MAŁA FATRA – szlak na Stoh; wyprawa: lipiec 2024
MAŁA FATRA – szlak na Stoh. Co to za miejsce?
O Małej Fatrze już pisaliśmy w poprzednim wpisie po zdobyciu Mincola. No dobrze, ale tu mamy szczyt Stoh, który leży w zupełnie innej części tego pasma górskiego niż Mincol. Parę słów więc o tej charakterystycznej górze wznoszącej się na wysokość 1607 m n.p.m. w tzw. Krywańskiej części Małej Fatry. Stoh zlokalizowany jest we wschodniej części Małej Fatry, w jej głównym grzbiecie. Na północnym wschodzie przełęcz Medziholie oddziela go od Wielkiego Rozsutca, zaś na zachodzie Stohowa Przełęcz – od Południowego Gronia. Północne stoki Stoha schodzą do Novej Doliny (odnoga Doliny Wratnej) i spływa nimi Stohový potok.
W kierunku południowym Stoh pokazuje nam długi grzbiet ze szczytami Žobrák i Suchý Vrch, schodzący nad przełom Wagu w Królewianach i rozdzielający Dolinę Bystrička na wschodzie od Doliny Szutowskiej na zachodzie. To taki dokładniejszy opis naszego celu, jaki obraliśmy sobie podczas pobytu w Terchowej. Na Stoh prowadzą szlaki: zielony od miasteczka Kralovany oraz czerwony prowadzący od Wielkiego Rozsutca lub z drugiej strony od Południowego Grunia, skąd właśnie my wędrowaliśmy.
MAŁA FATRA – szlak na Stoh. WRAŻENIA
Nie chcielibyśmy się powtarzać pisząc ciągle to samo, że wędrówka Małą Fatrą, a zwłaszcza jej grzbietem dostarcza wielu wspaniałych wrażeń, ale co można tu innego napisać. Trekking graniami umożliwia podziwianie krajobrazu w perspektywie 360 stopni. Widać wkoło inne mniejsze szczyty, które falują swoją soczystą zielenią wzdłuż szlaku, którym wędrujemy. To jest to, co w ludziach rodzi zachwyt. Z drugiej strony trzeba mieć na względzie to, że spacer szczytami wymaga trochę więcej kondycji niż tylko wejście na szczyt i zejście z niego, jak to często bywa. Tu wędrujemy raz z górki, raz pod górkę. I często podejścia są ostrzejsze, które nie jednej osobie mogą dać w kość. Zawsze jest jednak satysfakcja z przejścia szlakiem i zachwyt krajobrazem.
MAŁA FATRA – szlak na Stoh. WĘDRÓWKA
To nie był nasz pierwszy raz na Małej Fatrze, ani nawet drugi, ponieważ ten drugi mieliśmy tydzień wcześniej, kiedy zdobywaliśmy Vielką Lukę i Mincol. Te dwa szczyty oddalone są nieco od pasma krywańskiego, w skład którego wchodzą szczyty Stoh, Chleb, Hromove i Południowy Grun, które były celem naszej wędrówki. Szlak czerwony, który biegnie przez wspomniane szczyty jest tym głównym rozciągającym się na prawie całym grzbiecie Małej Fatry. Wskoczyliśmy na niego przy górnej stacji kolejki Vratna.
Kolejką można wyjechać z Terchovej, gdzie udało nam się znaleźć całkiem fajną kwaterę. Trasę zaplanowaliśmy tak, aby nie wracać już do kolejki tylko zejść pieszo na parking przy dolnej stacji, gdzie pozostawiliśmy naszego bolida. W ten sposób nasza wędrówka liczyła sobie około 14 km po zróżnicowanym wysokościowo terenie z dość wymagającym podejściem na samego Stoha, Na mapce pokazujemy nagrany ślad naszego trekkingu.
Z praktycznej strony informujemy, że parking pod dolną Vratną kosztuje 10 EURO za cały dzień. Płatne w parkomacie gotówką lub kartą. Koszt kolejki w jedną stronę to 20 EURO. TUTAJ można zerknąć na stronę kolejki. Czas przejazdu to ok. 10 minut. Kiedy wysiądziemy już z kolejki możemy zdegustować kawkę na sporym tarasie po czym ruszyć na szlak. My z reguły wędrówki nie zaczynamy od kawy. Ta smakuje lepiej jak już przejdziemy kawałek i zasiądziemy gdzieś w dalszym punkcie na szlaku. Tu jednak trzeba mieć kawę ze sobą, ponieważ na całym grzbiecie od Małego Krywania, który zdobywaliśmy parę lat temu aż do Stoha nie ma żadnej gastronomi, za wyjątkiem stacji kolejki Dlatego zwracamy na to uwagę, że jeśli ktoś potrzebuje małej czarnej na rozruch to tylko przy wspomnianej górnej stacji kolejki.
Wybierając się na Stoh kierujemy się w lewo od stacji kolejki. Jeśli ktoś chce i nie był to można podejść na Wielki Krywań. W zasadzie mamy go w zasięgu ręki. Ale uwaga! To jest trochę złudne. Na szczyt oczywiście wejdziemy bez większego problemu, ale musimy mieć na względzie, że mamy do pokonania spory kawałek z ostrym podejściem na Stoha, więc lepiej zostawić sobie Wielki Krywań na inny dzień, w którym połączymy go jednym trekkingiem z Małym Krywaniem. Tak my zrobiliśmy parę lat temu. TUTAJ można zerknąć na opis.
Pierwsza część szlaku nie jest męcząca. Pierwszy szczyt na trasie to Chleb z nieforsującym podejściem. Dalej Hromove, na który w zasadzie schodzimy. Później mamy wspaniały odcinek wiodący przez Steny – Jużny Wierch, Steny – Severny Wierch aż do Południowego wierchu, gdzie krzyżujemy się z żółtym szlakiem, którym będziemy schodzić po zdobyciu Stoha. Tutaj dłuższy przystanek na mały lunch i dalej w drogę. Stąd już bardzo dobrze widać nasz cel. Trochę nas przeraża długie zejście, po to, by później ostro podchodzić na szczyt.
Zejście to znów piękny szlak granią, który podprowadza nas pod drzewostan, w którym rozpoczynamy wspinaczkę na Stoha. Tu nie ma zmiłuj się. Trzeba się drapać do góry odpowiednio rozkładając siły, bo przy takim nachyleniu stoku również zejście będzie dało się odczuć, szczególnie dla osób z wrażliwymi kolanami. Zgodnie z informacją na drogowskazach podejściówka zajmuje ok. 45 minut. Na samej górze, tuż przed szczytem mamy lekkie wypłaszczenie, gdzie można nabrać trochę więcej powietrza. Po chwili jednak dochodzimy do słupka z napisem Stoh. JEST! Teraz minuta na wyrównanie oddechu, następnie paręnaście łyków wody i można upajać się krajobrazem. Stąd widać we wszystkie świata strony.
Najbliżej nas prezentuje się Wielki Rozsutec. Dalej to już szczyty opisane na wstępie relacji. Jest pięknie. Nawet trochę mniej wieje niż na Chlebie, gdzie nie można było ustać na prostych nogach. Na szczycie spędziliśmy przynajmniej 20 minut. Pogadaliśmy z naszym dobrym znajomym, przewodnikiem Sebastianem, którego zupełnie przypadkiem spotkaliśmy na szlaku z grupą PTTK przed Południowym Gruniem. Schodzenie ze Stoha może nie generuje zadyszki, ale trzeba mieć odporne kolana i dobre buty z amortyzacją palców, aby te po wędrówce nie były zbyt mocno obolałe haha. Schodząc z tego szczytu wiedzieliśmy, że to nie wszystko. Czekało nas jeszcze jedno takie zejście tylko dłuższe z Połdniowego Grunia do Chaty na Gruni wspomnianym wcześniej żółtym szlakiem.
Między oboma zejściami mieliśmy jeszcze podejście na Południowy Grun, z którego 2 godziny wcześniej byliśmy przerażeni zejściem w dół pod podejściówkę na Stoha. Dobrze, że to podejście nie jest ostre tylko dość mocno wydłużone, więc można spokojnie sobie dreptać swoim tempem bez zatrzymywania. Na skrzyżowaniu z żółtym szlakiem zrobiliśmy sobie drugą przerwę na mały lunch, po czym rozpoczęliśmy już ciągłe schodzenie najpierw do wspomnianej Chaty na Gruni i dalej już na parking do auta. Zejście na początku prowadzi zygzakiem, więc nie męczy tak kolan.
Kiedy jednak miniemy linię lasu i pojawi się wyciąg narciarski zaczynamy schodzić ostro w dół w linii prostej. Mijaliśmy tu jedną dziewczynę, która szła powoli tyłem chyba z uwagi na wspomniane wcześniej palce u nóg, które przy takim zejściu mocno są obciążane, co w pewnym momencie odzwierciedla się bólem. W końcu udaje się dojść do Chaty gdzie po prostu nie można sobie odmówić dobrego słowackiego piwka. Dobrze, że mieliśmy kierowcę w naszej mini grupie haha. Stąd do parkingu nie ma już ostrego zejścia. Idziemy prawie po równym przez około pół godziny.
Cała trasa nie ma co ukrywać trochę nas zmęczyła. Ale satysfakcja ogromna i nieopisane wrażenia nie opuszczają nas do teraz. Polecamy ten trakt każdemu, ale zaznaczamy, że dobrze jest kilka dni wcześniej rozgrzać nogi innymi wycieczkami, bo jeśli wyjdziecie zza biurka i ruszycie tutaj, to na drugi dzień „chód robocopa” murowany haha. Na trasę należy uzbroić się w typowe, górskie obuwie. Z uwagi na wysokość 1.600 m trzeba mieć coś do okrycia przed wiatrem lub chłodem.
No i tradycyjnie jak to w górach coś na wypadek deszczu. Na trasie nie ma żadnej gastronomi za wyjątkiem górskiej stacji kolejki gdzie startujemy i Chaty na Groni zlokalizowanej przy dolnej stacji wyciągu narciarskiego przy żółtym szlaku. Z tego powodu koniecznie należy zabrać ze sobą suchy prowiant. POWODZENIA!