamy schodzić w dół. Wchodzimy na szeroką, bitą z kamienia drogę, która doprowadza nas do Strzechy Akademickiej – „Schroniska, które spowijał mrok”. Tutaj choć niżej, również mamy piękny widok w kierunku żółtego szlaku, który sprowadza do Karpacza bezpośrednio pod Wodospad Dziki, który to znajduje się w naszym zestawieniu o najpiękniejszych wodospadach w Polsce – dokładnie TUTAJ.

Przy schronisku zatrzymaliśmy się na trochę. Było sporo ludzi, ale to nie przeszkadzało nam wrócić myślami do książki, w której Andrzej Czerwiński przed śmiercią szukał informacji o swoim ojcu, który będąc wcześniej kierownikiem schroniska zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Odkrył on związek z incydentem w Cieplicach, gdzie … , nie, nie, nie będziemy wchodzić w szczegóły, choć treść kryminału wchłania czytelnika do reszty. Widząc, że od strony Czech nadciągają chmury po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dół do Samotni. Chmury już zawisły nam nad głowami. Kiedy zeszliśmy pod samo schronisko zaczęło padać. Można by rzec – wszystko zgodnie z planem haha.

Prognoza mówiła, że tak będzie przez około 1,5 do 2 godzin, więc był czas na posiłek, kawkę, piwko – co kto lubi. Z uwagi na sporo czasu, siłą rzeczy udało nam się popróbować wszystkiego po trochu haha. Zdołaliśmy znaleźć wygodne miejsce przy stołach, gdzie razem z innymi turystami trochę powymienialiśmy się swoimi wrażenia ze szlaku oraz innych podróży. Musimy stwierdzić, że pogoda połączyła wszystkich przy stole. Brakowało tylko gitary i kogoś, kto umie śpiewać. Byliśmy pierwszy raz w Samotni i stwierdzamy, że schronisko zrobiło na nas bardzo miłe wrażenie. W końcu przestało padać. Chmury jeszcze przetaczały się po niebie, ale już bezdeszczowo.

Czas więc było ruszać, bo przecież przed nami kawał drogi. Ruszyliśmy niebieskim szlakiem, który sprowadza do Karpacza. Na Polanie w Karkonoszach zeszliśmy na żółty podprowadzający do rozwidlenia Pod Pielgrzymami, gdzie zeszliśmy na szlak zielony prowadzący już do ODRODZENIA i naszej Spindlerwoej Boudy. Trakt powrotny nie obfituje już w piękne krajobrazy, jakie mogliśmy podziwiać wędrując górą, szlakiem czerwonym. Tu idziemy lasem aż do Polany w Karkonoszach, gdzie spotykamy się z piękną tęczą.

Dalej już wspomnianym żółtym przez kawał otwartego terenu, gdzie żegna nas tęcza. W końcu wchodzimy do lasu, który pięknie mieni się w słońcu przez unoszącą się parę z mokrych drzew. Jest klimat. Tu na sporej długości szlaku mamy kładki przenoszące nas nad grzęzawiskami. Niby fajnie, ale trzeba uważać, bo po deszczu te deseczki pomagają wywinąć orła haha. Na szlaku jesteśmy sami. W taką pogodę już nikt tu nie chodzi, tym bardziej, że mamy już godzinę po 17:00. Kiedy minęliśmy żółty szlak i weszliśmy na zielony to od czasu do czasu nasz trakt wychodził z drzew pokazując nam widoki na te same miejsca, które widzieliśmy idąc górą.

Tu jednak mieliśmy spojrzenie z nieco innej perspektywy. O! kogoś właśnie minęliśmy. Chyba ten ktoś wracał z ODRODZENIA tak samo wracał do Karpacza jak my z Samotni do Spindlerowej Boudy. Trzeba powiedzieć, że szlak po takim deszczu dostarcza znów innych wrażeń, niż taki suchy z zasnutym krajobrazem. Chmury cały czas nam towarzyszą, na szczęście coś je przytkało i nie pada haha. Powolutku zaczynamy lekko podchodzić do rozgałęzienia Pod Małym Szyszakiem, gdzie szlak, którym idziemy łączy się z czerwonym, którym szliśmy rano w tamtą stronę. Jesteśmy już prawie pod naszą kwaterą i praktycznie przy ostatnim naszym celu – kultowym ODRODZENIU „schronisku, które przetrwało”.

Historia tego nazistowskiego obiektu łączy współczesną intrygę z mroczną przeszłością, w której tajemnicze włamanie i zniknięcie dozorcy prowadzą do odkrycia wojennych sekretów, zbrodni i ukrytych skarbów, wplatając w fabułę lokalne legendy i dzieje regionu. Kiedy tu doszliśmy i stanęliśmy na ścieżce bocznej, z której zrobione zostało zdjęcie przez Karola Nienartowicza poczuliśmy ciarki. Był już prawie wieczór, gęste chmury przetaczały się nad schroniskiem, z którymi walczyło zachodzące słońce. Coś fantastycznego! Aura, w której tu znaleźliśmy się była niemal taka sama jak na okładce książki. Zbudowana w ten sposób atmosfera połączyła nas z treścią kryminału, co tłumaczy nasze ciarki. Godzina po 18:00. Schodzimy do schroniska. W środku kilku turystów konsumujących tutejsze specjały. Przy ladzie uśmiechnięta dziewczyną ze spokojem obsługująca wędrowców.

Stanęliśmy w krótkiej kolejce i zamówiliśmy tutejszy żurek. Oczekując na obsługę na ladzie zauważyliśmy książki naszego autora, oczywiście na pierwszym miejscu kryminał „Schronisko, które przetrwało”, czyli ODRODZENIE. I tak na koniec wędrówki przeplecionej deszczem spotkał nas fantastyczny finał, w którym poczuliśmy oddech bohaterów tego opowiadania i niesamowity klimat miejsca. Teraz już tylko przejście do naszej kwatery, z której następnego dnia ruszyliśmy do „Schroniska, które przestało istnieć”, czyli Śnieżnych Kotłów.


