MASCA – wędrówka wąwozem; wyprawa: kwiecień 2024
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawyMASCA – wędrówka wąwozem. Co to za miejsce.
Masca to przepiękny wąwóz rzeźbiony przez naturę od ponad 5 mln. lat. Erozja przecięła tutaj skałę niczym nóż. Wędrując wąwozem zauważamy jak ściany odsłaniają różne warstwy materiałów tworzących masyw Teno oraz pionowe linie wałów – pęknięć wypełnionych nową emisją magmy wydobywającej się na powierzchnię. W miarę schodzenia w dół widać jak woda odsłoniła coraz starsze warstwy konstrukcji wąwozu. W rzeczywistości, kiedy wędrujemy w niższe partie kanionu możemy dotknąć jednych z najstarszych skał na Teneryfie.
Masca to nie tylko nazwa wąwozu, ale również małej wioski, do której dojeżdżamy wąską, krętą drogą. Dawno temu drogi tej nie było, a mieszkańcy wioski kontaktowali się ze światem właśnie schodząc przez wąwóz do wybrzeża, gdzie podpływały łodzie. Drogą przez wąwóz odbywała się również wymiana towarowa, na którą mieszkańcy musieli mieć naprawdę dobrą kondycję, ponieważ powrót do wioski łączył się z pokonaniem różnicy poziomów ponad 700m, z czego ostatnie 200m daje trochę w kość.
Wąwóz Masca położony jest w Parku Wiejskim Teno, chronionym obszarze przyrodniczym, będącym jednym z najstarszych rejonów Teneryfy. Miejsce to budowane było przez naturę przez ponad 7 mln lat. Warstwa po warstwie TENO wyrastało z dna morskiego i około siedmiu milionów lat temu osiągnęło poziom powierzchni morza. To jednak nie był koniec ewolucji tego miejsca. Magma płynęła i gromadziła się jeszcze przez około dwa miliony lat, aż osiągnęła znacznie wyższy i szerszy masyw. Mając świadomość takiej historii budowania się tego miejsca wędrówka wąwozem dostarcza jeszcze więcej emocji.
Masca jako wioska to jeden z najwspanialszych przykładów architektury ludowej na wyspie. Jako miejsce historyczne Masca została uznana za obiekt o znaczeniu kulturowym. Tradycyjne budynki wzniesiono z niewielu dostępnych wówczas materiałów: skały wulkanicznej, drewna z drzew kanaryjskich, trzciny cukrowej i błota. Jeśli nie uda się zdobyć wejściówek do wąwozu to i tak warto tu przyjechać zobaczyć wioskę i przejechać się bogatą w piękne krajobrazy drogą z Santiago del Teide do Buenavista del Nte.
MASCA – wędrówka wąwozem. WRAŻENIA
Przejście wąwozem dostarcza sporo emocji. Schodząc w dół przechodzimy raz przez w miarę otwarty teren między skałami, a raz wąskimi traktami między uformowanymi skalnymi ścianami. Czasem miniemy strumień, drugi raz piękną palmę wyrastającą na samym środku szlaku wąwozu. To wszystko robi wrażenie. Szkoda tylko, że kiedy już dojdziemy do wybrzeża nie ma możliwości podejścia do samej wody.
Jest tu kamienna plaża, niestety zagrodzona. Na końcu szlaku jest mały domek, gdzie siedzi strażnik, nazwijmy to pracownik parku, który pilnuje, żeby nikt nie przechodził bezpośrednio nad wybrzeże. Szkoda, bo naprawdę fajna przygoda przejścia wąwozem mogłaby mieć doskonały finał w postaci chociaż małej kąpieli w oceanie.
MASCA – wędrówka wąwozem. ZWIEDZANIE
Aby odbyć trekking wąwozem należy bezwzględnie dokonać rezerwacji na stronie Biura Wąwozu – TUTAJ. I tu od razu uczulamy, że zdobycie wejściówek nie jest łatwe. Wąwóz otwierany jest w sezonie wakacyjnym w piątki, soboty i niedziele. Poza sezonem w soboty i niedziele. Sami rezerwowaliśmy wejściówki poza sezonem, czyli na kwietniowy weekend. Wejście było bezpłatne. Teraz widzimy, że za wejściówkę należy zapłacić prawie 30 EURO. Nie wiemy, czy ta opłata funkcjonuje tylko w sezonie wakacyjnym, czy już na okrągło. Koszt za wejście to jednak mniejszy problem, Większy to taki, że na wejściówki należy polować. Są one udostępniane w dwóch nazwijmy to wariantach. Ten podstawowy wygląda tak, że około 20-go dnia każdego miesiąca udostępniana jest większa pula wejściówek na kolejne dwa miesiące. Oczywiście pamiętamy, że wejścia są tylko w weekendy.
Druga opcja to próba zdobycia wejściówki w czwartek lub piątek bezpośrednio przed weekendem, w którym chcemy odbyć trekking. W tych dniach pojawiają się pojedyncze sztuki biletów od osób, które zrezygnowały. Ten wariant jest dla tych, którym nie udało się zdobyć biletów z podstawowej puli udostępnianej około 20 dnia w miesiącu. U nas wyglądało to tak, że praktycznie codziennie od 15 marca kontrolowaliśmy stronę wąwozu Masca. Kiedy był już 20-sty dzień już straciliśmy nadzieję, że uda się zdobyć wejściówki. Na drugi dzień jednak – 21 marca pojawiły się spore ilości wejściówek do pobrania. Wtedy szybka rezerwacja, bo wiedzieliśmy, że za chwilę ich nie będzie.
Jak później sprawdzaliśmy bilety na nasz dzień – 20 kwietnia 2024 za dwa dni już się skończyły. Byliśmy wniebowzięci haha. Jest jeszcze jedna uwaga przy rezerwacji wejściówki. Podczas procesu rezerwacji należy podać nr paszportu, dlatego kiedy będziecie czyhać na bilety miejcie przygotowany numer dokumentu, żeby szybko i sprawnie przeprowadzić rezerwację. Jeśli 20-go, czy 21-go nie będzie pojawiała się pula z biletami nie załamujcie się i kontrolujcie stronę w kolejne dni. Zawsze też można napisać email do biura i zapytać czy na dany miesiąc pojawią się wejściówki. Obsługa biura ładnie odpisuje. Jeśli nie uda się w żaden sposób zdobyć biletów pozostaje ostatnia, chyba najpewniejsza szansa odwiedzenia wąwozu w grupie zorganizowanej. Takie wycieczki organizowane są przez lokalne biura podróży, których adresy można znaleźć na stronie Masca.
No dobrze, kiedy już uradowani mamy bilety musimy stawić się o zarezerwowanej godzinie w biurze wąwozu. Łatwo trafić, bo sama wioska jest malutka, a przy przystanku autobusowym znajduje się drogowskaz kierujący do biura. Wszystko jest oczywiście w porządku, jak już jesteśmy w Masce. Trzeba tu jednak dojechać i przede wszystkim zaparkować. Z tym jest największy problem. Droga do wioski jest wąska i kręta. Często ciężko jest się minąć z innymi autami, a szczególnie z autobusem, gdzie trzeba po prostu się cofać. Na to, i problemy z parkowaniem trzeba wziąć poprawkę czasową przy planowaniu dojazdu do wioski. W Masce jest wprawdzie parking na kilkanaście samochodów, ale są to miejsca, które po dwóch godzinach należy opuścić.
Byli tacy, co zaparkowali na tych miejscach pozostawiając auto na cały dzień, bo schodzili oni z nami do wąwozu. Niestety nie wiemy, czy później mieli w związku z tym jakieś konsekwencje. Nam udało się zaparkować tuż przy przystanku autobusowym. Jest tu spory kawałek szerszej drogi, na którym parkują auta tak ciasno jak się tylko da. To bezpłatne miejsce parkingowe i aby zrodzić sobie szansę na jego zdobycie należy przyjechać do wioski najpóźniej o 8:30, a najlepiej o 8:00. Myśmy przyjechali właśnie około 8:30 i były jeszcze może ze 3 miejsca. Oczywiście cieszyliśmy się jak dzieci, bo gdyby tego miejsca nie było to najbliższe bezpieczne miejsce parkingowe znajduje się 1,5 km szlakiem turystycznym pod górę od wioski w miejscu o nazwie Mirador La Cruz de Hilda.
To mała restauracja z tarasem i pięknym widokiem na wioskę. Jest tu spory bezpłatny parking dla każdego. Miejscówka bardzo fajna, ale nie wyobrażam sobie podchodzić tu jeszcze po trekkingu w Masce, gdzie ostatnie kilkadziesiąt metrów ostro pod górkę dają w tyłek. Podsumowując – jeśli przyjedzie się odpowiednio wcześnie to bezpłatne miejsce parkingowe przy ulicy z pewnością znajdziemy. Mając wejściówki do wąwozu kierujemy się do biura, gdzie pani sprawdza wejściówki – wydruki lub w telefonach. Oprócz tego sprawdzane się buty, a dokładnie podeszwy, czy są odpowiednie do górskiej wędrówki.
Tak tak, w miejskich addidaskach, trampkach, czy lekkich sandałkach tutaj nie wejdziecie, więc pamiętajcie o obuwiu z twardą, traktorowatą podeszwą. Nie muszą to być wysokie buty za kostkę, ale odpowiednia, górska podeszwa musi być. Po takiej kontroli idziemy na krótki instruktarz do drugiej pani, która mówi gdzie znajdują się strażnicy, u których można uzyskać pomoc. Wydaje nam kaski i małe „guziczki”, które należy oddać przy furtce, będącej już bezpośrednim wejściem do wąwozu. Tam jest pan, który to odbiera i otwiera nam furtkę. Od tego momentu rozpoczynamy wędrówkę w dół wąwozu.
Na początku mamy ostre zejście w dół, które z czasem ulega powolnemu wywłaszczeniu. Szlak jest zabezpieczony barierkami linowymi i w paru miejscach krótkimi łańcuchami. Nie są one niezbędne przy schodzeniu lub wchodzeniu, ale na wszelki wypadek je zamontowano. Wędrując wąwozem pokonujemy różnicę wysokości około 600 m licząc od furki wejściowej. Biorąc pod uwagę jednak fakt, że ulica z zaparkowanym samochodem znajduje się sporo wyżej to całkowita różnica wysokości do pokonania to ok 700…750 m. Osoby mające problemy z kolanami z pewnością to mniej lub bardziej odczują schodząc ostro po głazach, kamiennych stopniach w dół. Długość trasy w obie strony to około 10 km. Czas jaki należy poświęcić z dłuższą przerwą na samym dole i krótszymi na szlaku to około 6 godzin przy średnim tempie, a nawet wolniejszym z uwagi na robienie zdjęć marszu jak to było w naszym przypadku.
Idąc, w połowie szlaku spotykamy strażnika kontrolującego schodzących turystów. Przy powrotnym wychodzeniu już go nie było haha. Wąwóz Masca z pewnością nie należy do tych, którymi wędrowaliśmy w Szwajcarii, czy w Austrii. Nie ma tu przypiętych do skalnych ścian kładek i mostków. Nie ma tu również głośnego, rwącego potoku na dnie. Tu mamy zupełnie inne odczucia, budowane przez walory wizualne warstwowych ścian kanionu, które wznoszą się do samego nieba, kiedy już jesteśmy na jego dnie. Oglądając podczas wędrówki to cudo stworzone przez naturę nawet nie spostrzegamy się, kiedy dochodzimy już do końca wąwozu, czyli na brzeg oceanu. Tutaj niestety wszystko ogrodzone tak, że nie można nawet podejść do brzegu.
Znajduje się tu małe molo, przy którym cumują łodzie z turystami lubiącymi popływać. Niektórzy z nich wychodzą na brzeg i podchodzą pod zamkniętą furtkę, która łączy wybrzeże i molo z wąwozem. Niestety furtka jest zamknięta, a siedzący budce obok strażnik nie otworzy jej. Byłoby naprawdę idealnie, gdyby można było zejść wąwozem i na brzegu zamówić sobie łódź, którą popłynęlibyśmy do miasteczka Los Gigantes, bo właśnie stamtąd większość łódek tu podpływa. Oczywiście transport jednostronny można byłoby zorganizować sobie również w drugą stronę, kiedy to łodzią podpłynęlibyśmy na brzeg i stąd wystartowalibyśmy wąwozem do wioski. Wtedy człowiek miałby większą satysfakcję z wycieczki i na pewno byłby mniej zmęczony, bo nie ma co ukrywać trekking wąwozem w obie strony daje się odczuć.
Na całej długości wąwozu, ani na końcu tj. na brzegu nie ma żadnej nawet najmniejszej gastronomi, ani toalet. Trzeba mieć to na względzie, dlatego koniecznie należy zabrać ze sobą przynajmniej po litrze wody na głowę i oczywiście jakieś prowiant, który większość piechurów konsumuje na brzegu, gdzie wąwóz łączy się z oceanem. Tu możemy odpoczywać tyle ile chcemy, ale musimy mieć na względzie, że trzeba wrócić przed 18:00. Tak było w kwietniu. Aktualnie widzimy na stronie, że mamy jednak jakiś transport morski, dlatego też koniecznie należy zorientować się na stronie wąwozu lub przez korespondencję elektroniczną jak wygląda organizacja takiego przedsięwzięcia.
Jeśli uda nam się wrócić łodzią, to i tak trzeba przybyć do wioski po auto. No chyba, że w marinie w Los Gigantes organizują kompleksowo transport, czyli podwożą do wioski autem, a potem o umówionej godzinie czekają przy molo w zatoce Masca. Tego należy się dowiedzieć w biurze wąwozu lub już w samym Los Gigantes – w jednym z lokalnych biur turystycznych w tym miasteczku. Można je spokojnie zlokalizować na Google Maps. My takiego szczęścia nie mieliśmy. Musieliśmy wracać z powrotem do wioski. Ale nie żałowaliśmy, bo cały trekking był fajną przygodą, którą polecamy każdemu.
FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy